4

399 41 25
                                    

Castiel lubił czwartki – przychodził na jedne zajęcia na jedenastą, siedział w auli półtorej godziny i na trzynastą był z powrotem w domu. Tego dnia Dean dał radę podwieźć go na uczelnię, ale wracać musiał taksówką, jako że Dean był na castingu, a raczej pre-castingu jak to określał, bo tylko on był zaproszony i dopiero jeśli nic z tego nie wyjdzie mieli ogłosić oficjalny casting. Castiel nawet nie wiedział, że takie rzeczy się dzieją i był pewien, że zawsze są normalne castingi, ale widocznie tak to wyglądało.

Castiel wciąż nie wiedział co sądzić o tym angażu – z jednej strony chciał, aby kariera Deana ruszyła, ale z drugiej mimo wszystko bał się tej całej Beli. Skoro rozbiła komuś małżeństwo to była w stanie rozbić ich narzeczeństwo, prawda? 

Najbardziej irytowało go to, że nie miał komu się wyżalić, bo wiedział, że jeśli będzie mówił o tym Gabrielowi to ten powie Samowi, a Sam Deanowi i skończy się to tym, że Dean odrzuci angaż ze wzgląd na niego, a on naprawdę nie chciał być blokadą dla jego kariery. Meg nadal była zawalona studiami, na które żałowała, że poszła, bo nie spodziewała się, że to będzie zabierać jej tyle czasu, co sprawiało, że nie chciał jej zwalać na głowę swoich głupich wątpliwości tylko po to, aby usłyszeć, że ma się nie martwić, bo Dean go kocha i na pewno nie zrobi niczego głupiego – był pewien, że to byłaby odpowiedź Meg. Jedyną osobą do szczerej rozmowy pozostawała więc mama, która nadal ignorowała jego telefony, okazjonalnie odpisując na SMSy i głównie oznaczały one tyle, że kobieta żyje, ale kompletnie nic z tego nie wynikało.

Dostawał szału. Męczyło go to. Miał wrażenie, że zrobił coś źle. Ale co mógł zrobić inaczej? 

Zostać na studia w Phoenix? 

Odrzucić oświadczyny Deana? 

Miał rezygnować z dobrych rzeczy w swoim życiu, aby zatrzymać mamę przy sobie? 

Najgorsze, że nawet nie mógł z nią porozmawiać, bo matka praktycznie go ignorowała. Jutro miał jeden z wolnych dni na uczelni, ale jego mama pracowała. Musiałby lecieć tak, aby być tam wieczorem i liczyć na to, że nie wyrzuci go do rana. 

Postanowił więc zastosować taktykę szantażu. 

Najpierw wykonał prawie pięćdziesiąt telefonów, z których każdy został odrzucony, co nie było dla niego żadnym zaskoczeniem i na pewno nie wynikało z tego, że jego mama cały czas była zajęta, bo nawet w pracy miała prawo do przerw, więc mogła wyjść i odebrać. Ona nie chciała odebrać, nie chciała z nim rozmawiać. Bolało, ale wiedział, że płaczem sytuacji nie rozwiąże, więc po ponad dwóch godzinach prób dodzwonienia się postanowił napisać wiadomość o krótkiej, ale dobitnie informującej o jego zamiarach treści: Albo oddzwonisz i porozmawiamy jak normalna rodzina, albo jutro przylatuję do Phoenix i zmuszę Cię, abyś powiedziała mi co się dzieje. Twój wybór.

Nie sądził, że to zadziała aż tak szybko – mama oddzwoniła po niespełna minucie.

Nie możesz przyjechać — zaczęła, a Castiel parsknął.

— Wow, nawet się nie przywitasz — skomentował słyszalnie podłamany. Już naprawdę nie wiedział co o tym wszystkim sądzić. — Możesz chociaż powiedzieć co takiego ci zrobiłem? Aż tak beznadziejnym synem jestem?

Niczego złego nie zrobiłeś. Tu chodzi tylko o mnie.

Miał ochotę się zaśmiać. Czy ona myślała, że on nie ma uczuć, czy co?!

— Nie, tu nie chodzi tylko o ciebie. Odsuwasz mnie, a to mnie rani i wiesz o tym. Więc powiedz o co chodzi, albo przyjadę i powiesz mi to w twarz, bo ja naprawdę mam dość, mamo...

Narzeczony [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz