Rozdział 22

6 1 0
                                        

Nastał dzień pogrzebu. Invicta nie była w stanie na niego przyjść. Nie wiedziała nawet co powie moim rodzicom, gdy będą pytać o szczegóły. Oficjalnie umarłam w wypadku samochodowym., a Invicta to widziała, lecz nie zdążyła zareagować. Kochała mnie jak własną siostrę. Teraz w sercu miała jedynie wielki ból, a w umyśle - zemstę na tych, którzy bez skrupułów zabili jej najbliższą osobę. Minął jeden dzień. Invicta nie wychodziła z łóżka. Nie chciała już żyć. Bywały momenty, iż chciała ponownie popełnić próbę samobójczą, lecz wiedziała, że nie może się teraz poddać - nie bez zemsty.

                                                                        • • •

Byłam już pochowana. Minęło kilka godzin. W pewnym momencie - ocknęłam się. Znajdowałam się już w trumnie. Płonął we mnie jeszcze mały ogień nadziei. Chciałam się uratować. Mogłam to zrobić, gdyż miałam moc przenikania przez przedmioty. Niestety.. nie potrafiłam się przemienić. Nie umiałam tego zrobić przez wszczepioną we mnie komórkę. Cholerny Damon! Przewidział to i specjalnie ją we mnie zostawił. Krzyczałam aż brakowało mi tchu, lecz to tylko odbierało mi siły. Splotłam ręce układając je na swojej klatce piersiowej. Uroniłam kilka łez, godząc się ze swoim losem, mówiąc przy tym do siebie: ,,Invicta proszę, uratuj mnie". Chwile później pojawiła się zjawa, która tak często mnie nawiedzała:
- Dlaczego do tego dopuściłaś?!
- Nie wiedziałam
- Oszukali Cię. Nie byłaś gotowa. Nie wyczułaś zagrożenia. Nie wyszkolono Cię
- A KTO MIAŁ MNIE WYSZKOLIĆ?!
- Miasto ciemności
- Czemu o nic nic nie wiedziałam?!
- Sądziłem że potrzebujesz więcej czasu
- Czasu?? na co?
- Zanim zniknie dzień - musisz ratować go przed nocą. Nie spełniłaś mojej prośby
- JAKIEJ PROŚBY DO CHOLERY?! 
- Nauki. Nauki posiadania cech ludzkich w momencie bycia pół-śmiertelną
- Teraz już za późno. Pomóż mi!
- Na to także. Wybacz...
Po tych słowach zjawa zniknęła a mi zaczęło brakować tlenu. Mijały minuty, a ja zaczęłam się dusić. Złapałam się za gardło. Mój obraz się zamazywał, a ja sama traciłam wszystkie siły, jakie mi pozostały. Minęło pewnie niecałe 10 minut. Oparłam się o podłoże, jednocześnie próbując się wydostać. Z całej siły szamotałam się, bijąc pięściami w swój pochówek, aż z moich kostek popłynęła krew. Cały czas czułam opór przygniatającej mnie gleby. Nagle.... - WIEKO DRGNĘŁO. Parę ziaren ziemi przedostało się do środka. Dostałam nową nadzieję, lecz.. Zabrakło czasu. Moje ciało bezwiednie opadło o dno trumny, a walka zakończyła. Umarłam. Odeszłam od nich wszystkich.

                                                                                                                                                                  ~Lumena23

12 minutWhere stories live. Discover now