Oh baby, baby how was I supposed to know Oh pretty baby, I shouldn't have let you go I must confess, that my loneliness is killing me now Don't you know I still believe That you will be here And give me a sign Hit me baby one more time.Piątek. Sprzątanie. Blondynka podśpiewywała pod nosem tekst piosenki, w tym samym czasie próbując domyć ścianę pomalowaną przez Teddy'ego. Chciała być samodzielna I zrobić to bez użycia magii. To było wyzwanie.
My loneliness is killing me (and I) I must confess I still believe (still believe) When I'm not with you I lose my mind Give me a sign...
-...Hit me baby one more time– krzyknęła, wyrzucając swoje ręce w górę.
-Vi! Skar...Merlinie wyłącz to!- prosił zrezygnowany chłopak, który już od ponad dziecięciu minut próbował zacząć rozmowę.
-Oh jak długo tu stoisz...?- spytała niepewnie.
-Myśle, że na tyle długo, aby stwierdzić jaki piękny był to koncert–prychnął pod nosem.
-Spierdalaj- uśmiechnęła się pokazując środkowy palec- chcesz kawy Harry?
-Dobra żona nie mówi ,,spierdalaj,,- zaśmiał się.
Ruszył za blondynką w stronę kuchni. Kiedy ta oparła się o blat, podszedł do niej, aby następnie pocałować ją najpierw w czoło, by tą droga dotrzeć do soczystych ust.
-Nigdy nie powiedziałam, że jestem dobrą żoną- wzruszyła ramionami, wydostając się z objęć męża.
————
Londyn tego marcowego wieczoru nie zachwycał swoim pięknem. Można wręcz stwierdzić, że aura panującą na zewnątrz odbierała jakąkolwiek energię.
Kiedy wybiła godzina dwudziesta druga, a dzieci zostały położone do łóżka po serii przeczytanych dobranocek, zmęczeni rodzice mieli chwilę błogiej ciszy. Co prawda przerwały ją dźwięki słabego programu rozrywkowego jak i ulewa panującą za oknem. Jednak blondynka nie zwracała na to uwagi. Z głową na ramieniu chłopaka, wpatrywała się w ekran, co jakiś czas popijając herbatę. Można by stwierdzić, że jako dwudziestodwulatka którą jest w piątkowy wieczór powinna szaleć na imprezie, ale tak naprawdę mogła na nią iść w każdej chwili, lecz każda część dnia która spędziła z chłopcami dawała jej więcej szczęścia niż upijanie się. Nie można było odmówić jej poświęcenia, bo odkąd postanowiła z Harrym zająć się jego chrześniakiem, musiała dbać o inną małą istotę, pokochała tego chłopca i traktuję go jak własnego synka. Parę miesięcy później na świat przyszedł Albus jej kolejne szczęście. Więc pomimo zmęczenia czuła się naprawdę spełniona tymbardziej, że nie zaniedbywała pracy w swojej firmie.
W pewnej chwili poczuła jak Harry zaczyna się wiercić na swoim miejscu. Odkąd przyszedł do domu wydawał się zamyślony i niespokojny. Jakby zrobił coś i bał się jej relacji.
-Okej, Harry mów o co chodzi- westchneła, odwracając się twarzą do niego. Poprawiła się na kanapie i wlepiła wzrok z chłopaka.
-Dobra. Skarbie, nie uważasz, że twój pomysł jest...jakby to dobrze ująć- zastanowił się, przygryzając wargę- głupi, do dupy, bez sensu, nie udany, za dobroduszny?
-Wow, teraz to poleciałeś- prychenła- czemu uważasz, że mój pomysł sprawia wrażenie poziomu Blaise'a?
-Vi, serio myślisz, że danie się szantażą Chang jest najlepszą opcją? Po tobie spodziewałem się raczej jakiś aktów hmm...no nie wiem, za które Malfoy musiałyby wyciągać się z Azkabanu?- powiedział, gestykulując coś rękami.
-Aha, czyli teraz uważasz, że zrobiłam się ciepłą kluchą? Powiem Ci, że w takim tępie ktoś będzie spał na kanapie- oznajmiła, przystawiając kubek, aby zakryć uśmiech cisnący się jej na twarz.
-Przecież wiesz, że nie- westchnął- po prostu uważam, że możemy zrobić coś innego- odpowiedział z nadzieją w głosie- I przecież mamy dwa pokoje gościnne, czemu kanapa?
-Bo to ma być kara? Mój plan jest uwaga, Z A J E B I S T Y‐ powiedziała akcętując każdą literkę- wy po prostu znacie jego części- wzruszyła ramionami.
-Co?
-Oh Boże, jesteś męczący- wywróciła oczami- jak komuś powiesz sprzątasz do końca życia, jasne?- chłopak w odpowiedzi pokiwał głową– a więc Milli spotka się z Chang i da jej tego laptopa. Wypije veritaserum blah blah...
-To jest gówniany plan- wtrącił się.
-Aleee, ona będzie żyć z przekonaniem, że daje jej laptopa jako jedyne źródło tego co mamy, łapiesz?- nie dając szasny na odpowiedź, kontynuowała- jednak ja jako osoba sprytna wezmę laptopa od Pansy, zduplikuje go tym- wskazała na różdżkę‐ i dam Mills. Ona nie będzie wiedzieć, że prawdziwy laptop jest bezpieczny u Parkinson. A jeżeli ona o tym nie wie, a wypije ten eliksir to wyjdzie, że mówi prawdę i naprwde nie mamy kopii. A jak Chang coś odjebie, choć raz to pisze artykuł i publikuje, proste? Proste.
-Oh, wow‐ rzucił zdezorientowany– No teraz to ma sens. Już się bałem, że chcesz po prostu go oddać.
‐Nigdy we mnie nie wątp skarbie- uśmiechneła się muskając wargi chłopaka, ten jęknął nienazdowolny kiedy dziewczyna wstała– idę wziąć długą kąpiel, chcesz się dołączyć?
-Kocham cię, Vi- odpowiedział tylko, rzucając jej czułe spojrzenie.
-Kocham cię i czekam- powiedziała znikając za drzwiami łazienki.
☆☆☆☆☆☆☆
DZIEŃ DOBRYJestem i ja kto by się spodziewał
No i mamy nasza genialną Vivi
jak tam u was?
CZYTASZ
𝙰𝚍𝚞𝚕𝚝 𝙻𝚒𝚏𝚎 ♡︎ 𝙸𝚗𝚜𝚝𝚊𝚐𝚛𝚊𝚖 𝚙𝚊𝚛𝚝 𝚝𝚑𝚛𝚎𝚎
FanfictionBo w poprzedniej zabrakło miejsca ✌︎✌︎ CUDNA OKŁADKA OD @Grilfriend_00 ❤