Rozdział IV

93 12 17
                                    

Notatka od autorki

Witam. Przed nami najbardziej odjechany rozdział, jakiego do tej pory ta książka widziała (a wiem, co mówię, bo poza, nim mam w zapasie jeszcze 11). Tak mówię, żebyście się nie zdziwili za bardzo. Mam nadzieję, że luźniejszy rozdział, w tym trio największych gwiazd najdziwniejszych odpałów w Venatrix rozładuje trochę ciężką atmosferę i... że będziecie się dobrze bawić :D
Dość gadania, przejdźmy do rozdziału hi hi




Wielka, chłodna sala z kamienia. Po raz kolejny... Co się stało? Shane poczuła, że znów leży na twardym łóżku. Nie może być ze mną aż tak źle, pomyślała. Nic jej nie było poza tym, że czuła się trochę otumaniona przez ostatnie dni. Tak, to wszystko było tylko jakimś przywidzeniem. A te płomienie? Ten przerażający głos, ta... ona? Shane? To się kiedykolwiek wydarzyło? Ta spalona wioska, która nawiedzała ją we wszystkich snach... Może to tylko koszmar...?
- Jest z nią gorzej, niż sądziłem- westchnął smoczy zabójca. Shane zwróciła na niego swoje spojrzenie. Jego popielaty mundur był w kilku miejscach poplamiony nieznanymi jej substancjami. On sam stał, oparty o kamienną ścianą, mieszając jakiś wywar w szerokim flakonie. Ciemne brwi miał ściągnięte w skupieniu, a spomiędzy ściśniętych warg wystawał czubek języka, co wyglądało dość komicznie.

- Więc nie sądź - prychnął drugi łowca. W bezpiecznej odległości siedział na zydlu, z rękami skrzyżowanymi na piersi i nogami wyciągniętymi na stół. Twarz smoczego zabójcy była częściowo skryta pod czarnym kapturem, ale zakrzywiona blizna, która znaczyła policzek łowcy definitywnie zdradzała jego tożsamość i tylko dlatego Shane mogła stwierdzić, kim jest. Choć nigdy jej się nie przedstawił, Shane zdołała dowiedzieć się, że jest to Rick.

- Wydaje mi się, że niepotrzebnie to wszystko analizujesz - kontynuował. - Dziewczyna naprawdę wiele przeszła... No i potrzebuje się z tym oswoić. A przede wszystkim odpocząć. Daj jej trochę czasu.

- Naprawdę tego nie rozumiesz?
- Oświeć mnie.

- Tu dzieje się coś nienormalnego. Anomalia. Jakieś siły działające w tym miejscu nie pozwalają jej się uspokoić - łowca w szarym mundurze odłożył na stolik fiolkę z naparem. Niecierpliwie postukał palcami o blat.

- Może to, że dorasta i za mocno wszystko przeżywa? - zasugerował Rick, unosząc brew.

- Naprawdę myślisz, że coś.... coś takiego da się przeżyć za mocno? Śmierć wszystkich, których znałeś i całkowitą zmianę środowiska. Tak?

- No, mniejsza o to. W każdym razie znalazłeś źródło problemu. Gratulacje.

- Licho wie. Może jest ich kilka?

- Alchemiku - łowca w czarnym mundurze westchnął i przewrócił oczami. - Zapewniam cię, że to nic nadzwyczajnego. Nie ma sensu robić z tego jeszcze większego problemu, niż jest w rzeczywistości. Ile ty miałeś lat, gdy straciłeś rodzinę?
Smoczy zabójca nie poruszył się przez długą chwilę. Wciągnął powietrze w płuca i wstrzymał na jakiś czas. Poruszył się niecierpliwie i znów sięgnął po flakonik z eliksirem, bezwiednie mieszając jego zawartość.

- Siedem - powiedział w końcu i utkwił wzrok w mieszaninie. - To takie ważne?

- Może dla ciebie będzie - Rick wzruszył ramionami. - Wybacz, Remiel, że znów poruszam tę kwestię, ale czy możesz mi powiedzieć, ile czasu zajęło ci otrząśnięcie się z tego?
Alchemik drgnął spazmatycznie, o mało nie upuszczając flakonika. Chwiejnie podszedł do Shane i położył dłoń na jej czole. Dziewczynka spojrzała mu mimowolnie w oczy. Były jak zwykle ciemne, a rozszczerzone z braku dostatecznego oświetlenia źrenice dodawały im głębi. Tym razem jednak ich powierzchnia sprawiała wrażenie szklistej... i trochę smutnej.

VenatrixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz