× 3 ×

1.9K 157 66
                                    


× ×

Następnego dnia Todoroki obudził się dość późno. O ile obudzeniem się można nazwać wstanie z łóżka po całej nocy wiercenia się z boku na bok i myślenia nad wydarzeniami z ostatniego okresu. Spojrzał na zegarek - godzina oscylowała w granicach piętnastej. Mimo "spania" trzynaście godzin wciąż był zmęczony. Przeciągnął się, po czym wstał i ruszył do łazienki. W drodze powrotnej zrobił szybkie śniadanie, przywitał się z mamą, która jako jedyna była obecnie w domu i wykonawszy "poranną" toaletę, powrócił do pokoju, rzucił się bezwładnie na łóżko i chwycił telefon w dłoń. Wybrał odpowiedni numer i przyłożył słuchawkę do ucha, jednakże gdy spotkał się z głuchym sygnałem, rozłączył się i ponowił próbę skontaktowania się. Dziesięć prób i nic. Zaklnął pod nosem i zadzwonił jeszcze raz. Ponownie usłyszał odgłos poczty głosowej.

- Bakugou, muszę ci coś powiedzieć, ale to nie rozmowa na telefon. Będę na ciebie czekał za godzinę na moście w parku - po tych słowach wyłączył prywatną sekretarkę głosową Katsukiego i sam udał się we wcześniej wspomniane miejsce.

Czy wiedział co robi? Nie. Mimo, że myślał o swoich zamiarach i dogłębnie je analizował, to wiedział, że jeśli zobaczy Katsukiego, prawdopodobnie będzie improwizował, pójdzie na żywioł i zapomni o wszystkim, co wykminił i zaplanował.

× ×

Todoroki czekał niespełna godzinę, stojąc na deszczu w dresowej, przemokniętej bluzie z kapturem na głowie. Gdzieś w środku wciąż miał cichą nadzieję, że chłopak przyjdzie. I gdy już myślał o tym, żeby wrócić do domu, poczuł parasol nad głową, chroniący go przed deszczem.

- Mógłbyś przynajmniej wziąć parasol, debilu. Przeziębisz się - usłyszał znajomy głos. Odwrócił się przodem w stronę właściciela ów głosu. - Więc, czego chciałeś? Śpieszy mi się - warknął blondyn.

- Ciebie też miło widzieć, Bakugou - skwitował ironicznie Shoto. - Chciałem wyjaśnić z tobą wczorajszą sytuację.

Czerwonooki zlustrował chłopaka przed sobą, marszcząc brwi. Na samo wspomnienie jego wyznania przeszywał go dreszcz.

- Po wczorajszym powinieneś się ze mnie śmiać. Zresztą, nie chce o tym nawet myśleć, a co dopiero rozmawiać... szczególnie z tobą - parsknął, wciąż trzymając parasol nad jego głową, przez co sam moknął.

Stali tak chwilę, wpatrzeni w siebie. Po chwili jednak Katsuki stwierdził, że stanie tam nie ma większego sensu, więc rzucił Todorokiemu parasol na głowę, a sam odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia.

- Po prostu o tym zapomnij, idioto - wydukał cicho blondyn zagłuszany przez kaptur na głowie i deszcz uderzający o drewniany most pod ich stopami z niewiarygodną siłą.

Już miał wykonać pierwszy krok w stronę ciepłego, suchego i jakże wymarzonego w tamtym momencie domu, gdy nagle poczuł dłoń, szczelnie zaciskającą tą należącą do niego. Zdezorientowany odwrócił się szybko, chcąc zabrać rękę, ale Todoroki był silniejszy.

A może nie był?
Bakugou miał wrażenie, że mógł wziąć rękę w każdym momencie. Ale jakaś siła mu na to nie pozwalała. Możnaby nawet rzec, że coś kazało mu złapać mocniej dłoń chłopaka przed nim, zamknąć go w szczelnym uścisku. Ale nie mógł. Był przekonany, że Todoroki go nienawidzi. Do czasu.

- Lubię Cię, Bakugou - powiedział Shoto, ściskając jego rękę, po czym przyciągnął go do siebie, bezwładnie opierając czoło na jego ramieniu.

Czerwonooki zaczerwienił się bardzo, ale po chwili wyrwał dłoń z ucisku i odsunął się znacznie, na powrót czując deszcz i chłód oplatający jego ciało... aż zatęsknił za tymi ramionami sprzed ułamka sekundy.

- Co z tobą do kurwy nędzy jest nie tak?! - Krzyknął. Miał szczęście, że lało jak z cebra i w parku nie było żywej duszy, bo zapewne dzięki niemu nazbierałoby się sporo gapiów. - Wczoraj powiedziałem ci, co czuję, a ty tak z dupy wyskakujesz mi z czymś takim?! Jeszcze zaprzeczałeś jakimkolwiek romantycznym uczuciom względem mnie, miałeś dziewczynę i nagle w ciągu jednego dnia tyle się zmieniło?! Jesteś niczym innym jak zwykłą świnią! - Podwinął rękaw kurtki przeciwdeszczowej, ukazując nazwisko chłopaka przed nim. - A to? To jest tylko jebane znamię, nic nie znaczy. Zupełnie nic - ostatnie zdanie dodał ciszej, odwrócił się ponownie i pewnym krokiem ruszył przed siebie.

A Todoroki pełen szoku po prostu stał, uporczywie trzymając rączkę parasola. Właściwie to Bakugou miał rację. Wczoraj Shoto twierdził, że nie tylko nie kocha blondyna, ale go nienawidzi. Zarzekał się, że kocha Momo. Jeszcze dwa dni temu oboje twierdzili, że to całe głupie znamię to jedna wielka pomyłka. A teraz oboje czuli do siebie coś więcej. Coś dużego. Romantycznego.

Mieszaniec poczuł, jak z jego oczu wypływa pojedyncza łza. Szybko otarł ją mokrym rękawem, ale to tylko sprawiło, że płacz się nasilił.

× ×

Znamię [TodoBaku ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz