Hermiona paląc papierosa spoglądała przez magiczne okno gabinetu Malfoya, za którym obecnie rozpościerał się widok na jezioro otoczone wysokimi, wiecznie zielonymi świerkami.
Jej dłonie trzęsły się lekko, a na bladej twarzy wyraźnie odznaczały się jasne piegi. Hermiona Granger niespodziewanie straciła cały kolor, jakby zapadł się w głąb niej razem z udręczoną duszą.
- Wszystko w porządku? - Draco wszedł do gabinetu i ostrożnie zamknął za sobą drzwi, tylko po to, by skierować na nią swoje bystre, szare oczy.
Wzruszyła ramionami, bo tylko na tyle było ją stać.
Po dłużej chwili przeciągającego się milczenia, postanowiła w końcu się odezwać, jakby nagle nabrała odwagi do zwierzeń.
- Wiesz dlaczego zostałam policjantką, Malfoy...? - Jej zachrypnięty głos poniósł się po pomieszczeniu wzbudzając w Draconie jakieś niepokojące, wręcz alarmujące wrażenie.
Bo w głosie Hermiony prawie można było wyczuć łzy.
- Właściwie to... przez moich rodziców. Pewnego letniego wieczoru zostali zastrzeleni na ulicy. Nie mieli przy sobie pieniędzy, a na tym zależało jakiemuś przypadkowemu narkomanowi. Był na głodzie, zaatakował pierwszą lepszą parę, na środku ulicy... Pierdolony przypadek pozbawił ich życia! - Zaśmiała się ponuro, a on nie ośmielił się nawet mrugnąć.
To był pierwszy raz, gdy Hermiona Granger z własnej woli mówiła o sobie.
Draco przysiadł więc na blacie swojego biurka, wpatrując się w nią z niekłamaną fascynacją.
- Jeszcze nigdy tak bardzo nie chciałam się zemścić... Mało gryfońska postawa, co? - Ponownie jej usta opuścił pusty śmiech.
- Chciałam się zemścić tak bardzo... Pragnęłam pokazać tym wszystkim fajfusom, że nie można robić ludziom krzywdy, że nie można odbierać im życia z tak chujowych powodów! Och, chciałam także mieć władzę, kontrolę... A policja ma dużą władzę... - Zaśmiała się gorzko.
Draco w dalszym ciągu nie spuszczał z niej spojrzenia, starając się właściwie zinterpretować jej wyznania i zachowanie.
- Wiesz jak niewielu policjantów jest prawych i czystych? Nieskorumpowanych? Z powołaniem? - Spojrzała na niego z goryczą.
Nie oczekiwała odpowiedzi, to jasne. Wyglądała jak ktoś, kto zbiera w głowie myśli i próbuje poradzić sobie z falą emocji. Emocji, które zupełnie niespodziewanie, zalały całe jej zepsute wnętrze.
- Jestem beznadziejnym człowiekiem. - Wyznała twardo. - A gdy powiedziałeś mi wtedy, że śmierć Hailey w ogóle mnie nie obeszła... poczułam się jak gówno. I tak właśnie jest. To przegrana sprawa. Beznadziejny przypadek Hermiony Granger.
- Granger... - Malfoy z irytacją poderwał się z burka. - Powiedziałem to, bo czasem jestem głupim chujem. Taki nawyk z przeszłości... - Przyznał, siląc się na blady uśmiech. - Nie jesteś beznadziejnym przypadkiem. A przynajmniej nie takim, z którym nie dałbym sobie rady.
Słowa bezmyślnie opuściły jego usta, a gdy zobaczył, że Hermiona nadal wpatruje się w niego z beznamiętnym wyrazem twarzy i nieco błyszczącymi oczami, kontynuował, jakby w obawie, że jeżeli nie wykorzysta odpowiednio tej sytuacji, już nigdy może nie mieć na to szansy.
- Wiem, że w głębi swojej zepsutej duszy jesteś tą samą wrażliwą dziewczynką, którą poznałem jakieś milion lat temu w szkole. Możesz się chować za swoją maską, zamykać w klatce obojętności, ale nadal się przejmujesz. I właśnie to sprawia, że nie możesz spać po nocach. - Zaczerpnął tchu i dodał: - Bo nie jesteś wcale taka twarda, jak myślisz.
CZYTASZ
Poszlaki i Szepty ▪︎Dramione▪︎ [+18]
FanfictionHermiona Granger straciła całą swoją gryfońską słodycz, stając się zupełnie inną, bardzo popieprzoną, wersją siebie. Draco Malfoy zyskał szacunek, wydobywając z siebie to co najlepsze. Jak wytłumaczyć niewytłumaczalne? Draco i Hermiona spotykają si...