Rozdział 13

315 30 20
                                    

Otworzył oczy, czując, że upadek skończył się (prawdopodobnie) tylko niewielkimi stłuczeniami. 
Kot zobaczył, że pręty klatki wygięły się, tworząc dość wąską lukę, przez którą ten, mimo wszystko, mógł się przecisnąć.
Wiedział, że straci trochę sierści, lecz nie spodziewał się, że przeciskanie się przez ciasny otwór  będzie aż tak żmudne i bolesne.
Czuł. że jego boki krwawią, a jego ciało pulsuje nieprzyjemnie od wyrwanego futra.

Will uniósł głowę i ruszył sprintem w stronę schodów, które przeskakiwał co dwa stopnie. Wściekłość paliła go od środka, gdy starał się zdążyć przed Joną, która niestrudzenie szła przed siebie, ciągle "przypadkiem" ocierając rękę o ukryty sztylet, by wiedzieć, czy ostrze na pewno jest na swoim miejscu. Uśmiechała się do strażników, co ci odwzajemniali tym samym. Gdy tylko ich mijała, na jej twarz wpływał grymas, a oczy błyskały złowrogo. 

Will wypadł z piwnicy i ruszył w stronę schodów. Nagle zwolnił i szybko wszystko przekalkulował. Ma teraz dwie drogi. Jedna prowadzi przez schody i korytarze, prosto do komnaty blondynki. Jest to droga przez mnóstwo schodów i pięter. Druga zakłada wejście na pobliskie schody, wskoczenie na parapet i przeskoczenie po nim. ,,Nie zdążę...", pomyślał rozpaczliwie Will, rozglądając się wokół. Nic nie bolało go tak, jak świadomość, że ZAWIÓDŁ. Zawiódł nie tylko siebie, lecz swojego mistrza, przyjaciół, barona i prawdopodobnie całe królestwo. 
Opuścił uszy i podwinął lekko ogon, gdy nagle coś spadło mu na głowę. Uniósł wzrok i zobaczył otwarte okno, na tym samym piętrze, na którym znajdowały się komnaty służących. 
Nie czekając na nic wskoczył na ścianę i zaczął dosłownie po niej wbiegać. Miał szczęście, że kamienie były ułożone bardzo nieregularnie, oraz (przynajmniej w tej części budowli) były nieoszlifowane, więc wspinaczka była bułką z masłem.

Nagle poczuł na swoim nosie kroplę. Potem następną i następną. W chwilę z pięknego, słonecznego nieba zrobiła się czarna noc, a deszcz lunął na świat niczym ogromna zasłona.
Kot poczuł, jak skały osuwają mu się spod łap i złapał się pobliskiego parapetu, zaciskając mocno oczy i zęby. Szybko złapał oddech, po czym ruszył dalej, zrzucając okruchy skał i kurz ze ścian zamku. Czuł, jak przemaka mu sierść, co wcale nie było przyjemnym uczuciem. Zaczynał drżeć z zimna, co oczywiście nie ułatwiało mu wspinaczki. Jego zmarznięte, zmęczone mięśnie powoli przestawały współpracować, lecz on miał swoją misję, którą zamierzał wypełnić. Za wszelką cenę.

Kot wskoczył do pomieszczenia i wylądował z hukiem na ziemi. Powietrze uszło z niego z głośnym świstem, lecz Will natychmiast wstał na łapy, potrząsnął głową i rzucił się sprintem do pomieszczenia dla służących. 

Gdy był już przed drzwiami, zorientował się, że są czymś zablokowane.
Słyszał, jak Emily rozpaczliwie usiłuje przekonać starszą kobietę do tego, by nic jej nie robiła, co skutkowało jeszcze szybszym przebieraniem łapami, gdy wyobrażał sobie, jak bardzo przerażona musi być blondynka.
W końcu, jak często zdarza się, by osoba, która miała cię wspierać, która miała cię chronić i uczyć, planowała twoje morderstwo?

