Rozdział 4

347 21 4
                                    

Przebudziłam się jak zwykle wcześnie. Spojrzałam na zegarek na ręce wskazujący 07:12. Loki jeszcze spał, albo udawał, ale leżał obok mnie z ręką na mojej talii, więc byłam zmuszona leżeć. Postanowiłam popróbować trochę władać metalem, po wczorajszym sukcesie byłam napełniona pozytywną energią. Dopiero teraz zauważyłam, że moja prawa ręka, na której miałam bransoletkę jest pod kołdrą, a ja nie miałam jak jej wyciągnąć. Spróbowałam przywołać do siebie bransoletkę, ale nie chciała posłuchać, ta, czar prysł. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zauważyłam metalowe krzesło, nawet nie zwróciłam na nie wcześniej uwagi, byłam zbyt zajęta. Wolną lewą rękę uniosłam w górę.

Metalu, unieś się.

Z czasem przestało brzmieć to dla mnie idiotycznie. Krzesło drgnęło i lekko się uniosło, więc zaczęłam się nim bawić. Najpierw odwróciłam je do góry nogami, potem postanowiłam iść krok dalej i zmienić je w coś innego. Myśląc nad tym co metal ma zrobić najpierw sprowadziłam krzesło do stanu ciekłego, było unoszącą się srebrną plamą, a potem zrobiłam z niego zwykły kawałek blachy. Nie wpadłam na nic lepszego. Znów zmieniłam stan metalu, tym razem nie na ciekły, rozdrobniłam go na miliony małych kawałków. Gdyby w kogoś tym rzucić, na pewno by go pocięło. Z kawałeczków z powrotem uformowałam krzesło, popatrzyłam na Lokiego, który mi się przypatrywał.

W tym momencie krzesło spadło.

- Przepraszam, nie chciałem cię rozproszyć. - Powiedział zaspanym tonem.

- Nic się nie stało, obudziłam cię?

- Nie, nie spałem już. Panujesz już nad metalem, teraz trzeba zrobić coś, żebyś się nie rozpraszała.

- Muszę więcej ćwiczyć, chyba się przyzwyczaję, nie?

- Powinnaś.

- Weźmiesz rękę? chciałabym wstać.

Jego wzrok powędrował na moją talię.

- Oczywiście. - Powiedział podnosząc rękę i uśmiechając się.

Wstałam z łóżka i wyszłam z pomieszczenia. Pokierowałam się w stronę kuchni. Chciałam sobie zrobić kawę, ale przypomniałam sobie, że Loki użył wczoraj magii do zrobienia jej, bo nie mamy ani kawy, ani nawet w czym zagotować wody. Oparłam ręce o blat, nie chciałam go prosić, żeby mi ją robił, może dam radę bez niej?

- Jakiś problem? - Zapytał wchodząc do kuchni.

- Nie. - Skłamałam. Moim problemem był brak kawy.

- Nie kłam, przecież widzę.

- Niby gdzie to widzisz? - Uśmiechnęłam się prowokująco.

- W twoich oczach moja droga, a o kawę wystarczyło poprosić. - nawet nie wiem kiedy podał mi kubek, jak on to robi?

- Dziękuję, nauczysz mnie wyczarowywania sobie kawy?

- Nie, bo wtedy już nie będę ci potrzebny.

Upiłam łyk napoju. Po prostu najlepsza kawa jaką piłam w życiu. Postanowiłam, że dziś to ja zrobię śniadanie, przez ostatnie dni to czarnowłosy gotował. Choć nie wiem czy można to tak nazwać, bo Nie ma nawet w czym, garnki niby są, zamiast gazu jest jakieś palenisko, ale tak się nie da gotować. Stworzyłam z metalu taką kratkę, jaka jest na kuchence gazowej, na której kładzie się garnek. Zrobiłam również patelnię, muszę przyznać, że władanie metalem jest dosyć przydatne. Wszystkiemu przyglądał się zielonooki. Nie ma tu nawet lodówki, więc wszelkie jedzenie, które musi być chłodzone jak mięso jest robione na bieżąco, dlatego obiady cała wioska je wspólnie, zabijają kilka świń, których mają tutaj pełno. Mają także kury, indyki i jeszcze jakieś zwierzęta. Jak na warunki tutaj panujące to całkiem nieźle. Zostawiając patelnię obok niezapalonego paleniska wyszłam z domku po jajka. W kurniku było ich pełno, wzięłam kilka i wróciłam. Zostawiłam je na blacie zdając sobie sprawę, że nie mam jak odpalić paleniska. Tubylcy robią to krzesiwem, którego nie potrafię użyć. Mój problem rozwiązał Loki tworząc mały, zielonkawy płomyczek i zapalając palenisko.

ŚmiertelniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz