-No dawaj zabij go! Czy to aż takie trudne?.- zapytał mężczyzna zniecierpliwiony czekaniem.
Dziewczyna, powstrzymywała łzy, celując w bezbronnego bruneta na przeciwko.
-Avada kedavra -wypowiedziała ledwie słyszalnie, a bezwładne ciało mężczyzny o zielonych oczach spadło z piętra budynku.
- I czy to było aż takie trudne?-zapytał, podchodząc bliżej blondynki.
-Nie wierzę, zabiłaś go ...
Sophia odwróciła się w stronę chłopaka, który stał kilka metrów za nią.
-Dobrze wiesz co zrobił-usprawiedliwiała się dziewczyna.-Po za tym, to był zwykły nic nie warty mugol.
-Wiesz, że zawsze byłem po twojej stronie ale to już przesada-kontynuował chłopak.
-Marcel o czym ty mówisz? Co ty zamierzasz zrobić?-spytała łamiący się głosem.
- Kocham cię, ale chyba będzie lepiej dla na nas obojga jeśli się rozstaniemy.- stwierdził chłopak.
-Oh proszę was, wszyscy wiemy, że nawet przez łzawą historyjkę moja siostrzenica nie zmieni strony.- stwierdził z kpiną w głosie blondwłosy mężczyzna.
-Nie wybrałam żadnej strony! Chce pomścić rodziców dlaczego żaden z was tego nie rozumie?-zapytała dziewczyna szlochając.
-Po tym wszystkim co zrobił ci twój ojciec dalej chcesz go pomścić?-chłopak spojrzał na nią z pogardą w oczach.
-Avada kedavra-usłyszeli za sobą głos.
Brunet opadł na podłogę, a za jego martwym ciałem stał jeden z popleczników jej wuja.
~•~
-Sophia wstawaj!
Usłyszałam wołanie swojej ciotki z dołu.
Caroline stała jej się na prawdę bliska, od kąd jej rodzice umarli.
Stało się to tak niespodziewanie. Pomimo tego dziewczyna nie tęskniła za nimi. Nie miała za kim.
Blondynka z ogromnym trudem zwlekła się z łóżka i podeszła do szafy. Wyjęła z niej czarny golf i jeansy po czym weszła do łazienki.
Po kilku minutach wyszła z niej już ubrana i pomalowana. Zeszła na dół na śniadanie i usiadła do stołu z siostrą swojego zmarłego ojca Caroline, mężem Newtem Scamanderem i ich bliźniakami Jonem i Joshem.
-Jak jest w Hogwarcie? - zapytała podczas posiłku Sophia.
-Jest piękny i ogromny ale na pewno się odnajdziesz.-odpowiedział jej Newt, który już od rana tryskał energią.
Blondynka jedynie pokiwała głową na znak zrozumienia, powracając do bezsensowanego grzebanie w talerzu.
-Fajnie masz że już możesz chodzić do szkoły-stwierdził Jon, zabierając bratu miskę z owocami z przed nosa.
Josh mruknął niezadowolony, upijając z kubka łyk herbaty.
Kobieta pokręciła głową wyraźnie rozbawiony ich zachowaniem.
-Jeszcze zdążycie nachodzić się do szkoły. Jestem pewna, że już na drugim roku będziecie narzekać, że wam się nie chce.-rzekła, wkładając widelec z kawałkiem naleśnika do ust.
Gdy Sophia skończyła jeść posiłek, oznajmiła, że idzie po kufer po czym odstąpiła od stołu. Wspięła się na górę po swoje rzeczy, a gdy już wszystko wzięła zeszła ze wszystkim na dół, gdzie wszyscy czekali już na nią przed drzwiami.
CZYTASZ
I promise to change | Tom Marvolo Riddle | 18+
Fanfiction"Podobno czas leczy rany, lecz ja uważam inaczej. Ponieważ czas nie leczy ran, a jedynie pozwala oswoić się z bólem." Książka jest moim pierwszym opowiadaniem, zawiera wiele nieścisłości, niedomówień oraz błędów zarówno interpunkcyjnych jak i ortogr...