Rozdział 12

301 30 46
                                    

- Willu? - Spytał nagle baron, gdy Emily wyszła, a kot niemal podskoczył.
- Tak? - Mruknął, dla bezpieczeństwa odsuwając się od krawędzi stołu.
- Zastanawiam się nad podwojeniem straży w zamku. - Westchnął. - Zaczynam się obawiać nie tylko o swoje życie, lecz również o życie pracowników. - Dodał cicho, jakby... Niepewnie? Will spojrzał na niego zmieszany, po czym już miał coś powiedzieć, gdy usłyszał ciche drapanie pazurków o podłogę.

Natychmiast skoczył za niewielką, szarą myszką, która przebiegała akurat pod stołem, i złapałby ją, gdyby ta nie skręciła nagle. Will również chciał powtórzyć jej manewr, ale niestety nie wyhamował. Kot przeturlał się kilka metrów, po czym syknął wściekły i uderzył ogonem w bok.
- Nie martw się, jestem pewien, że kiedyś jakąś złapiesz. - Zaśmiał się baron, po chwili przypominając sobie, że Will już przecież łapał myszy. I to na jego oczach.
- Pójdę dowiedzieć się, co robią żołnierze i przy okazji może coś upoluję. - Mruknął. - Masz ochotę na przepiórkę, panie? - Spytał, a baron zaśmiał się głośno.
- Nie mam nic przeciwko, jeśli uda ci się ją złapać. - Odparł z szerokim uśmiechem. Will skinął głową i wyszedł przez okno, wskakując na parapet i przechodząc po nich do korytarza, gdzie zeskoczył na ziemię i powąchał powietrze. 

Po chwili zorientował się, gdzie musi iść i ruszył raźnym krokiem w stronę stróżówki.  

Gdy do niej dotarł, usłyszał śmiechy żołnierzy oraz lekkie chichoty służących. Przewrócił oczami, lekko rozdrażniony. Całe szczęście, że jego ukochana blondyneczka ma trochę oleju w głowie i potrafi zachować się tak, jak na nią przystało. A to, że potrafi walczyć o swoje, to już inna sprawa...

Will mruknął rozbawiony, po czym podkradł się do stróżówki i usiadł pod szafą. Po chwili zreflektował się i ułożył się w bochenek, ponieważ mimo, iż był niewielki, szafa była bardzo niska, przez co stale musiał pochylać głowę. 
- Ach, nie mogę się doczekać końca mojej zmiany... - Westchnął jeden, zaciągając się papierosem. Will zmarszczył nosek, gdy poczuł smród dymu.
- Ja też... - Dodał inny, wykładając nogi na stół i przeciągając się.
- Jak myślicie, co moja żonka mi przygotowała? - Zapytał następny, uśmiechając się znacząco.
- Nie wiem... 
- Przepiórkę? - Zagadnął inny, przez co wszyscy parsknęli śmiechem, a Will przewrócił oczami. Nie wiedział dlaczego, ale zaczął wychodzić z założenia, że jeśli ma na coś ochotę, to po prostu to łapie. Przecież jest kotem. Kto przy zdrowych zmysłach łapałby kota za to, że coś upolował?
- Bardzo zabawne, naprawdę. - Burknął żartowniś, po czym westchnął. - Chwileczkę, o której baron zazwyczaj jada swoje przekąski? - Spytał nagle.
- O matko! - Krzyknęła jedna służąca. - Kompletnie zapomniałyśmy! Dziękujemy za towarzystwo i do zobaczenia! - Dodała szybko i niemal wybiegła z pomieszczenia, a Will prychnął w myślach. 
- Nareszcie poszły. - Warknął mężczyzna i wstał. - Jaki jest plan? - Spytał, zniżając głos. Kot poruszał uszami, zaciekawiony. To brzmiało interesująco.
- Jutro w nocy pełnymi straż przy bramie. - Zaczął inny, również ściszając głos niemal do szeptu. Przecież ściany miały uszy. Tak, szafy też. Zwłaszcza ta stojąca nieco w rogu, z bardzo niskim dołem. - Równo o północy otwieramy bramę i wpuszczamy innych, po czym zamykamy bramę i udajemy, że nic się nie stało - Zrobił krótką przerwę. - Żołnierze rozejdą się po zamku i ukryją, a gdy Morgarath wyda sygnał, zaczną zabijać służbę i zdezorientowanych obrońców. Nim ci się zorientują, zamek będzie nasz.
- Co ty na to, żeby lekko zmienić plany i zabić barona? - Spytał jego towarzysz. - Przejmiemy zamek własnymi rękami, może nawet dostaniemy nagrodę. - Dodał.
- Wiesz, że to całkiem niezły plan? - Spytał nagle. - Jeszcze dziś zamek Redmont upadnie. - Zaśmiał się szyderczo i nieco za głośno, ponieważ Will aż się przestraszył tego tubalnego dźwięku i podskoczył, uderzając grzbietem o szafkę.
- Słyszałeś to? - Spytał jeden.
- Coś siedzi w szafie. - Dodał drugi, po czym było słychać, jak wyciąga broń i kieruje się w stronę mebla. Will przełknął ślinę. ,,Myśl, kocie, myśl!", rozkazał sobie w myślach, desperacko rozglądając się za drogą ucieczki. Nagle odwrócił się i wpadł na, genialny w swojej prostocie, plan. Tuż za nim znajdowała się dość duża dziura, zostawiona najprawdopodobniej przez jakieś duże myszy lub szczury. Kot nie tracąc czasu rzucił się w jej stronę i wcisnął w szczelinę, akurat w tym samym momencie, w którym żołnierz wsunął miecz pod szafkę i zaczął szybko nim machać, by prawdopodobnie zabić to, co tam się znajdowało. Will aż poczuł, jak jego serce staje na moment, by potem zacząć bić z niewiarygodną szybkością.
- Tam nic nie ma, idioto. - Syknął nagle drugi, po czym obaj znów usiedli.

Po chwili żołnierze zaczęli się śmiać i żartować, a Will wykorzystał to, by szybko wymknąć się z pomieszczenia i rzucić sprintem w stronę komnaty barona.
Nie miał czasu na to całe bieganie po parapetach.
Stanął pod drzwiami i zaczął je drapać, miaucząc głośno.
- Tu jesteś! - Will odwrócił się i niemal zamarł, gdy stare, pomarszczone ręce porwały go, a on sam mógł spojrzeć we wściekłe oczy kobiety. - Teraz zobaczysz, jak śmieszne jest zadzieranie ze mną. - Warknęła Jona, po czym weszła do podziemi zamku, złapała mocno szamoczącego się Willa i wrzuciła go do klatki, zamykając ją na klucz, który schowała do kieszeni w sukni. ,,Nie no, naprawdę?", jęknął kot w myślach, rozglądając się za jakąkolwiek drogą ucieczki.  - Teraz mogę w spokoju zająć się tą niewdzięcznicą. - Warknęła, a po chwili Will niemal dostał zawału, gdy zauważył sztylet, lekko widoczny zza paska sukni. Kobieta wyszła z piwnic, przed tym poprawiając włosy i uśmiechając się do kota, który miauczał rozpaczliwie i starał się wydostać.

Nagle zauważył, że jedna część klatki jest nieco przegnita. Cofnął się, po czym skoczył, spychając klatkę z beczki, na której ta stała. Wstrzymał oddech, bojąc się, że gdy klatka dotknie kamienia, on albo się połamie, albo nawet zabije. Wyobraził sobie to wszystko. Śmierć Aralda, śmierć Emily, możliwy upadek Araluenu i poczuł rwącą go od środka wściekłość. Miał za zadanie ochronić ich, i to zrobi, choćby i sam miał przy tym zginąć!

Wziął naprawdę głęboki oddech i zamknął oczy, czując, jak pręty klatki wbijają mu się w skórę, gdy spadał z beczki na ziemię. Następne, co usłyszał to głośny dźwięk i zgrzyt metalu.

***

Witam witam, bez ilustracji, bo wena mi dopisała, a już późno ^^

Robi się ciekawie, co nie? :)

Do przeczytania,

- HareHeart

WcielenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz