8

348 33 86
                                    

~ Początek może sie wydawać nieco wyrwany z kontekstu ale spokojnie, wszystko się wyjaśni w późniejszych rozdziałach~

W ciągu całego swojego życia jeszcze nigdy nie zawitał na komisariacie - ba, zawsze był raczej typem osoby, która widząc policjanta po drugiej stronie ulicy zaczyna się nadmiernie stresować i z całej siły udaje, że nie robi niczego złego, mimo że naprawdę nie robi niczego złego. Dotychczas jego najgorszym wykroczeniem była "kradzież" naklejki dzielnego pacjenta, którą ktoś zgubił w poczekalni miejscowej przychodni. Miał wtedy z dziesięć lat, a po dziś dzień pamiętał palące poczucie winy i okropne wyrzuty sumienia. Potem musiał prędko iść się wyspowiadać, i teraz, z perspektywy czasu, bardzo się cieszył, że w wieku trzynastu lat przeprowadził się z rodzicami do Musutafu - czuł, że gdyby pozostał na miejscu, nie byłby w stanie spojrzeć w oczy księdzu, mając w pamięci wszystkie głupoty, które naopowiadał. Cała ta historia dziecięcego sumienia może nie była jakaś specjalnie porywająca, jednak doskonale wyjaśniała jedno - podchodzący pod terroryzm atak na grupę ludzi był czymś, czego absolutnie nie rozumiał i w życiu by nie zrobił. A jednak - był właśnie na drugim przesłuchaniu policji w charakterze oskarżonego, trzęsąc się jak osika.

Za pierwszym razem był zbyt roztrzęsiony, by zastanawiać się, co się działo - groźnie wyglądający policjanci mordowali go wzrokiem, traktując jak najgorszego kryminalistę. Tak się też czuł - zaatakował innych ludzi. Mógł przecież kogoś zabić!

Teraz, na drugim przesłuchaniu, było niewiele lepiej. Miał przynajmniej to szczęście, że zamiast ciemnego pokoju z rażącą lampą, czy innym lustrem weneckim, przesłuchania odbywały się w zwykłej salce na komendzie policji. Siedziało z nim tutaj dwóch napakowanych gości - jeden w kółko powtarzał te same pytania, a drugi, z głową kota, bez słowa zapisywał każde słowo w protokole. Chłopak nie był pewny, który bardziej go przerażał - narwaniec, czy milczek. Jednego był jednak pewien - obaj byli do niego negatywnie nastawieni, przez co miał ochotę zwinąć się w kłębek i zniknąć w rogu sali.

– Więc jeszcze raz. – warknął narwany przesłuchujący. – Twierdzisz, że w poniedziałek rano czułeś się dobrze i do pracy wyszedłeś tak jak zwykle, bez żadnych objawów utraty kontroli?

– Jeszcze raz przypominam, że za składanie fałszywych zeznań grozi kara pozbawienia wolności. – powiedział znudzonym głosem kotogłowy.

– T-tak, wiem! Nie kłamię! – zawołał szybko, z trudem wypuszczając z płuc powietrze. Nawet nie zauważył, że ze stresu co chwila wstrzymywał oddech, jakby policjanci mieli za moment wydać wyrok śmierci. – W pociągu ciągle gapiła się na mnie jakaś kobieta. M-może to głupie, bo przez mój wygląd ludzie ciągle się na mnie patrzą, ale ona robiła to tak... dziwnie. Przepraszam, to brzmi idiotyczne, może to ze stresu, ja...

– Streszczaj się. – Narwaniec ewidentnie miał już go dosyć. – Bełkoczesz, że kolega nie wie nawet co ma pisać. Odpowiadaj precyzyjnie na postawione pytania. – westchnął. – Skąd podejrzenie, że to ta kobieta namieszała ci w głowie?

– To nie musiała być ona. Po prostu... Nigdy bym sam z siebie czegoś takiego nie zrobił... Do tego, śpieszyłem się i nawet by mi do głowy nie wpadło! A z samokontroli quirk zawsze byłem dobry...

– Skup. Się. Na. Pytaniu. – Policjantowi puszczały nerwy.

– Przepraszam... – wyjąkał oskarżony. – To ta kobieta i jakiś mężczyzna wpadli na mnie. Wszyscy się przewróciliśmy, myślałem, że się potknęła przy wysiadaniu z pociągu... – przełknął ślinę. – Oboje pomogli mi wstać, a potem... Potem, słabo pamiętam, co się działo. Poczułem silny strach, jakby ktoś użył na mnie mojego własnego quirk... – wyszeptał, spuszczając nisko głowę.

Ekstrawertyk |Present Mic|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz