20

404 36 4
                                    

— Okej, skończyłem — stwierdził Dean, odkładając kartkę na wiklinowy stolik na tarasie.

Wrześniowe dni w Los Angeles nadal przypominały te letnie, więc siedzieli spodenkach i koszulkach, dodatkowo Dean miał okulary przeciwsłoneczne – Castiel z niewiadomych przyczyn nie lubił ich nosić i wolał marszczyć oczy, aby w ten sposób chronić je przed światłem. Dean uważał to za urocze, bo Castiel naprawdę słodko marszczył oczy.

Planowali listę gości na ślub. Uznali, że to pierwszy ważny krok, bo wiedząc na ile osób mają wszystko planować, dużo łatwiej będzie wcelować się z lokalem. 

Odłożenie kartki było jednak błędem, bo Miracle szybko zorientował się, że Dean ma wolne ręce, więc podszedł do niego i położył pysk na jego kolanie, zmuszając go do głaskania.

— Co, mały? — spytał psa, który pisnął i wybił się na tylnich łapach tak, aby przednie znalazły się na udzie jego właściciela. — Dobra, chodź tu.

Dean wziął psa na kolana, głaszcząc go i zerkał na Castiela, który co chwila kreślił coś na liście, dopisywał, znowu kreślił... Miał wrażenie, że cały czas chodzi o tą samą osobę – jakby Castiel nie był pewien czy kogoś zapraszać czy nie. Postanowił się nie mieszać, aby go nie zdenerwować, bo Castiel już wyglądał na zirytowanego. 

Zajął się więc Miracle, nie słysząc, gdy kilka minut później Castiel coś do niego powiedział. Zorientował się, że chłopak coś mówił dopiero gdy dostał długopisem w ramię.

— Ej! — krzyknął i spojrzał na Castiela, którzy patrzył na niego wyczekująco. — Co?

— Trzy razy zadałem ci to samo pytanie i czekam na odpowiedź — stwierdził, a Dean przez moment wpatrywał się w chłopaka z nadzieją, że powtórzy to pytanie, ale tego nie zrobił, więc westchnął zrezygnowany.

— Przepraszam, nie słuchałem przez tego gamonia — wyznał, wskazując na psa. — Możesz powtórzyć?

Castiel westchnął i opadł plecami na oparcie wiklinowego fotela. 

— Nie wiem czy zapraszać rodziców, czy nie — zaczął. — Ostatnio rozmawiałem z mamą, gdy powiedziała mi, że dałeś im pieniądze i raczej ich straciłem, ale czuję, że popełnię błąd jeśli ich nie zaproszę i boję się, że będę tego żałować.

— Cóż... — Dean wyprostował się na tyle, na ile mógł z psem leżącym mu teraz na kolanach. — Mamy koniec września, Cas, co znaczy, że twoja mama już urodziła, a gdyby jednak chciała kontakt, raczej by się odezwała po czymś tak ważnym. Nawet jeśli ich zaprosimy, nie przyjadą. Albo przyjadą tylko po to, żeby zrobić awanturę i nie dopuścić do ślubu. Naprawdę chcesz przez to przechodzić?

Castiel przygryzł wargę. Dean miał rację – jego rodzice widocznie nie chcieli go znać. Miał brata przynajmniej od kilku dni – nawet nie znał jego daty urodzenia, bo nikt mu o tym nie powiedział. Mógł zaprosić tylko część dalszej rodziny, ale głupio było mu wysłać zaproszenia do części rodziny, pomijając rodziców. Niezapraszanie nikogo z dalszej rodziny, mimo tego, że nie byli skłóceni też nie wydawało mu się w porządku, szczególnie, że miał względnie stały kontakt z kuzynką Anną. To nie była łatwa decyzja.

— Nie wiem — przyznał. — Po prostu nie chcę, żeby wyszło źle. 

Dean skinął głową i spojrzał na niego z ogromną troską. Nie pomyślał o tym, że faktycznie tworzenie listy może wiązać się z tak potwornym dylematem, chociaż wydawało się to przecież oczywiste. Rzadko kiedy rodziców nie było na ślubie (nie licząc sytuacji, gdy już wtedy nie żyli), a rodzice Castiela przecież żyli. 

Narzeczony [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz