ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

523 24 2
                                    

Nie mogąc przestać myśleć o koszmarach zeszłej nocy, siedziałam w jednej z łodzi, bawiąc się swoimi palcami. Nie dawały mi one spokoju. Choć cały czas powtarzałam sobie, że to tylko sny i nie mają one większego znaczenia, nie mogłam pozbyć się tego dziwnego przeczucia, że jednak jakaś mała ich część może być prawdą.

— Wątpię, czy lordowie się tu zatrzymali — odezwał się Ryczypisk, wyrywając mnie z tego dziwnego stanu. — Nie widać żadnych oznak życia.

— Tak. Mimo wszystko weź ludzi i poszukajcie wody i żywności — odkrzyknął mu Kaspian z naszej szalupy. — My w piątkę rozejrzymy się na wyspie — oznajmił. Może to pomoże mi oderwać na chwilę myśli.

— Chwileczkę, chyba w szóstkę — Zmarszczyłam delikatnie brwi, kierując wzrok na Eustachego. Od kiedy był taki chętny do przygód? — Nie przydzielajcie mnie znów do tego szczura — jęknął.

— Słyszałem to — zawołał Ryczypisk z drugiej łodzi, wywołując śmiech wśród załogi.

— Gumowe ucho — mruknął pod nosem blondyn.

— To słyszałem również — Zaśmiałam się, spoglądając na rozbawione towarzystwo. Kiedy przybiliśmy do brzegu, wyszłam z szalupy, rozglądając się po wybrzeżu. Wyglądała na bezludną, ale to nic nie znaczyło. Poprzednie też sprawiały takie wrażenie. Rozgrzany piach skrzypiał pod naszymi butami, gdy zaczęliśmy wyciągać kosze, do których załoga miała zebrać znaleziony na wyspie prowiant.

— Zbierzcie wszystko, co może nam się przydać na dalszą podróż. My wybierzemy się na poszukiwania — powiedział Kaspian, po czym skinął głową, abyśmy poszli za nim. Przez długi czas wędrowaliśmy po wyspie, szukając jakichkolwiek oznak życia. Na próżno. Dookoła rozciągała się wielka pustka, a jedyne co można było usłyszeć, to nasze oddechy oraz dźwięk turlających się kamyków, które osuwały się spod naszych stóp. — Patrzcie! — zawołał nagle brunet, na co wszyscy się ożywili. — Ktoś jednak był tu przed nami — oznajmił, wskazując palcem dziurę w ziemi oraz przywiązaną do pobliskiej skały linę.

— Lordowie? — zapytał Edmund.

— Możliwe — Telmar podniósł kamyk i rzucił go w otchłań. Słyszalne było tylko jego stukanie, kiedy spadał coraz dalej.

— Trzeba to sprawdzić — odparł ochoczo czarnowłosy i nim się obejrzałam, chwycił sznur i powoli zaczął po nim zjeżdżać na sam dół. Pochyliłam się delikatnie nad dziurą, spoglądając na słabo oświetlone dno, po czym zerknęłam na Piotra, który wzruszył delikatnie ramionami i poszedł w ślady swojego młodszego brata. Po chwili i ja chwyciłam linę i stawiając ostrożnie stopy na wystających kamieniach, ruszyłam w dół, gdzie czekał już na mnie blondyn. Podążaliśmy za Edmundem, który kierował się w stronę słabego światła sączącego się z głębi jaskini. Kiedy dotarliśmy do niego źródła, zauważyłam sporych rozmiarów jezioro, a w nim coś połyskującego. Zbliżyłam się i zobaczyłam, że był to swego rodzaju posąg ze złota. Młody Pevensie chwycił leżący na ziemi patyk i podszedł do niego. Włożył drewno do wody, chcąc dotknąć przedmiotu, ale gdy tylko patyk zetknął się z powierzchnią jeziora, zaczął pokrywać się warstwą złota.

— Rzuć to! — krzyknęłam, a chłopak upuścił przedmiot, który opadł na dno stawu. Kaspian spojrzał na nas z szeroko otwartymi oczami.

— Widocznie wpadł do wody — mruknął po chwili, robiąc kilka kroków w stronę brzegu.

— Biedny człowiek — odezwała się Łucja.

— A konkretnie lord — dopowiedział Piotr, wskazując palcem na tarczę spoczywającą obok statuetki.

Ostatnia Przygoda [Piotr Pevensie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz