[5]

503 73 8
                                    

- A co z twoim szefem?

- Szefem? Nie mam szefa. Sama prowadzę ten biznes.

Ale dlaczego nazywasz bibliotekę biznesem...?

- Rozumiem... A zatrudniasz kogoś jeszcze? 

- Nie, nie! Jak już mówiłam, sama prowadzę ten biznes.- powiedziała, jakby całkowicie dumna z siebie. 

No to wiele wyjaśnia...

- A nie zastanawiałaś się może nad zatrudnieniem... sekretarki? Mogłaby trzymać porządek w papierach i może... sprzątać od czasu do czasu?- nigdy nie umiałaś wytykać ludziom ich błędów bezpośrednio, dlatego i tym razem ograniczyłaś się do lekkiej aluzji. 

- Chciałam...- powiedziała smutno i już wiedziałaś, co teraz nastąpi.- Wiesz, prawda jest taka, że ludzie za mną nie przepadają. Już od czasów, kiedy byłam dzieckiem...

Flashback... Ten świat co raz bardziej przypomina mi anime...

- ... rówieśnicy mnie nie lubili. Zawsze byłam niezdarna i coś psułam. Dlatego wszyscy się ze mnie nabijali i wyzywali mnie od najgorszych.- pociągnęła nosem.- Jednak zawsze miałam kochającego dziadka, który się mną opiekował, gdy straciłam rodziców...- znowu pociągnęła nosem, przez co zaczęłaś się obawiać, że zaraz wybuchnie płaczem.- Moja mama umarła przy porodzie, a tata podczas egzaminu na łowcę...

- Zaraz, twój tata umarł podczas egzaminu na łowcę?- dziwiło i zainteresowało cię to jednocześnie. 

- Tak... Na trzecim etapie. To była jego czwarta próba i miał potem dać już sobie spokój. Faktycznie była to jego ostatnia...- zapłakała się.

No świetnie...

Wstałaś i bez słowa wyjaśnienia poszłaś do lady, gdzie wcześniej stały chusteczki. Chwyciłaś cały karton i podałaś je Carmellii siadając na swoje miejsce. Czekałaś, aż się trochę uspokoi i popijałaś herbatę. 

- Dziękuję ci, Sali, dobra z ciebie koleżanka.- wysmarkała się, trąbiąc przy tym nosem.

Zjadłabym jeszcze kanapkę...

- Mówiłaś coś o swoim dziadku...- chciałaś jak najszybciej przejść tą ścieżką cierpienia i wysłuchać jej do końca, by móc już dać nogę.

- Ach tak, - zmieliła chusteczkę w dłoni i położyła ją obok siebie na stół.- To dziadek się mną opiekował, kiedy zostałam sama. Od lat prowadził tutaj księgarnię, a kiedy jego stan zdrowia się pogorszył, zmarł przepisując ją mnie tak, jak cały swój majątek... Nigdy nie byłam dobra w rachunkowości, więc zmieniłam księgarnię na bibliotekę, żeby było mi łatwiej się nią zająć. 

- To w jaki sposób konkretnie zarabiasz na prowadzeniu biblioteki, jeśli mogę zapytać?

- Nie zarabiam...- przyznała, rozglądając się na boki.

Jakim cudem, ta ameba jeszcze żyje...?

- Pozwól mi się jeszcze zapytać, w jaki sposób się utrzymujesz, skoro nie zarabiasz żadnych pieniędzy?

- Wiesz... Spadek dziadka był całkiem duży... Mogłoby się z niego utrzymać całe pokolenie, więc jestem ustawiona. Trochę głupio mi o tym mówić, sama nic nie osiągnęłam, a mam takie dobre życie... 

- Rozumiem.- westchnęłaś i dopiłaś swój napój.- Dalej nie powiedziałaś mi, dlaczego nie masz sekretarki, albo chociaż jakiejś pomocy, skoro prowadzenie działalności w pojedynkę ci nie wychodzi?

- Zatrudniałam ludzi już parę razy, ale wszyscy rezygnowali po miesiącu mówiąc, że nie mają już na mnie siły...

Dlaczego mnie to nie dziwi?

Welcome To Isekai《hunter x hunter》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz