Parę godzin wcześniej
Draco z napięciem obserwował swoich ludzi, którzy obstawili ciemny korytarz z różdżkami w pogotowiu, gotowych na najmniejszy ruch, na odparowanie niespodziewanego ataku, gotowych wykonać swoją robotę najlepiej jak potrafili.
- Droga wolna, panie Malfoy!
Pacos Stavrakis, członek Magicznej Brygady Uderzeniowej, machnął ręką, dając znać, że mogą wejść do środka.
Draco wkroczył do zatęchłego pomieszczenia jako pierwszy, a to co zobaczył skutecznie zatrzymało go w miejscu.
- O żesz w mordę...
Zszokowany pomruk opuścił usta Leo Pinchera, który do tej pory trzymał się na uboczu, jakby niepewny swojej roli.
A potem dodał:
- Szefie, to prawdziwy świr!
Draco milczał, a jego milczenie wpłynęło jeszcze bardziej na, i tak już niesamowicie napiętą, atmosferę, bo odkąd wrócił z Munga z bardzo ponurą miną, niewiele mówił.
Kazał im tylko namierzyć mieszkanie należące do niejakiego Timothy'ego Lanceta, urzędnika pracującego w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami.
Bo właśnie jego wskazał im pozbawiony głosu Harlow Chapman. Chapman w starciu z napastnikiem stracił nie tylko struny głosowe, ale i kawałek mięśnia mostkowo-gnykowego, co dawało bardzo osobliwy i niesamowicie paskudny efekt.
Chapman wyglądał kurewsko przerażająco z dziurą w gardle.
Draco cieszył się, że Chapman przeżył. To mu wystarczało. Teraz jednak musiał się skupić na kimś innym...
Na Hermionie.
Na Hermionie, której niestety nie odnaleźli w mieszkaniu Podrzynacza.
Znaleźli za to coś innego, co zjeżyło Malfoyowi włosy na karku.
Gdy zagłębił się czeluść salonu, jego oczom ukazała się frontowa ściana, która niknęła za setkami fotografii, a na samym jej środku widniał wielki portret Pansy Parkinson.
To był ołtarz.
Pod zdjęciem paliło się mnóstwo magicznych czarnych świec, a światło, które rzucały, tańczyło nieskładnie na nieruchomych fotografiach zdobiących resztę ściany.
- Mów do mnie, Potter.
Draco polecił zadumanym tonem, sunąc spojrzeniem po podobiźnie swojej zmarłej przyjaciółki i wielu innych, które tworzyły jeden wielki makabryczny obraz.
Bo postaci na zdjęciach były martwe.
Mnóstwo martwych, ciemnowłosych kobiet z poderżniętymi gardłami. Wszystkie nagie, wszystkie białe, niemal jak czarnowłose anioły pogrążone w wiecznym śnie.
- Timothy Lancet, czarodziej mugolskiego pochodzenia, brak rodziny, żadnej partnerki, w jego departamencie mówią o nim dobrze, raczej bezosobowo... - Harry wyrecytował rzeczowym tonem. - Nigdy nie rzucał się w oczy, pracowity, typ...
- Nijaki. - Draco wszedł mu w słowo. - To jakiś pieprzony bezimienny psychol, którego anonimowość jednocześnie stanowi atut.
Harry przytaknął sztywno i z uwagą chłonął szczegóły - wystrój, ułożenie mebli, układ zdjęć na ścianie... Harry Potter był zaskakująco dobrym profilerem. Na tyle dobrym, że bez problemu zauważył kolejną galerię fotografii zajmującą kąt pomieszczenia.
- Malfoy... - Mruknął, przyciągając uwagę szefa i wskazał mu swoje znalezisko.
Draco podążył spojrzeniem za gestem Pottera i na moment odjęło mu dech oraz zdolność logicznego myślenia.
CZYTASZ
Poszlaki i Szepty ▪︎Dramione▪︎ [+18]
FanfictionHermiona Granger straciła całą swoją gryfońską słodycz, stając się zupełnie inną, bardzo popieprzoną, wersją siebie. Draco Malfoy zyskał szacunek, wydobywając z siebie to co najlepsze. Jak wytłumaczyć niewytłumaczalne? Draco i Hermiona spotykają si...