Will nagle poruszył uszami, słysząc cicho pisk, dodatkowo przytłumiony przez drzwi.
- Jono, błagam cię, nie rób mi nic. - Zawodziła cicho blondynka, a kot coraz bardziej czuł, że jedno z nich nie wyjdzie z tego spotkania żywe. A on nie miał zamiaru umrzeć. 
- Zamknij się wreszcie! - Wydarła się kobieta. - Jak myślisz, co zrobi twój sierściuch, gdy dowie się, że jego przyjaciółeczka nie żyje? - Zaśmiała się cicho. - Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jego reakcję, wiesz?
- Nie da ci się... - Odparła dziewczyna, nieco pewniej. 
- Ty mała, niewdzięczna... - Zaczęła Jona, po czym Will usłyszał krzyk blondynki i dźwięk, jakby ktoś w coś uderzał. ,,Nie podaruję ci tego.", warknął w myślach. Miał zamiar dotrzymać obietnicy.

Nie miał czasu, musiał działać. Wpadł do innego pomieszczenia, po czym wyskoczył przez okno, ledwo łapiąc równowagę i skoczył na sąsiedni parapet, po czym wskoczył do pomieszczenia. 

Zobaczył, że Jona zamachnęła się na siedzącą na ziemi Emily i odruchowo skoczył na stojącą kobietę.

Zobaczył, że Jona zamachnęła się na siedzącą na ziemi Emily i odruchowo skoczył na stojącą kobietę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wbił jej zęby i pazury w rękę, drapiąc i gryząc ją do krwi. Kobieta wrzasnęła i puściła nóż, a Will zeskoczył z ręki kobiety, po czym odbił się od ziemi i wyskoczył w powietrze, rozdzierając Jonie ubranie oraz drapiąc ją po dekolcie, na co ryknęła z bólu.
- Ty! Jakim cudem się wydostałeś?! - Kobieta znów wrzasnęła, po czym zrzuciła z siebie kota, rzuciła go o ścianę i już miała się na niego rzucić, gdy zorientowała się, że zniknął jej nóż. Odwróciła się i rozchyliła usta, gdy ostrze weszło w jej ciało jak w masło, tuż nad lewym biodrem.
- To za mnie. - Warknęła Emily, odpychając Jonę. - A to, za mojego przyjaciela, ty stara krowo! - Dodała i sprzedała kobiecie prawy sierpowy, jednocześnie wyciągając z jej ciała nóż. - W nogi, mały! - Rzuciła, po czym sama wybiegła z pomieszczenia.

Will, uciekając usłyszał dźwięk kilku, ciężkich butów i przypomniał sobie o planowanym zamachu na barona. 
Machnął ogonem na Emily, a ta najwyraźniej zrozumiała, o co mu chodzi, bo ruszyła za nim.

Wpadli do komnaty i aż zamarli.

Przed nimi, jeden żołnierz trzymał barona Aralda, a drugi przymierzał się do zabicia go.
Emily jednym, płynnym ruchem wycelowała i rzuciła nożem w głowę niedoszłego kata, a kot ruszył sprintem i rzucił się na twarz mężczyźnie, który trzymał barona i unieruchamiał go.

Gdy Will użerał się z żołnierzem, Arald złapał zdrajcę, po czym przytrzymał go i rzucił o ścianę. Kot wylądował miękko na ziemi, a mężczyzna odbił się od ściany i stracił przytomność. Zanim baron zdążył wydać polecenie, Emily już kończyła wiązać zdrajcę, co chwila obrzucając go cichymi przekleństwami. 

Po uporaniu się z węzłami i usadzeniu, większego od siebie, mężczyzny dziewczyna wstała i stanęła na przeciw barona, który zmierzył ją z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Przeczesał wzrokiem jej brudną, pogniecioną i lekko podartą suknię, brudną od krwi, potu i kurzu bluzkę, jej zlepione krwią i potem oraz splątane włosy, kończąc na jej twarzy. Mimo, że jej twarz była tak bezuczuciowa, iż wydawało się, że należy do lalki, a nie do żywej istoty, to w turkusowych oczach krył się hart ducha, siła i zaciętość, jakiej baron dawno nie widział. 

Podszedł do niej powoli i położył jej dłonie na ramiona.
- Dziękuję...

***

Wiecie co? Może i rysunek nie jest najlepszy, ale jestem tak CHOLERNIE dumna z tego rozdziału, że nie mogę.
Mam nadzieję, że podobał się wam równie mocno, co mi. ^^

Do przeczytania,
- HareHeart

WcielenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz