4. Victor. Jestem Victor.

1.3K 85 43
                                    

Przeciętny nastolatek w tych czasach i w tym kraju jeździ na imprezy bardzo często. Moi znajomi ,odkąd pamiętam, organizują je prawie co weekend. Z tego co się dowiedziałam podczas jazdy z nowymi koleżankami i przystojnym Jerry'm, imprezy na tym obozie to wręcz tradycja. Raczej nie zamierzam jej obchodzić, chociaż bardzo lubię imprezować.

Czasem już sama nie wiem czego ja chcę.

-Dziewczyny, ja i chłopaki dzisiaj będziemy krótko na imprezie, bo mamy do załatwienia kilka spraw. Wiecie, trzeba odwiedzić znajomych i wpaść do kilku miejsc. W końcu jesteśmy w Los Angeles!

-Okej, Jerry. Jakoś sobie poradzimy, prawda?-rudowłosa spojrzała na nas przyjaźnie.

-Jasne, ale jak wrócimy?-spytała Amy. Po krótkiej chwili jednak dodała-W sumie, napewno ktoś nas odwiezie.

-Jak już niczego nie znajdziecie, to mogę przyjechać po ciebie... znaczy was. Tak, po was wszystkie.

Czyżby moja droga przyjaciółka wpadła mu w oko?

Zatrzymaliśmy się pod wysokim, oszklonym budynkiem. Posiadał czarne drzwi, które ledwo było widać przez tłum ludzi.

-Czy to jest... BLUEVEL?

Radośnie i z zachwytem wykrzyknęły moje nowe współlokatorki. Jerry uśmiechnął się do nich, a po chwili Eva dodała:

-Ale czad... Amy, Isa, pokażemy wam wszystko! BlueVel nie jest jakimś bardzo popularnym klubem, ale przychodzą tu wszyscy z obozu, wiec trochę tych ludzi się nazbiera-zaśmiała się przeczesując ręką swoje włosy.

-Spokojnie, mamy w końcu dużo czasu...

***

Stałyśmy pod klubem czekając, aż Amy znajdzie telefon, który wypadł jej podczas jazdy i leży gdzieś pod siedzeniami samochodu.

-Znalazł się!- krzyknęła uradowana- Dziewczyny, ile my mamy czekać? Jest tu ze sto osób! Nie chce mi się stać w tej kolejce.

Rzeczywiście, trochę tych ludzi tu było i jestem pewna, że większość z nich postoi sobie tutaj jeszcze dobre kilka godzin.

- My w niej stać nie będziemy, spokojnie.-powiedziała Felicia spoglądając na nas.

Szlam za koleżankami, które podeszły do ochroniarza. Smith zabrała głos.

-My od Luisa.

Wysoki, umięśniony i napewno nie przy kościach mężczyzna otworzył drzwi. Bez żadnego sprawdzania nas, po prostu otworzył drzwi.

Okej, tego się nie spodziewałam.

-Uhuhu, widzę, że macie tutaj niezłe znajomości-zaśmiała się Amy.

-Jak ma się takich znajomych, jakich my mamy na tych koloniach, to staje się oczywiste.

Bez dalszych wymian zdań skierowałyśmy się do barku.

-Co dla was, panienki? -popatrzył na nas niski, całkiem przystojny mężczyzna-Chwila... Eva? Felicia? Kiedy ja was tu ostatnio widziałem!? - chłopak przeszedł barek na około i podszedł do dziewczyn. Przytulił mocno obie naraz- Moje alkoholiczki... Smith, podcięłaś włosy... Wilson, oczywiście dalej wiewiórka...

-Ej, nie nazywaj mnie tak! - Eva odeszła krok w tył-Dawno się nie widzieliśmy, ale spokojnie, przez następne miesiące będziemy tutaj na pewno częściej.-rudowłosa puściła chłopakowi oczko-A, zapomniałabym. Poznaj Amy i Isę.-wskazała na nas.

-Ja to Isa-uśmiechnęłam się, na co chłopak zrobił to samo.

-Ja to Amy, oczywiście- Bennet również się uśmiechnęła.

maerdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz