Weszłam na salę treningową, nikogo jeszcze na niej nie było. Postanowiłam się rozgrzać. Martwiłam się tym treningiem, mimo tego, że moje moce wykluczały konieczność walki wręcz i ćwiczyłam dużo dotychczas, to stresowało mnie to, że coś może mi nie wyjść. Nie znałam żadnych sztuk walki, ani tym podobnych, dlatego bardzo liczyłam na wyrozumiałość reszty. Zauważyłam wiszące kilka metrów ode mnie worki treningowe, miałam już kiedyś z nimi styczność, dlatego postanowiłam się wyżyć na jednym. Podeszłam do niego i zaczęłam wyrzucać na niego całą moją złość i żal, uderzałam coraz mocniej i o dziwo poczułam się trochę lepiej.
Przypomniały mi się słowa Lokiego, gdy przyszedł do mojego domu. Poczułam złość, tak wielką, że worek nie wytrzymał mojego uderzenia i rozpadł się na dwie części. Na sznurku nadal wisiała jedna połowa worka a na podłodze leżała druga wraz z piaskiem i jakimiś innymi śmieciami, które znajdowały się w środku.
- Nie wiem czyją twarz wyobraziłaś sobie na tym worku, ale szczerze żal mi tej osoby. - Głos za moimi plecami przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Właściwie to niczyją, choć myślałam o kimś. - Odpowiedziałam odwracając się przodem do Starka. - Tak się zastanawiam, zawsze stoisz mi za plecami, czy to tylko kolejny zbieg okoliczności?
- Niech się zastanowię... - Podrapał się po tyle głowy. - Wydaje mi się, że denerwowanie cię jest bardzo fajne i dlatego za tobą chodzę. - Uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów.
- Jasne, chyba następnym razem nakleję sobie twoje zdjęcie na ten worek. - Wskazałam worek wiszący obok tego, który zniszczyłam.
- Muszę powiedzieć Furemu, żeby zamówił nowe worki, bo w tym tempie to szybko się pozbędziemy wszystkich. - Stanął bliżej resztek worka i kopnął leżący materiał. - O kim myślałaś mordując ten worek? - Spojrzał na mnie.
- Chyba nie myślałeś, że ci powiem? - Założyłam dłonie na biodrach.
- Hmm, jest parę możliwości, ale stawiałbym na pana marudę. - Znów kopnął materiał.
- Czemu mam nieodparte wrażenie, że chodzi o Lokiego?
- Bo masz rację. - Uśmiechnął się i puścił mi oczko.
- Stark! Nie spóźniłeś się! Jak to się stało? - Krzyknął wchodzący na salę Clint.
- Cuda się czasem zdarzają. - Odparł miliarder.
Zaraz za łucznikiem weszła Nat i nie zmuszony do chodu przez bransoletki Loki.
- Co takiego zmusiło cię do przyjścia tu z własnej woli? - Zapytałam sarkastycznie.
- W końcu zostałem Avengersem, a codziennie rano mamy trening, dlaczego miałbym nie przyjść? - Odpowiedział równie sarkastycznie.
- Gdzie pozostała dwójka? - Zapytała Wdowa.
- Kapitan właśnie wsiadł do windy, a Thor kazał przekazać, że go nie będzie. - W pomieszczeniu rozległ się komputerowy głos.
- Dzięki J.A.R.V.I.S. - Rosjanka powiedziała w powietrze.
- A co z Brucem? - Zapytałam.
- On z nami nie ćwiczy, bo jako Hulk wszystko by rozwalił, a jako człowiek jest naukowcem i stwierdził, że ćwiczenia i tak mu się nie przydadzą.
- Przepraszam za spóźnienie. - Steve wbiegł do sali.
- Mamy dopiero poranek, a już jest dziwnie. Tony przyszedł na czas, a Steve się spóźnił. Niespotykane. - Skomentował Clint.
CZYTASZ
Śmiertelniczka
FanfictionLara myślała, że jej życie będzie normalne i nudne - tak jak u każdego. Okazało się jednak, że będzie całkiem inne, a to wszystko przez jedną osobę, która wpadła na nią na drodze...