Pisane Inaczej

2.3K 87 29
                                    

-Harry-

Musi przeżyć. Muszą przeżyć. Te słowa nieustannie krążyły w głowie Harrego. Nie mógł uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Jeszcze paręnaście minut temu cieszyli się ze złamania hasła i możliwości zemsty. Teraz liczyła się tylko ona. Wraz z Malfoyem wybiegli przed apartament Pansy. Z tamtąd spokojnie mogli się aportować. Chłopak podczas zbiegania ze schodów próbował dodzwonić się do Vivi. Bez skutku. Dziewczyna nie odbierała. Za trzy minuty miała zostać jej podana trucizna. Cho chciała śmierci jego dziecka.

-Potter dawaj rękę- warknął blondyn.  Teleportacja łącznąp0. Chłopak bez wahania złapał się ramienia przyjaciela.

W przeciągu sekundy znaleźli się pod firmą Vi. Yes, Im strong było paropiętrowym budynkiem. Dziewczyna organizowała tam spotkania mające na celu pomóc kobietą w ciężkiej sytuacji psychicznej. Wszyscy byli dumni z jej działalności.

Harry od razu ruszył do drzwi. Draco zatrzymał go jednak, łapiąc za jego nadgarstek.

-Japierdole, zatrzymaj się! - powiedział przytrzymując go mocniej.

-O co ci chodzi Malfoy!? Musimy do niej biec!- krzyknął zdesperowany.

-Jak chcesz to biegnij, ale chce się tylko poinformować, że krwawisz- powiedział spokojnie- rozszczepiłeś się, o tu- wskazał na ramię.

Chłopak spojrzał we wskazane miejsce. Rzeczywiście na zewnętrznej stronie ramienia znajdowało się dość długie rozcięcie. Dopiero teraz poczuł pieczenie i narastający ból.

Cholera.

-Mogę sam to załatwić- zaproponował racjonalnie. Nie był pewny czy złoty chłopiec podoła. Ból musiał być nie do zniesienia

-Dam radę- mruknął.

Zebrał wszystkie siły i najszybciej jak mógł ruszył do biurka dziewczyny. Draco podążał za nim. Po drodze na odpowiednie miejsce chłopak zobaczył godzinę. Dwie po pierwszej. Miał nadzieję, że nie jest za późno.

Nie zwracał uwagi na witających się z nim ludźmi. Po prostu biegł. Kiedy dotarli na ostatnie piętro przed drzwiami dziewczyny zauważyli jakiegoś mężczyznę ubranego w czarną szatę. Kiedy ich zauważył zaczął uciekać.

-Ja już skurwysyna dorwę, a ty idź sprawdź Vi- powiedział blondyn po czym pobiegł za tajemniczym facetem.

Harry bez namysłu ruszył przed siebie. Jego ramię przeszedł okropny bół. Cicho syknął. Wydawało mu się, że przejście przez korytarz zajmuje wieczność. Czuł jak krew powolnie spływa mu po ręce. W teoretycznie tak krótkim czasie tak, wiele myśli przepłynęło mu przez głowę. Nie wyobrażał sobie życia bez dziewczyny. To ona dawała mu szczęście. Ona i ich nienarodzony syn. Po tylu latach walki i ciągłych załamań nareszcie poczuł jak to jest być szczęśliwym z tą jedną osobą. Przeszli dużo, zresztą jak wszyscy. Życie to niezła suka. Zawsze wszystko utrudnia. Albo raczej Chang to suka.

Chłopak w momencie szarpnięcia za klamkę wyrwał się z transu. Kamień spadł mu z serca kiedy zauważył dziewczynę siedzącą przed biurkiem. Obok niej stała kawa. Vivi podnosiła wzrok i spojrzała na chłopaka.

-O, mój boże! Harry co ci się stało?- zapytała. Dziewczyna szybko znalazła się obok narzeczonego.

-Piłaś tą kawę?

-Coo? Nie rozumiem. Masz jakieś zwidy?- zmartwiła się.

-Była zatruta, przez Chang- mówiąc to osunął się na ziemię- włamaliśmy się do jej komputera i tam była wiadomość, że ma zostać ci doręczona kawa, ta szmata chciała, żebyś poroniła- jego oddech zwolnił. Harremu coraz ciężej było oddychać.

𝙰𝚍𝚞𝚕𝚝 𝙻𝚒𝚏𝚎 ♡︎ 𝙸𝚗𝚜𝚝𝚊𝚐𝚛𝚊𝚖 𝚙𝚊𝚛𝚝 𝚝𝚑𝚛𝚎𝚎 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz