Pisane Inaczej

1K 53 12
                                    


-No i usunięte.

Przez okno padały przyjemne promienie słońca. Harry uśmiechał się, aby ukryć swój stres, za to jego żona wydawała się dziwnie pewna siebie. Właśnie skasowała wszystkie brudy na Cho. A teraz jak gdyby nigdy nic trzymała małego Albusa w ramionach utulając go do snu.

-Kurwa, ja nie wiem czy to dobry pomysł- mruknęła Millie- po pierwsze Pansy nas zabije, po drugie ta suka może nie odpuścić. A wtedy jesteśmy w dupie.

-Mille skarbie- w głosie blondynki można wyczuć coś jak współczucie pomieszne z ciepłem, tej miłej cioci, która zawsze chce dać życiowe rady- obiecuje Ci, że będzie dobrze. Jasne? Zaufaj mi. Usunęliśmy to, racja. Pansy mnie zabije jeśli się dowie, że ,,stara, mój laptop się zepsuł, pożyczysz mi na ten dzień,, to jedno wielkie kłamstwo to mogę zostać pozbawiona włosów...no, ale będzie dobrze. Teraz zbieraj się do kawiarni, wypij ten eliksir, skończmy z nią i potem zapomnijmy o tej sytuacji.

-Może masz rację- westchnęła- dobra lecę. Potem przyjdę z Ariel, to w porządku?

-Zawsze i nawet nie pytaj!- wstała podając dziecko milczącemu Harremu. Odprowadziła dziewczynę do drzwi, przytulając ją mocno. Chwilę po tym wróciła do salonu z kubkiem gorącej herbaty.

-Vivi, a jak to się nie uda?- wyrzucił to wreszcie.

-A co ma się nie udać? Mills tam pójdzie, wypije veritasrerum- kęs kanapki- powie, jej że skasowała. Bo tak myśli. A ja grzecznie wgram kopie z powrotem na komputer Pansiuli. Koniec. Harry zacznij wierzyć w mój ślizgoński umysł.

-Wierze-jęknął.



                                ——

Kawiarenka ,,Blue little flower,, wyglądała niezwykle malowniczo na jednej z dzielnic w Londynie. Nikt pijący tam właśnie pyszną kawę lub zajadający się domowym ciastem nie był w stanie wyczuć stresu bijacego od dziewczyny, która właśnie przekroczyła jej próg.

Milli Bulstrode rozejrzała się za jej dzisiejszą towarzyszką. Wśród twarzy nieznajomych rozpoznała tą azjatycką urodę. Siedziała w telefonie, jak widać czytając coś bardzo istotnego. Obok kobiety w wózku spał mały chłopiec. Był śliczniutki. Przez głowę przeszła jej myśl, że taki maluszek nie zasługuje na taką mamę. Może jednak w takiej roli sprawowała się lepiej?

Wypuściła wstrzymywane powietrze i pewnym krokiem podeszła do stolika. Nie może pokazać strachu który ją ogarnia.

-Oh już jesteś- odezwała się, odrywając wzrok od jak się okazało instagrama.

-Wolałabym nie, no ale jest jak jest- posłała jej fałszywy uśmiech- przejdźmy do rzeczy. Usunęłam wszystkie dokumenty. Tak jak się umawiałyśmy. Nie mam laptopa, bo załatwimy to z eliksirem prawdy- mówiła z tą pewnością siebie jaka zanikła jakiś czas temu- w torebce którą ci dam, są pieniądze które chciałaś. Tyle.

-A ploteczki? Mamy czas...pewnie tatuś siedzi z małą, a skoro o tatusiu to jak Harry się ma?- spytała upijając łyka zamówionego napoju.

-Pierdol się. Daj ten eliksir.

Czarnowłosa sięgnęła do torebki i wyjęła mały flakonik, podjąc go Millie.
Dziewczyna odebrała go i chowając się pod stołem zaklęciem sprawdziła czy to aby napewno to na co się umawiały. Tak, to było to.

-Zdrowie- zachichotała głupio.

Była ślizgonka przewróciła oczami wypijając zawartość, pół zawartości. Drugie pół wypiła Chang.

-Czy wszystkie kopie zostały usunięte?

-Tak.

-Czy ktoś o tym wie oprócz Potterów?

-Nie. Co zrobisz po tym jak to zakończymy?- Millie odbiła piłeczkę.

-Wrócę do Brazyli i pewnie wyremontuje mieszkanie za wasze datki. Spencer jest ojcem?

-Wiesz. Po chuj pytasz. Okej to chyba tyle. A jeszcze coś- powiedziała wyjmując kartkę z torby- podpisz. To umowa, że nie zdradzisz wyników badań ojcostwa. Jeśli to zrobisz pójdziesz siedzieć.

-Mój prawnik musi to przeczytać. Oops.

-Chyba czytać umiesz? Nie ma tam nic skomplikowanego. Dasz radę sama.

Dwadzieścia minut później było już po wszystkim. Cho po długim i kilkukrotnym czytaniu dokumentu wreszcie go podpisała.

-Chang. Jesteś taką suka, wiesz? Ale proszę cię o jedno. Nie jako znajoma, a jako matka. Nie zniszcz go- wskazała na niemowlaka- nie zrób z niego siebie albo Teo. Bo to dziecko na to nie zasługuje.

-Pierdol się Bulstrode. Wychowam go jak będę chciała- prychnęła, pchając wózek do wyjścia- było przemiło.

I wyszła zostawiając za sobą tylko niedopitą kawę.

Udało się. Naprawdę się udało. Podpisała dokument co znaczy, że jeśli opublikuje gdzieś wyniki, albo ktoś jakikolwiek z nią powiązany trafi do więźnia na długie lata.

Mille wyciągnęła telefon z kieszeni i od razu wybrała numer jej przyjaciółki i największego wsparcia.

-Vivi, kurwa udało się.








-------
Wowo 3 z rzędu ;00

miłego weekendu <333


𝙰𝚍𝚞𝚕𝚝 𝙻𝚒𝚏𝚎 ♡︎ 𝙸𝚗𝚜𝚝𝚊𝚐𝚛𝚊𝚖 𝚙𝚊𝚛𝚝 𝚝𝚑𝚛𝚎𝚎 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz