16

377 27 51
                                    

– Więc, podsumowując: pewna bohaterka zaproponowała ci staż, a gdy szkoła odmówiła, kobieta próbowała naciągnąć cię na pomoc w śledztwie?

– Cóż, tak...

– Dobrze że się nie zgodziłaś. – usłyszała Alice, obserwując jak wcześniej spięty Kendai Sada powoli rozluźnia się, pochłaniając kolejną porcję mochi. – Uważam, że powinnaś dać sobie czas na aklimatyzację. Ten staż zacząłby się tak nagle... Myślę, że w odpowiednim czasie szkoła sama przydzieli cię do odpowiedniej agencji. Jeszcze nie skończyłaś lekcji uzupełniających z tym całym Mic'iem, prawda?

– Mhm... – mruknęła, łapiąc kontakt wzrokowy z bąbelkami gazowanej wody, które utworzyły uśmiechniętą buźkę. Emotka stała się nagle główną atrakcją ich pierwszego od dawna, wspólnego wieczoru, który spędzili na oglądaniu na Netflixie Lucyfera i podjadania japońskich przysmaków. Na początku było... sztywno i żadne z nich nie potrafiło się skupić na serialu, jednak teraz, kiedy zaczęła temat, mężczyzna jakby nagle się ożywił. Może ucieszył się, że jego nieśmiała córka sama z siebie zaczęła mówić o szkole? Taką przynajmniej miała nadzieję, marząc o prostej drodze dążącej do wyjścia z gąszczu tajemnic.

– Trochę żałuję, ale... Masz rację, tato. – przyznała, choć gdzieś w głębi serca coś delikatnie ją ścisnęło. Jakby pomimo, że było już po wszystkim, jakaś część jej duszy wciąż błądziła po nieskończonym labiryncie niepewności.

Uśmiechnięty bąbelek pękł, a zdeformowane resztki utworzyły krzywy grymas, który wydawał się wręcz nienawistny, nasączony niechęcią jak stary palacz zapachem fajek.

– Alice. Spójrz na mnie. – Łagodny głos sprawił, że nastolatka podniosła wzrok, ignorując pogardliwe spojrzenie wody. – Jeszcze zabłyśniesz. Będziesz wielka, wierzę w ciebie.

To było to. Słowa, które każde dziecko pragnęło usłyszeć od swojego rodzica. A w szczególności młoda Sada, która od wielu lat tęskniła za osobą ojca, kreując w głowie rozmaite obrazy jego osoby.

Na twarzy nastolatki błysnął uśmiech. Oto dostała to, czego chciała, na czym naprawdę jej zależało, powód, dla którego byłaby w stanie odrzucić wszelkie intrygi.

Tylko, co dalej?

– Dzięki, tato.

Cisza.

Tytułowy Lucyfer właśnie zabił jednego z bohaterów, a na jego obliczu zawitały zdeformowane, diabelskie kształty. Alice skupiła się na szczegółach, natomiast Kendai odchrząknął niezręcznie:

– Ehm, nie napijesz się?

Wystarczyło jedno spojrzenie - woda wciąż patrzyła na nią pogardliwie.

– Jakoś nie mam ochoty.

★★★

Tydzień zleciał o wiele szybciej niż się spodziewała i w końcu nadszedł upragniony czas wycieczki na I-Island. Alice cieszyła się jak głupia na spotkanie z matką i dawną wychowawczynią. Spędziła nad walizką kilka godzin, pilnując, by nic nie było w stanie zepsuć jej beztroskiego czasu; zero treningów! Zero złoczyńców! Zero szpiegujących bohaterów!

– Jesteś pewien, że nie chcesz lecieć ze mną? – zapytała właśnie ojca, kiedy czekali na opustoszałym lotnisku. Z jakiegoś powodu, Kandai postanowił wsadzić ją do samolotu w samym środku zimnej, jesiennej nocy, a przez zasiany przez Joke niepokój czuła się, jakby próbował się jej pozbyć.

– Tak, Alice.

– Na sto procent? Razem byłoby raźniej...

– Nie sądzę. Przylecę później, o osiemnastej.

Ekstrawertyk |Present Mic|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz