꧁26꧂

116 8 1
                                    

  Od tamtej rozmowy minął tydzień. Tydzień pełen bólu, cierpienia i straty, ale również i ulgi. W końcu kłamstwa, które między nami wisiały w powietrzu, ulotniły się, a zamiast tego ukazała się prawda. Może bolesna, ale jednak prawda.

  Wiedziałam, że dla niektórych mogło nie być to zdziwieniem. Nie wszyscy przepadali za Kaori, jak Nanaba, lecz większość nie mogła tego zrozumieć, albo nie chciała. Sama nie wiem, w której grupie byłam. Uzmysłowiłam to wszystko po pewnym czasie, jednak nie chciałam tego wpoić sobie do głowy.

  Chociaż, że egzaminy zbliżały się wielkimi krokami, nie potrafiłam się skupić. Nawet, jak bardzo bym chciała, to po prostu nie mogłam. Chłopacy cały czas podczas wspólnej powtórki próbowali odgonić moje złe myśli – na próżno. 

— Sachiko, może chcesz odpocząć? — spojrzałam w stronę Armina, który siedział obok mnie na moim łóżku.

  Po mojej drugiej stronie znajdował się Eren, spoglądając na nas, a królestwem Jeana była moja pufa, którą ubóstwia. Jedynie pokiwałam głową, lekko się uśmiechając.

— Naprawdę, nie macie się co martwić — oznajmiłam z lekkością w głosie. — Teraz ważniejsze są egzaminy.

— Ta? — wszyscy spojrzeliśmy na Kirschteina. Na jego twarzy malował się grymas. — Powrócimy do tego, jak pojawi się twój ojciec, co?

— Zamknij swoją końską mordę debilu — warknął brunet, a ja westchnęłam. Naprawdę nie wiedziałam, co w tej sytuacji jest gorsze. Oczekiwanie na spotkanie po latach, czy ich kłótnia.

— Ja chociaż nie jestem germańskim bachorem — prychnął.

— O, znasz takie trudne słowa, to wspa... — brunetowi nie dane było skończyć, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.

  W tym momencie, każdy spoważniał, a na minach pojawiało się przerażenie. Chociaż, że był weekend, a od tego wszystkiego minął tydzień, nie spodziewałam się, że się nagle pojawi. Nadal nie porozmawiałam z moją mamą, o tym, co się wydarzyło. W głębi duszy chciałam, aby od dawna o tym wiedziała. Nie marzyło mi się widzieć, jak znowu cierpi przez tą szumowinę.

  Niepewnie wstałam, a Eren widząc moją reakcję, postanowił pójść ze mną. Bezszelestnie wyszliśmy z pokoju, powoli schodząc po schodach na dół. Nawet nie spostrzegłam, gdy Jean z Arminem poszli w nasze ślady. W tym momencie słyszałam, jak serca naszej czwórki biją, jak szalone i to nie przelewki.

  Gdy całkowicie zeszłam ze schodów, wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić. Nie mogłam przecież okazać strachu. Nie teraz. Było na to za późno. Uderzyłam mocno w swoje policzki z dłoni, chcąc wypędzić jakiekolwiek złe myśli. Nie zwracałam uwagi na zdziwione spojrzenia chłopaków.

  Ruszyłam w stronę drzwi, a za mną podążył brunet. Pozostała dwójka ustała przy schodach, obserwując sytuację z tyłu. Niepewnie otworzyłam drzwi, lecz nie patrzyłam na zewnątrz. Bałam się, tak cholernie się bałam. Czułam, jak moje serce chce wyskoczyć z piersi. Do czasu, gdy nie poczułam na twarzy...Futra?

  Otworzyłam zdziwiona oczy, dostrzegając kobietę z białym persem. Tą samą, co przyprowadziła swojego Tuptusia do kawiarenki. Właśnie po paru tygodniach stała przed nami wraz ze swoim persem.

— O Boże kochaniutki! — oznajmiła zszokowana. — To ty jesteś tą słynną córką Akemi, prawda skarbeńku? — spojrzała na mnie. Jedynie wymieniłam zdziwione spojrzenia z Erenem, którego nadal nie brała alergia. Na szczęście. Niepewnie pokiwałam głową. — W tej kawiarni wyglądałaś całkowicie inaczej, ale teraz jesteś naprawdę podobna do matki — wyznała z lekkim uśmiechem. — Prawda Tuptusiu? — spojrzała na swojego kota z czułością.

happiness limit || eren jaeger [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz