Draco z trudem odetchnął ostrym, zimowym powietrzem i płynnym ruchem poprawił kołnierz pod szyją, zmagając się przy tym z jakimś nieokreślonym uczuciem beznadziei.
Były święta, a to zazwyczaj źle wpływało na jego samopoczucie.
Zgodnie z tradycją, pierwszy dzień świąt zawsze spędzał z matką w jej posiadłości na południu Francji. Robili tak od lat, przebywając w swoim towarzystwie zaledwie jeden dzień w roku. Taki mieli układ. Układ, w którym obie strony zdecydowały się na kompromis, pozostawiając za sobą niewypowiedziane roszczenia. Draco nie potrafił spędzać czasu z matką bez nieustannego wrażenia, że miała do niego żal. Być może nie była w stanie pogodzić się z faktem, że tak dobrze sobie poradził w życiu. Być może nadal rozliczała się z przeszłością, która dla jej syna okazała się uprzejmie łaskawa. Dla niego, nie dla niej.
Malfoyowie spędzali ze sobą więc tylko jeden pełny dzień, udając w miarę normalną rodzinę, bawiąc się w pozory i grając w przedstawieniu, które nie oszukałoby jednak nikogo.
To bywało męczące. Te dwadzieścia cztery godziny spędzone w tym samym miejscu co Narcyza, przyprawiały Dracona o ból głowy i stanowiły niechciany powrót do wspomnień o wadliwym szczęściu. Kiedyś rzeczywiście byli szczęśliwi, choć wtedy wojna rozlewała się za ich oknami niczym niepokojąca mgła. Teraz wojny już nie było, za to pojawiła się pustka, w której unosiło się echo.
Echo pamięci o Lucjuszu Malfoyu.
Draco nie zamierzał rozmyślać o ojcu, w zasadzie próbował nie myśleć o niczym, co okazało się zupełnie niemożliwe. W jego głowie nieustannie pojawiało się jedno imię i choć naprawdę próbował się od niej zdystansować, nie potrafił powstrzymać strumienia myśli, które krążyły wokół Granger.
Pieprzonej Hermiony Granger.
Nie odezwała się do niego od dwóch tygodni, nie dała znaku życia, nie podjęła żadnego kroku, który mógłby świadczyć, że zmierzyła się z tym, co było między nimi. Draco, co prawda, jakąś częścią siebie spodziewał się tego - że Hermiona znowu wycofa się do swojej ciasnej skorupy, nie mając odwagi na konfrontację samej ze sobą. Tak, spodziewał się tego, ale to nie zmieniało faktu, że czuł się z tym paskudnie.
Tęsknił za nią - za jej złożonością, za nieokrzesaniem, za całym tym popieprzeniem, które nieustannie jej towarzyszyło. I gdyby chociaż wiedział na czym stoi... Draco potrafił obcować z trudnymi przypadkami, ale musiał znaleźć punkt wyjściowy. Tu nie miał nic, żadnego zaczepienia. Gdyby po prostu zechciała zniknąć z jego życia, pozwoliłby jej na to, szanując jej decyzję.
Z trudem, ale pozwoliłby jej odejść.
Decyzje jednak nie zapadły, a on nie wiedział, co jest grane.
Ewidentnie musiał czekać na jej ruch, nawet jeśli ten miałby nigdy nie nadejść. Zdążył ją poznać na tyle by wiedzieć, że nie znosiła być zmuszana do niczego. Siłą nic tu nie wskóra. Siłą zniszczy to, co sobie wypracował. Siła sprawi, że Hermiona Granger bezpowrotnie zniknie z jego poukładanego życia.Chociaż, czy rzeczywiście jego życie było takie poukładane jak myślał? Czy Hermiona nie rozwaliła doszczętnie tego schludnego schematu, którym kierował się na co dzień? Czy nie weszła w jego egzystencję niczym huragan, który niszczy wszystko na swojej drodze tylko po to by osiągnąć cel? Jaki właściwie był jej cel? Seks? Miłe towarzystwo od czasu do czasu? Czy w tym wszystkim istniało jakieś drugie, nieco bardziej emocjonalne, dno?
Draco nie łudził się, że dostanie od niej cokolwiek. Próbował tylko chwytać to co nieuchwytne, jakby Granger była wyłącznie niespokojnym, mglistym wspomnieniem - wspomnieniem płomienia tańczącego na wygasłej już, świecy.
CZYTASZ
Poszlaki i Szepty ▪︎Dramione▪︎ [+18]
FanfictionHermiona Granger straciła całą swoją gryfońską słodycz, stając się zupełnie inną, bardzo popieprzoną, wersją siebie. Draco Malfoy zyskał szacunek, wydobywając z siebie to co najlepsze. Jak wytłumaczyć niewytłumaczalne? Draco i Hermiona spotykają si...