Hermiona Granger zajmowała swoje stałe miejsce przy służbowym biurku niemal w całości zawalonym dokumentami, paląc papierosa i przyglądając się z nieodgadnioną miną nieruchomej, kompletnie mugolskiej fotografii, którą trzymała w drżącej dłoni.
Zdjęcie przedstawiało martwą, nagą młodą dziewczynę, której jakiś wyjątkowo popieprzony zwyrodnialec poderżnął gardło.
- Co za chory pojeb... - Hermiona mruknęła z obrzydzeniem i rzuciła zdjęcie na stos podobnych, które piętrzyły się po jej prawej stronie, tuż obok przepełnionej popielniczki.
Praca w dochodzeniówce kryminalnej nie była odpowiednia dla osób o słabej psychice czy nerwach, a ona z pewnością się do nich nie zaliczała.
Życie w swoim bezlitosnym biegu pozbawiło ją tych kilku przyjemnych cech, które dotychczas stanowiły niemal jej znaki rozpoznawcze.
Dawna Granger jednak nie istniała.
Obecna za to zgasiła papierosa i przejechała dłonią po zmęczonej twarzy, bo póki co to cholerne śledztwo nie ruszyło się zbytnio do przodu - nie mieli podejrzanych, poszlak ani dowodów. W sumie nie mieli nic poza ofiarami - młodymi, ciemnowłosym dziewczynami rasy białej, pochodzenia angielskiego.
Bezradność angielskiej policji była prawie namacalna i układała się w kształt fantomu błądzącego we mgle, która skutecznie tłumiła wszelkie racjonalne tropy.
- Jeszcze tu siedzisz, Granger? Zmykaj do domu.
Linde Dominguez, wysoki Latynos w średnim wieku, który przy okazji był także szefem Hermiony, spoglądał na nią karcącym, ale też lekko beznamiętnym i zmatowiałym spojrzeniem.
Uniosła wzrok znad sterty dokumentów, a jej wargi wykrzywiły się w uśmiechu zupełnie pozbawionym jakiegokolwiek szacunku czy pokory. Orzechowe oczy pozostały czujne, zimne i kalkulujące. Hermiona rzadko kiedy pozwalała sobie na spuszczenie z tonu.
Nigdy nie pozwalała sobie na beztroskę, która mogłaby się objawiać w błahych gestach czy spojrzeniach. Zdawała się kontrolować wszystko aż do absurdu, do granic tak wyeskalowanych, że przeciętny człowiek dawno temu pogrążyłby się w szaleństwie zmęczony nieustanną kontrolą.
- Już kończę, Lind. - Odparła zachrypniętym od papierosów głosem, wrzucając fotografie do szuflady i zamykając je tam na klucz razem ze służbową bronią i odznaką policyjną. Gdy schodziła ze służby nie potrzebowała tego badziewia, które nieustannie przypisywało jej konkretną rolę.
Gdy pozbywała się tych wielce znaczących atrybutów, pozostawiała za sobą poczucie obowiązku i przestrzeganie pewnych niepisanych zasad. Zupełnie tak, jakby zamykała w pudełku kodeks wyznaczający ścieżkę prawego postępowania, a potem rzucała się w wir życia nieskrępowanego żadnymi regulaminami.
Hermiona niedbale machnęła ręką Lindemu na pożegnanie, a potem zgasiła światło przy swoim biurku - nie miała tego luksusu i osobnego biura, była szeregowym pracownikiem, dlatego przysługiwał jej tylko niewielki kawałek na wyjątkowo ciasnym openspejsie.
Co na co dzień wcale jej nie przeszkadzało.
Po wyjściu z komendy, zupełnie intuicyjnie, skierowała swoje kroki ku pobliskiemu pubowi by, tak jak zwykle, napić się drinka po pracy i zapomnieć o okropnościach minionego dnia.
- Ciężki dzień?
Lekko zachrypnięty głos barmanki rozległ się znad kontuaru, a Hermiona niespiesznie uniosła głowę i zmierzyła zawalistą kobietę oceniającym spojrzeniem. Zdecydowanie nie była w jej typie - zbyt szeroka w ramionach, tłusta, trochę za męska. Nie, z nią nie będzie niczego próbować.
CZYTASZ
Poszlaki i Szepty ▪︎Dramione▪︎ [+18]
FanfictionHermiona Granger straciła całą swoją gryfońską słodycz, stając się zupełnie inną, bardzo popieprzoną, wersją siebie. Draco Malfoy zyskał szacunek, wydobywając z siebie to co najlepsze. Jak wytłumaczyć niewytłumaczalne? Draco i Hermiona spotykają si...