ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

1K 45 5
                                    

— Pobudka, śpiochu — szepnęłam, siadając na skraju łóżka i odgarnęłam z czoła chłopaka niesforne kosmyki blond włosów. Mruknął coś pod nosem, marszcząc delikatnie brwi, po czym uchylił powieki, kierując na mnie spojrzenie niebieskich tęczówek.

— Dzień dobry — powiedział cicho, obejmując mnie w talii. — Czemu tak wcześnie wstałaś? Aż się zimno zrobiło bez ciebie obok — dodał, robiąc smutną minę, na co zaśmiałam się pod nosem i pochyliwszy się, pocałowałam go delikatnie. Blondyn nie został długo dłużny. Od razu odwzajemnił pocałunek, wsuwając palce w moje włosy, przez co przybliżyłam się jeszcze bardziej. Ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej, a on powoli zaczął się przesuwać, robiąc mi miejsce obok siebie. Położyłam się wygodnie u jego boku, wtulając się w niego, on zaś przyciągnął mnie do siebie, całując w czoło. Nadal nie mogłam uwierzyć, że znów tu był. Tuż obok. Że mogłam poczuć jego ciepło, jego duże dłonie obejmujące mnie w talii, oddech łaskoczący moją szyję i miękkie usta. Mogłabym tutaj zostać na zawsze. Powolnymi ruchami zaczęłam kreślić na jego klatce piersiowej niewidzialne wzorki. 

— Dahlia — odezwał się po dłuższej chwili, chwytając moją dłoń, a ton jego głosu spowodował, że zaniepokojona wlepiłam w niego wzrok. — Mogę cię o coś zapytać? 

— Śmiało — odparłam, opierając brodę na jego ramieniu.

— Co byś zrobiła, gdybyśmy musieli wrócić?

— Gdzie mielibyśmy wrócić?

— Gdybyśmy musieli wrócić do Anglii. My w sensie ja, Zuzanna, Edmund i Łucja — doprecyzował, a ja poczułam, jak moje mięśnie się napinają. Piotr musiał to wyczuć, ponieważ spojrzał na mnie z troską w niebieskich tęczówkach, gładząc delikatnie po ramieniu. — Dahlia? — szepnął z wyczuwalnym bólem w głosie.

— Nie wiem — odparłam równie cicho, nie mogąc więcej z siebie wydusić. Nie chciałam sobie tego nawet wyobrażać. Już sama myśl o tym bolała. — Ale chyba nigdzie się nie wybieracie... Prawda?

— Nie żebym wiedział — zaczął powoli. — Ale mam dziwne przeczucie, że nasz czas tutaj dobiega końca.

— Nie mów tak — mruknęłam płaczliwym głosem. — Dopiero co wróciłeś — Wyciągnęłam rękę, dotykając jego policzka opuszkami palców. 

— Byłabyś gotowa, żeby... wrócić z nami? Jeśli naprawdę będziemy musieli wrócić — zapytał, wpatrując się we mnie uważnie. Nie wiedziałam jak mu odpowiedzieć. Jasne, nie wyobrażałam sobie, żeby stracić ich kolejny raz. Żeby stracić Piotra po raz trzeci. Jednak tak samo nie mogłam sobie wyobrazić opuszczenia Narnii. 

Spędziłam tutaj całe swoje życie, w ogóle nie znałam Anglii. Nic nie wiedziałam o tamtym świecie, ale z tego, co udało mi się wychwycić, wcale nie było tam tak kolorowo. Pytanie tylko, co było ważniejsze. Kraj czy ludzie? Jedno wiedziałam na pewno. Jeśli będę musiała podjąć decyzję, będzie to najtrudniejsza decyzja mojego życia.

— Na pewno to rozważę — zapewniłam chłopaka, ale wiedziałam, że liczył na inną odpowiedź. Zanim jednak mogliśmy się pogrążyć w dalszej rozmowie, rozległo się pukanie do drzwi, które po chwili się uchyliły i pojawiła się w nich głowa Zuzanny.

— Piotrek, Aslan chce z nami porozmawiać przed zebraniem. Zejdź za chwilę na dół — oznajmiła, a gdy blondyn skinął głową, zniknęła. Przełknęłam ślinę. A co jeśli naprawdę będą musieli wrócić? Piotrek pocałował mnie w czoło, po czym podniósł się z łóżka i ubrawszy się, opuścił pomieszczenie. Leżałam jeszcze przez chwilę, rozmyślając o tym wszystkim. Co tak właściwie bym zrobiła? Co, jeśli przeczucia Piotra naprawdę się sprawdzą? Co ja wtedy zrobię? Przecież nie mogę pozwolić sobie na to, aby znów ich stracić. Stali się dla mnie pewnego rodzaju rodziną, której zawsze mi brakowało. Nie mogąc odpędzić się od tych myśli, wstałam i podeszłam do szafy, w której czekał przygotowany dla mnie strój. Na zebranie wypadałoby się ładnie ubrać, dlatego wybrano suknię, którą miałam założyć. Miałam pewne obawy, nie widziałam jej wcześniej. Otworzyłam drzwiczki i mimowolnie się uśmiechnęłam, spoglądając z niedowierzaniem na dobrze mi znaną, fioletową suknię. Chwyciłam ją delikatnie i czym prędzej poszłam się przebrać. Gotowa wyszłam na korytarz, kierując się w stronę schodów. Zbiegłam po stopniach, po czym pchnęłam z całych sił skrzydło masywnych, podwójnych drzwi, aby wyjść na zewnątrz. Orzeźwiający, chłodny wiaterek spowodował, że rozbudziłam się na dobre. Zeszłam po kolejnych schodach, rozglądając się po dziedzińcu. Pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu rozegrała się tutaj krwawa bitwa, w której poległo tylu Narnijczyków, a także najstarszy Pevensie. Skoro o Piotrze mowa...

Ostatnia Przygoda [Piotr Pevensie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz