Rozdział V

78 11 20
                                        

Czarny, nieregularny kontur sylwetki smoka na tle miecza, wypalony w ludzkiej skórze, była dla Shane niebywale dziwnym zjawiskiem. Kształt ten, dopracowany w najmniejszych szczegółach, posiadał jednak tylko symbolicznie zaznaczone zęby w postaci pary, jak się wydawało, nieco przerysowanych kłów. Głowę smoka wieńczyła korona lekko zawiniętych rogów, tym samym również przyozdobiono jego nieproporcjonalnie długi grzbiet. Błoniaste skrzydła, niecałkiem rozpostarte, były na brzegach delikatnie poszarpane. Profil stworzenia został pozbawiony łap, dzięki czemu zyskiwał wrażenie jedynie symbolicznego wizerunku. Spośród różnych, znanych zwykłym ludziom gatunków, na które dzieliły się smoki żywiołów, którymi władały, a o jakich barwne opowieści Shane nieraz słyszała, ten przedstawiony na pieczęci nie przypominał żadnego konkretnego. Długością ciała odpowiadał stworzeniu żyjącemu pod wodą i zapewne sprawującemu pieczę nad morskimi przestrzeniami. Jednak skrzydła, które posiadał, przeczyły temu w sposób oczywisty. Poza tym nie mógł być również smokiem powietrznym, ponieważ posiadał zbyt masywny i muskularny tułów, co upodabniało go także do władcy ognia. To by znaczyło, że albo celowo ktoś wykonał hybrydę kilku różnych wzorców, albo wbrew powszechnym, być może uznawanym za naukowe, przekonaniom, istnieć i chodzić po świecie mogło naprawdę wszystko. Shane nie była zbytnio uspokojona możliwością drugiej opcji, toteż postanowiła uznać wizerunek smoka umieszczonego w symbolu gildii łowców za owoc artystycznej ingerencji podczas jego projektowania. Shane podczas opatrywania zabójczyni miała okazję dokładniej przyjrzeć się znakowi. Jego struktura przypominała nieco malunek wykonany tuszem ze względu na swoją niezwykłą precyzję, a jednocześnie trochę niejednolita powierzchnia pozwalała sądzić, iż symbol został odbity w skórze za pomocą jakiegoś rozgrzanego narzędzia. Shane skrzywiła się na tę myśl, a wszystko wokół lekko się rozmazało, na co nie zwróciła zbytniej uwagi. Zamrugała powiekami i przystąpiła z powrotem do pracy. Zdecydowanie nie miała ochoty pytać nikogo, w jaki sposób pieczętuje się smoczych zabójców. Nagle jej głowę przeszył nieznośny ból. Wypuściła z dłoni igłę i cienką nić do zaszywania ran, gdy przed oczami zaczęła widzieć ciemne plamy, a jej umysł zdawał się coraz bardziej zamroczony.

Panujący mrok rozpraszało ostre, zielone światło bijące z niewielkiego, przypominającego grot strzały przedmiotu. Na chwilę rozświetliło ustawione w pobliżu przedmioty. Drewniane kowadło, szeroki młot i smukła konstrukcja złożona z kilku materiałów, której kształt mógł przypominać kuszę. Blask zgasł prawie zupełnie, ustępując miejsca drugiemu, dość podobnemu. Tlący się chłodną zielenią przedmiot pozwalał rozpoznać ogólny zarys, okrytej zwiewnym płaszczem, trzymającej go postaci. Nic nie wydawało żadnego dźwięku, ani jeden zapach nie roznosił się w powietrzu. Było tylko zimno. Bardzo zimno. Coś jednak sprawiało, że na ten widok przyspieszało tętno, krew zaczynała szumieć w uszach, a przejmujący chłód był już nic nieznaczącym elementem scenerii. Podniosła atmosfera. Niepewność i strach. Przeszywający uszy krzyk bólu, chrapliwy, kobiecy krzyk, przywodzący na myśł trudną do wyobrażenia torturę rozległ się dokładnie w momencie, gdy zielonkawe światło nagle przestało być widoczne.

- To wszystko? - smocza zabójczyni rzuciła dziewczynce zniecierpliwione spojrzenie. - Źle wyglądasz.


- To nic takiego - odpowiedziała Shane. - I... jeszcze chwila. Bardzo przepraszam... - mówiła szybko. Zamilkła na chwilę, by skupić się na przerywaniu nici, którą kończyła zaszywać ranę. Niezwłocznie zabrała się za wiązanie ostatnich opatrunków.


- Powinnaś odpocząć - Kaerenn wstała, odtrącając ją delikatnie. - Dziękuję ci za wszystko. Naprawdę wiele dla mnie zrobiłaś - dodała, uśmiechając się łagodnie. - Ale musisz pomyśleć też o sobie.


- Ach, oczywiście- Shane uśmiechnęła się blado, lekko się przy tym rumieniąc. - Nie będę sprawiać wam problemów. Kiedy mogłabym opuścić to miejsce? Kiedy najwcześniej?
Dokąd... - łowczyni delikatnie uniosła brwi - dokąd chcesz się udać?
Dziewczyna otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zamknęła je, bo nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. W ogóle nie znała terenów poza swoją rodzinną wioską, nie mówiąc już o tym, że położenie zamczyska Morthram również było dla niej tajemnicą.

VenatrixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz