3.

1K 70 0
                                    

Hermiona do tej pory żyła w nieomylnym przekonaniu, że nie jest zdolna do jakichkolwiek uczuć naruszających jej chłodną rezerwę czy stoickie zdystansowanie, którymi obdarzała otaczający ją świat.

To przekonanie opuściło ją poprzedniego wieczora, wprowadzając jej umysł w stan drażniącej nerwowości.

A wszystko zaczęło się od różdżki.

Nie, początkiem oczywiście była wizyta Harry'ego i jego groźba. Bo pieprzony Harry Potter zagroził, że jeżeli Hermiona dobrowolnie nie pojawi się na ministerialnym przesłuchaniu, zostanie na nie doprowadzona wbrew własnej woli. Reakcją Hermiony było prześmiewcze rozbawienie, ale Harry nie wyglądał jakby żartował, albo jakby dawał jej jakikolwiek wybór.

Nie miała wyboru, co niesamowicie ją zirytowało i wytrąciło z równowagi. Bo ona nie należała do pokornych osób. Nienawidziła przymusu, rozkazów, nie znosiła grać według ogólnie przyjętych zasad. Może dlatego była taką niezłą policjantką - jej metody balansowały na granicy przepisów, wychodziły poza utarte schematy, i choć Dominguez doskonale to widział, pozwalał na jej bezczelne, acz efektowne działanie.

Hermiona żałowała, że przez jakiegoś przypadkowego seryjnego mordercę wykluczono ją ze świata, w którym potrafiła się poruszać, a zmuszano do powrotu do tego, który przyprawiał ją o mdlące uczucie utraty kontroli.

Moment, w którym Hermiona Granger wydobyła z otchłani komody swoją starannie zapakowaną różdżkę, należał do jednych z gorszych w jej życiu. Poczuła ukłucie paniki, nawet strachu, gdy drżące dłonie rozsuwały poły brązowego papieru.

To jednak było nic w porównaniu z uczuciem, które ogarnęło ją całą w chwili, gdy palce zetknęły się z chłodnym drewnem.

Niesamowite gorąco skumulowało się w podrażnionych nerwach ukrytych pod skórą, przesuwając się powoli wzdłuż ramienia i rozlewając po kończynach aż po same koniuszki paznokci. Oddech Hermiony ugrzązł w płucach, a zęby zatopiły się boleśnie w podrażnionej wardze. Gdyby była słabsza, na pewno by zemdlała czując tę niesamowitą magię przebiegającą przez całe ciało. To było niemal bolesne, prawie jakby weszła w pożar - duszący, gryzący toksycznym dymem i palący swoim piekielnym ciepłem.

Potem z pożogi wpadła w lodowatą toń, upał zamienił się w chłód, jej ciałem wstrząsnął zimny dreszcz powodując, że upadła na podłogę swojej ciasnej sypialni wypuszczając różdżkę z dłoni.

Hermiona była zbyt zapobiegawcza by wiedzieć, że ponowne wpuszczenie magii do własnego wnętrza i umysłu przebiegnie bezboleśnie. Była na to gotowa, choć w głębi pustego serca drżała przed samą perspektywą.

Bo to dopiero był początek. Hermiona, przy całej swojej przezorności, nie potrafiła tylko jednego.

Nie potrafiła przewidzieć dokąd ją to zaprowadzi.

*

Gdy Hermiona, lekko spóźniona, pojawiła się w jasnym, niemal sterylnym pomieszczeniu, do którego, po chaotycznym błądzeniu korytarzami ministerstwa, doprowadził ją jakiś uprzejmy urzędnik, rzuciła przelotne spojrzenie ciemnowłosej dziewczynie siedzącej sztywno na prostym krześle.

Nie zdążyła się rozejrzeć ani nic powiedzieć, zmarszczyła tylko brwi widząc, że tamta z spogląda na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy i przykłada różdżkę do swojego gardła wypowiadając jej nazwisko.

- Panna Granger.

Chłodny, bardzo rzeczowy i beznamiętny kobiecy głos rozległ się w pomieszczeniu anonsując zapowiadanego gościa, a do tej pory zamknięte, solidne drzwi, uchyliły się zapraszając ją do środka.

Poszlaki i Szepty ▪︎Dramione▪︎ [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz