3

360 36 10
                                    

W cztery dni, które pozostały do rozpoczęcia nauki, Alicja zdążyła wrócić do poprzedniej wagi i przywrócić ciało do porządku. Większość tego czasu spędziła w najbliższym McDonaldzie, trochę popluskała się też na Musutafu Pool. Postanowiła odprężyć się przed ciężką pracą w szkole, na chwilę odgarniając na bok nudne obowiązki. W UA była tylko raz - musiała oddać swój strój bohatera, choć wcale jej się to nie podobało. Co prawda, powiedziano jej, że może go w każdej chwili wypożyczyć, ale to nie było to samo..

Kiedy nadszedł sądny dzień, spokój ją opuścił.

Już rano wiedziała, że ten dzień nie będzie udany - zaspała, a gdy na szybko jadła śniadanie, uplamiła nowy mundurek. Całe szczęście, zeszło, ale przez to spóźniła się na pociąg. Co prawda, następny odjeżdżał za dziesięć minut, jednak było to o dziewięć minut za długo.

Nic więc dziwnego, że do szkoły wparowała po dzwonku na lekcje, wyglądając jakby po drodze randkowała z tornadem. Całe szczęście, wiedziała już gdzie jest sala 2A, inaczej spóźniłaby się jeszcze bardziej. Biegiem pokonała piętro i stanęła przed drzwiami, łapiąc oddech. Starała się względnie ogarnąć i uspokoić, a gdy doszła do wniosku, że to i tak nic nie da, zapukała i weszła do środka.

Część uczniów siedziała w ciasnych grupkach wzajemnej adoracji. W oczy rzucała się hałaśliwa, różowowłosa dziewczyna, robiąca warkoczyki czarnowłosemu koledze. Owy kolega natomiast taśmował (?) jakiegoś niskiego knypka, tym samym powstrzymując go przed uporczywym zaczepianiem jakiejś dziewczyny. Uwagę zwracał też jakiś wrzeszczący koleś, który siedział prze oknie. No, i oczywiście nie dało się przegapić lewitującej pod sufitem dziewczyny. Reszta uczniów albo rozmawiała, albo spała - wyjątek stanowił stojący przy pulpicie chłopak, wyglądający, jakby przeżywał ostre załamanie nerwowe. 

Wtem wszyscy umilkli, wpatrując się w stojącą w drzwiach Alicję. 

–  Przepraszam, pomyliłam sale. 

Szybko zatrzasnęła drzwi, robiąc w tył zwrot i cofnęła się, biorąc głęboki oddech. Co to do cholery miało być? Czemu nie było tam Aizawy? Nie miała pojęcia co robić, więc uciekła do szatni. Liczyła, że jakoś przeczeka tę godzinę lekcyjną i  wróci za godzinę - może wtedy uczniowie będą nieco spokojniejsi? Choć i tak pewnie zjedzą ją żywcem, rany...

Z jakiegoś powodu przerażali ją tamci ludzie. Miała świadomość, że to przyszłe gwiazdy bohaterstwa, a ona, jako osoba zza granicy, w dodatku z problemami z językiem japońskim, zupełnie tam nie pasowała. Jakby urwała się z choinki. Martwiło ją, jak szybko jej nowa klasa również zda sobie z tego sprawę. I, co gorsza, czy przyjmą ją pozytywnie, negatywnie, czy też nowe znajomości skończą się raczej chłodną obojętnością?

– Jest po dzwonku, Sada. 

Ten niski, chłodny głos rozpoznałaby wszędzie. Wychowawca wyłonił się zza zakrętu, choć, hmm, w nieco innym wydaniu niż na egzaminie. Przede wszystkim, leżał na podłodze w czymś, co przypominało dziewczynie kokon. Do tego wyglądał na totalnie wykończonego życiem i właśnie mordował ją wzrokiem, pochłaniając mus owocowy.

– P-przepraszam, ja...

– Jeśli zaraz nie pojawisz się w klasie, sprzątasz dzisiaj całe piętro pod nadzorem najbardziej przewrażliwionego pracownika szkoły. – zagroził, mrużąc czarne jak węgiel tęczówki.

– J-ja na prawdę nie chciałam, ale...

– Mówię całkowicie poważnie, Sada. Liczę do trzech...

Nie musiał tego mówić - samo spojrzenie godne bazyliszka wystarczyło. Skinęła głową i zniknęła za zakrętem, nie czyniąc jednak kroku bliżej klasy. Zamiast tego obróciła się, by spojrzeć na nauczyciela, i z fascynacją obserwowała jak mężczyzna powoli przesuwa się do przodu, w sposób, który przypominał jej gąsienicę. Jeszcze ten żółty kokon...

Ekstrawertyk |Present Mic|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz