18.

683 55 3
                                    

- Jak to, do cholery, ją zgubiliście? - Draco Malfoy z niedowierzaniem spoglądał na Pottera, który wydawał się równie zdenerwowany co on sam.

Mordercze spojrzenie Malfoya skutecznie odbierało Harry'emu zdolność logicznego myślenia, nie mówiąc już o konstruktywnym wysławianiu się. Dlatego milczał, uparcie wpatrując się w swoje buty.

- Jesteście aurorami! Nie możecie od tak gubić ludzi! Gdzie ona może być?

Harry wzruszył ramionami z lekkim niepokojem. Draco Malfoy rzadko tracił nad sobą panowanie, a teraz sprawiał wrażenie porządnie wytrąconego z równowagi.

- Może poszła do któregoś z jej, eee... znajomych? - Potter podsunął niepewnie, czując, że za chwilę albo straci robotę, albo zostanie zamordowany.

W tym momencie nie wiedział co gorsze.

Malfoy w geście frustracji przejechał dłonią po włosach niszcząc schludną fryzurę. Jednak w obliczu potencjalnego porwania jego wygląd nie miał większego znaczenia.

Musiał znaleźć. 

Draco żałował, że pozwolił Hermionie opuścić gabinet. Nie powinien był do tego dopuścić.

To była jego wina! Jeżeli coś jej się stanie...

Poczuł niemal bolesny ucisk w żołądku, jakby ktoś wrzucił tam tonowy odważnik. Zrobiło mu się niedobrze. To chyba była panika, co przyjął z niekłamanym zaskoczeniem.

Draco Malfoy nie panikował. Nigdy.

- Macie ją znaleźć. I to kurwa szybko. - Warknął i obrócił się gwałtownie widząc jak do jego gabinetu wpada ciemnowłosa asystentka z rumieńcem na policzkach.

- Panie Malfoy... Harlow... się obudził - Dyszała, łapiąc się za serce. - ... I wie, kto jest sprawcą.

Draco czuł jak mieszanka strachu i nerwowości przelewa się razem z krwią przez zastały krwiobieg, wprawiając jego serce w chybotliwe drżenie.

Musiał działać, musiał...

Gdy niemal podbiegł do kominka i sprawnym ruchem wrzucił w ogień odrobinę Proszku Fiuu by po chwili zniknąć w szmaragdowych płomieniach, Harry i towarzysząca mu oniemiała dziewczyna doszli do wniosku, że działo się tu coś niesamowicie zadziwiającego.

Bo ludzkie odruchy wreszcie zaczęły przeważać w ich wyważonym szefie, a odruchy te bezsprzecznie wywołał nie kto inny, tylko sama Hermiona Granger.

*

Hermiona czuła się słaba i rozdygotana, jakby ktoś wepchnął ją w tornado.

Kręciło jej się w głowie, co było skutkiem rzuconych na nią zaklęć, a rozmazany obraz malujący się pod piekącymi powiekami był wynikiem ciosu, który zarobiła za swój niewyparzony język.

Nic jednak nie mogła na to poradzić, wiedziona wewnętrznym przymusem, po prostu nie potrafiła przestać mówić. To było coś w rodzaju reakcji obronnej organizmu, który, mimo wszechogarniającego paraliżującego strachu, powoli dochodził do siebie.

- Jesteś mistrzem intrygi, Tim. Porwać mnie do mojego własnego domu... - Kpiący głos Hermiony poniósł się po pomieszczeniu, które tak doskonale znała.

Przecież jeszcze parę miesięcy temu mieszkała w tym domu. Tak, to były miesiące, chociaż teraz miała wrażenie, że czas spędzony z Malfoyem... że to minęło niczym mgnienie. Jakby dopiero co zmusił ją do zamieszkania ze sobą pod pretekstem tej bzdurnej ochrony.

Wpatrując się w niebieskie oczy swojego oprawcy, Hermiona doszła do wniosku, że Draco jednak spieprzył sprawę.

Nie zdołał jej ochronić.

Poszlaki i Szepty ▪︎Dramione▪︎ [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz