ROZDZIAŁ CZTERNASTY

1K 42 13
                                    

Wpatrzona w ziemię, maszerowałam na przedzie pochodu. W niedalekiej odległości ode mnie szedł Kaspian, wystawiając tym samym na próbę moją cierpliwość. Wszystko, co wydarzyło się tej nocy, było jego winą. Nie moją, nie Piotra, lecz właśnie jego. Z blondynem siedzieliśmy nad tym planem kilka godzin, dokładnie analizując amatorsko narysowaną przez Telmara mapę zamku, rozważając wszystkie możliwe posunięcia, różne scenariusze, komplikacje, jakie mogą nas spotkać i możliwe na nie odpowiedzi, lecz nie wzięliśmy pod uwagę, że tym Telmarem, który może przysporzyć tyle problemów, będzie właśnie nasz młody książę. Ten, któremu powierzone zostało jedno proste zadanie. Otworzyć wrota. I nawet tego jednego polecenia nie potrafił wykonać. Ze wszystkich sił, przez całą drogę, musiałam się powstrzymywać, żeby nie rzucić się na niego z pięściami i stłuc na kwaśne jabłko. Kiedy byliśmy już blisko kopca, rozbrzmiał głośny dźwięk rogu, na który z grobowca zaczęła wyłaniać się coraz większa liczba Narnijczyków. Centaury, fauny, minotaury. Czekali, aby ujrzeć ukochane osoby. Nie wiedzieli jeszcze, że wielu z nich już nigdy nie stanie przed nimi. W pewnym momencie z Kopca wybiegła także Łucja. Zatrzymała się jednak, widząc nasze skołowane miny. Na widok jej dużych, wpatrzonych we mnie, niebieskich tęczówek, po raz kolejny poczułam gorzkość w gardle, a oczy ponownie zaczęły piec.

— Nie udało się? — zapytała, nieco przybita.

— Gadaj z nim — burknęłam, skinając głową w stronę Kaspiana.

— Ze mną? — oburzył się. — Mogliście odwołać atak. Był jeszcze czas!

— Przez ciebie już go nie było! — Podniosłam głos, odwracając się gwałtownie, po czym wycelowałam w niego palcem wskazującym. — Gdybyś trzymał się planu, oni by nie zginęli! Nie zginęłoby tylu Narnijczyków, a Piotr nadal by żył!

— Gdybyśmy zostali tutaj, w ogóle nie groziłaby im śmierć!

— Sam nas wezwałeś! Pamiętasz?!

— To był mój pierwszy błąd — wycedził przez zaciśnięte zęby.

— Nie. Była nim myśl, że nadajesz się na władcę. Nie umiesz zrobić dobrze nawet jednej rzeczy!

— To nie ja porzuciłem Narnię.

— Nie, ty ją najechałeś! — Dyskusja zdawała się przerastać siły bruneta, bo przepchnął się obok mnie, kierując się w stronę wejścia do budowli. — Masz do niej akurat tyle samo praw, co Miraz! Ty, on, twój ojciec i cały wasz naród. Zostawcie wreszcie nas i ten kraj w spokoju! — Chłopak krzyknął i odwrócił się ku mnie, dobywając miecza. W odpowiedzi wrzasnęłam i pchnięciem spowodowałam, że wylądował na ziemi, a jedyną częścią jego ciała, która nie była pokryta lodem, była głowa. Podeszłam do niego i stając nad nim, przyłożyłam but do jego karku, nachylając się delikatnie. — Twoje dni są policzone, Telmarze — warknęłam.

— Dahlia! — Głos Edmunda oderwał moją uwagę od Kaspiana. Gryf, na którym leciał, wylądował na polanie, a chłopak zeskoczył z niego zwinnie, po czym sięgnął po coś, co leżało na grzbiecie. Chwilę po tym podbiegło do niego kilku Narnijczyków, oferując pomoc. Gdy zobaczyłam, czym jest to "coś", moje serce się zatrzymało.

— Piotrek — szepnęłam, puszczając się biegiem w stronę braci. Dotarłszy na miejsce, upadłam na kolana, przykładając dłoń do szkarłatnej plamy na koszuli Piotra, a drugą przyłożyłam do jego policzka. — Piotrek... Piotrek, spójrz na mnie, proszę — Słowa z trudem przechodziły mi przez gardło. Oczy piekły mnie niemiłosiernie. Tak bardzo chciałam, żeby uchylił powieki i skierował na mnie niebieskie tęczówki, ale wiedziałam, że już nigdy tego nie zrobi. — Piotrek, proszę — Podniosłam delikatnie jego klatkę piersiową, układając ją sobie na udach i pochyliwszy się, przytuliłam go do siebie. — Proszę — Ból z każdą sekundą stawał się coraz silniejszy, aż w końcu stał się nie do wytrzymania. Łzy zaczęły się wylewać, żłobiąc jasne ślady na policzkach. Nie mogłam zapanować nad łkaniem.

Ostatnia Przygoda [Piotr Pevensie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz