4

339 35 116
                                    

Nawet się nie obejrzała, kiedy z poniedziałku zrobił się wtorek, z wtorku środa, a po środzie, przez jakieś nieodkryte zagięcia czasoprzestrzenne, nagle obudziła się w piątek. A jak wszyscy wiemy, piątek jest prologiem festiwalu wolności i odpoczynku - weekendu, i nawet, a może szczególnie uczniowie UA odliczali minuty, niecierpliwie wiercąc się w ławkach.

Za wyjątkiem Alice.

Jako uczennica zza granicy była zwolniona z lekcji angielskiego i teoretycznie mogłaby na dwie godziny wyjść sobie na spacer/na miasto/gdziekolwiek, jednak przez durne zasady bezpieczeństwa kisiła się w UA, i szczerze, miała wrażenie, że uczyła się teraz pilniej niż reszta klasy. To mówiło wiele, bo ponoć lekcje z Present Mic'iem były bardzo ciężkie, w co absolutnie wierzyła, po godzinie, jaką musiała spędzić na sprzątaniu pod jego czujnym okiem.

Gdy dzień wcześniej, błądząc korytarzami UA, przypadkowo dotarła na samą górę lewej wieży budynku, od razu odkryła w tym miejscu swój azyl - nie było tam żadnej sali, więc znajdowała się w wielkiej przestrzeni, ze szklanymi ścianami i sufitem. Do tego, ktoś powstawiał tam kilka stolików i krzeseł, choć Alicja i tak najbardziej upodobała sobie szeroki parapet. Romantyczny nastrój psuł jedynie zapaskudzny ptasimi odchodami, przeszklony sufit, jednak wcale jej to nie przeszkadzało - za bardzo skupiała się na stosie zeszytów i podręczników, jaki trzymała na kolanach. To nie tak, że była jakaś głupia (a przynajmniej miała taką nadzieję), ale przez swoje problemy z językiem japońskim nauka szła jej bardzo, bardzo opornie - tak na prawdę, z lekcji niewiele rozumiała, jedynie dzięki notatkom i tłumaczeniom jakie przygotowała dla niej Yaoyorozu udawało jej się cokolwiek przyswoić. Jednak jak tak teraz siedziała nad kupką kartek, zapisanych schludnym pismem czarnowłosej, zdała sobie sprawę, że nie może wiecznie wykorzystywać wiceprzewodniczącej. Skoro już była idiotką, która przeprowadziła się za granicę bez znajomości języka, wypadałoby się go nauczyć - wiedziała to doskonale. Jednak to nie było takie proste - lekcje miała do szesnastej, a zanim dotarła do domu, zjadła przygotowane przez ojca jedzenie i odrobiła lekcje, robił się wieczór i nie miała już absolutnie na nic ochoty. Tata udzielił już jej kilku lekcji, ale jako dziennikarz bez przerwy wyjeżdżał do Tokio i czasem wracał nawet w środku nocy. Głupio było jej prosić wychowawcę o jakieś dodatkowe zajęcia, więc cóż... Musiała szybko coś wymyślić.

Zadzwonił dzwonek na przerwę, a szkoła ożyła i nawet na wieży słuchać było donośny hałas. Tutaj było jednak o wiele spokojniej - przez długie schody raczej niewiele osób się tu pojawiało, a nawet jeśli, były to głównie mole książkowe lub zakochane parki. Alice zerknęła na zegarek - nie opłacało jej się schodzić na dziesięć minut przerwy, a potem klasa miała drugą lekcję angielskiego. Wyglądało więc na to, że na dół zejdzie dopiero za godzinę, by przebrać się na zajęcia z bohaterstwa. Dopiła kawę, zakupioną wcześniej w automacie piętro niżej (tym razem autonaty działały bez zarzutu), i znów skupiła się na przeklętych zeszytach.

Nauka tak ją pochłonęła, że zapomniała, że jeśli chce zdążyć do szatni na czas, musi zejść z wieży jeszcze przed dzwonkiem. Przez to, do szatni wbiegła jak burza w ostatnim momencie, przyśpieszając nieco swoje ruchy za pomocą quirk.

- Gdzie byłaś, Alice? - zapytała pogodnie Hagakure. - Nie widziałam cię na przerwie.

– Uczyłam się. – wyjaśniła zdawkowo, ubierając wysokie buty. – A jak angielski?

– Present Mic jak zawsze dał nam wycisk. – westchnęła ciężko Ashido. – Zazdroszczę ci, że nie musisz chodzić na lekcje z nim.

– Za to muszę znaleźć jakiś kurs japońskiego, nie przypominajcie mi nawet. – jęknęła. – Właśnie, Yaoyorozu, jeszcze raz dziękuję za notatki. Nie wiem, jak bym sobie bez ciebie poradziła.

Ekstrawertyk |Present Mic|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz