Minęły kolejne cztery dni. Tej samej rutyny. Kolejne osoby zdrowiały. Z izolatek wyszli już Olivier, Anna, John i Rose. Przystań już gdyby zapomniała o chorych. Szykowała się kolejna misja zdobywcza ale tym razem nie było obawy przed zakażeniem bo wszyscy byli odporni. Nie mogłam już odwiedzać Brendy bo powoli zatracała się w chorobie. Była następna w kolejce po lek. Czekałam już na następny dzień żeby móc jej pomóc.
pov. Brenda
Szum w uszach.
Pisk. Stukot. Wrzask
Przyciskam ręce do uszu.
Chcę krzyczeć. Płakać i się śmiać.
Gniew...
Stach...
Smutek...
Radość...
Cały czas zalewają mnie wspomnienia. Nie wiem czy są prawdziwe. Kobietę. Kryjówka. Obcy. Zabierają go. Wychodzę. Mama. Krzyk. Wystrzał. Szarpnięcie. Upadek. Silne ręce. Ciało. Krew. Mój krzyk. Samochód. Budynek. Dzieci. Stach. Biały pokój. Rozstanie. Wyrzucenie. Gorąco. Piasek. Płacz. Pragnienie. Ciemność. Jorge. Opieka. Dom..
Dzieciństwo. Brat. Tato. Pożoga. Ucieczka. Śmierć. Mama. Ból. Dom. Gorąco. Poparzeńcy...
Radość. Gry. Dzieci. Sky. Laboratorium. Mama...
Thomas. Pocałunek. Woda. Piasek. Łóżko. Radość.
Światło. Biały. List. Guzik. Krew. Krzyk. Gaz...
Fala kolejnych wspomnień. Wszystko się miesza. Gryzę paznokcie. Czuję krew. Nie daję rady. Wstaje. Naciskam guzik.
Gaz. Spokój. Ciemność. Błogość. Thomas...
pov. Sky
Serum dla Brendy jest już gotowe. Wiem że przyjaciółka jest na skraju szaleństwa. Już wczoraj sięgnęła po gaz uspokajający. Biorę serum i idę jej zaaplikować. Ruszam w kierunku jej izolatki. Skanuję kartę magnetyczną i wchodzę. Brenda siedzi skulona przy ścianie i kołysze się miarowo w przód i w tył.
- Brenda ? - podchodzę i klękam koło niej - Brenda to ja Sky. Odezwij się
- Jeden, dwa nie uciekaj. Jeden, dwa braciszku - szepcze dziewczyna. Jej wzrok jest zamglony i nie zwraca uwagi że ktoś z nią jest. Przykładam strzykawkę do ramienia dziewczyny i naciskam tłok. Igła wystrzeliła i wypuściła lecznicze serum. Brenda nagle odwraca się do mnie i łapie mnie za rękę. Uścisk jest mocny. Lekko jęczę. Dziewczyna patrzy mi się prosto w oczy które powoli się zamykają. Zwalnia uścisk i puszcza mnie opadając na moje kolana. Kładę dziewczynę i delikatnie głaszczę bo włosach. Wstaję kierując się do wyjścia. Po drodze rozmasowuje nadgarstek gdzie powoli tworzy mi się fioletowy siniak.
Zaglądam do Beth która siedzi przy ścianie i maluje po niej kredką. Obrazek przedstawia sama nie wiem co. Jest plątaniną słów i obrazów. Siostra powoli odwraca głowę w moją stronę i uśmiecha się. Uśmiech jest przerażający. Oczy pełne furii. Myślę że obrazy które maluje to ujście jej myśli. Jej czas się kończy.
Odchodzę i zaglądam do Newta. Siedzi skulony i płaczę. Bez zastanowienia wchodzę do niego.
- Newt ? Odezwij się ! - mówię delikatnie ale stanowczo. Od kilku dni nie wolno mi do niego wchodzić
- NIE. PODCHODŹ - warczy - NIE. PANUJE. NAD. SOBĄ ! - patrzy na mnie wściekłym spojrzenie a z ust wypływa mu ślina. Powoli się cofam a on zrywa się i skaczę w moim kierunku. Zdążyłam jednak zamknąć drzwi a on z głuchym odgłosem w nie uderza. Zaglądam przez okienko i widzę jak siedzi na łóżku z rękami we włosach. Podnosi wzrok
- Sky. Przepraszam. Nie przychodź do mnie - mówi i odwraca się. Łzy smutku kręcą mi się w oczach a ja pozwalam im wypłynąć. Nie mam już siły. Potrzebuję go . Potrzebuje serum.
Odchodzę i wychodzę do domu. Muszę to wszystko przemyśleć i odpocząć.
pov. Newt
Słyszę. WSZYSTKO SŁYSZĘ! Szepty wokół mnie. Mówią jak bardzo jestem beznadziejny. Że tam w strefie nawet nie umiałem porządnie skoczyć. Byłem tam nikim. Alby mianował mnie zastępcą bo nic nie umiałem. Nie umiałem go uratować. Chciałem przed chwilą zaatakować Sky. Jakim ja będę ojcem.
Łzy płynęły mi po policzkach wsiąkając w rękawy. Miałem dość. Siebie. Izolatki. Sky.
Tak. To była jej wina. Wszystko to jej wina i jej mamy
NIE MYŚL TAK!
Mój umysł płoną. Palił się i skwierczał. Nie umiałem sobie z tym poradzić. Odpływałem.
Stoję na polanie pełnej krzyży koło świeżego grobu. Pochyliłem się i czytam : Sky Paige oraz jej nienarodzone dziecko. Poczułem łzy na twarzy.
- To twoja wina - powiedział Thomas - Zabiłeś ich!
- Tommy to nieprawda - płakałem - To tylko sen ! Obudź się Newt ! - mówię do siebei
- To nie sen sztamaku - podszedł Minho - Nie sen. ROZUMIESZ?
- TO NIE PRAWDA - krzyczałem - TO CHOROBA !
- Uspokój się. Nie jesteś chory i nigdy nie byłeś - powiedział Thomas - Widzisz ten nóż ? - zapytał podając mi zakrwawiony przedmiot - To nim ich zabiłeś
Zerwałem się z krzykiem.
TO SEN. TO TYLKO SEN!
Nie byłem pewien. Wołałem Sky ale ona nie przychodziła
Zabiłem ją!? Jestem mordercą !?
Próbowałem ułożyć wszystko w głowie ale nic to nie dawało.
Rozpacz zalała mój umysł
Śmierć. Dziecko. Sky. Grób. Morderca...
Krzyczałem aż w moje płuca wlał się delikatny gaz. Oczy miałem ciężkie i zmęczone. Usiadłem na podłodze a po chwili odpłynąłem.
CZYTASZ
Upadek DRESZCZu [TMR cz. II]
Ficção AdolescenteDruga część serii " Po labiryncie " Sky wraz z Newtem planują ślub i oczekują na dziecko. Nagle pojawia się kanclerz DRESZCZu i ogłasza upadek organizacji. Newt wypływa na misję sprawdzającą słowa Pani kanclerz i przez przypadek zostaje zarażony p...