ROZDZIAŁ SZÓSTY

1.9K 67 13
                                    

Ciche ćwierkanie ptaków wybudziło mnie z błogiego snu. Obróciłam się na drugi bok, przeklinając je w myślach. Przez dręczące mnie koszmary, przeleżałam pół nocy, nie mogąc zmrużyć oka. Mimo starań moje próby ponownego zaśnięcia poszły na marne. Zwierzęta za nic w świecie nie chciały zamilknąć. Wręcz przeciwnie, ich śpiew stawał się z każdą chwilą coraz głośniejszy. Uchyliłam powieki. Na hamaku po drugiej stronie namiotu, owinięty szczelnie kocem, leżał Piotr. Jego blond włosy były rozczochrane, co dodawało mu pewnego rodzaju uroku. Twarz miał spokojną. Wyglądał niczym niewinne dziecko. Wstałam i najciszej jak potrafiłam, skierowałam się ku wyjściu, nie chcąc zbudzić smacznie śpiącego chłopaka.

— Uciekasz już? — Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i natrafiłam na utkwione we mnie niebieskie oczy. — Coś się stało? Czarownica cię wzywa? — W jego zaspanym głosie pojawiła się nuta niepokoju.

— Wszystko w porządku — zapewniłam, unosząc delikatnie kąciki ust. — Chciałam się tylko przewietrzyć, nie potrafię tak dłużej leżeć.

— Jakby coś się działo, daj znać. Nie chcę cię zmuszać do tego, żebyś znosiła męki, buntując się przeciw swojej siostrze, ale poinformuj nas, żebyśmy wiedzieli, dobrze? — Uśmiechnęłam się szerzej na te słowa. Skinęłam głową i opuściwszy namiot, przyjęłam postać ptaka. Rozpostarłam skrzydła, po czym odepchnęłam się z całej siły od ziemi. Unosiłam się coraz wyżej, a obóz Aslana z każdą chwilą stawał się coraz mniejszy. Zawsze lubiłam, pod postacią ptaka, szybować nad Narnią. Obserwować wszystko z góry, podziwiać piękno tej krainy. Mimo tego, że nie było miejsca, które nie byłoby pokryte grubą warstwą białego puchu, Narnia była dla mnie najpiękniejszym miejscem na świecie. Żaden Kalormen czy Archenlandia, lecz właśnie Narnia. Lubiłam szybować nad zamkiem Ker-Paravel, Wielką Rzeką skutą wiecznym lodem. I chociaż rzeczywistość była całkiem inna, w takich chwilach czułam się wolna. Choć wolność ta była złudna, umacniała mnie na duchu. Być może to dzięki tym chwilom dałam radę wszystko przetrwać. Przyjemny lot nad zielonymi polami cały czas zakłócały jednak myśli i obawy. Obawy, że stracę życie lub będę musiała wrócić do tego, które prowadziłam przez lata. Do życia, które tak naprawdę nie było życiem, jedynie jego marną kopią. Cieniem. Czy naprawdę podjęłam wtedy właściwą decyzję? Czy naprawdę służenie Jadis było lepsze od śmierci? Wykonywałam już nie wiem które okrążenie, gdy zauważyłam w dole postać Aslana. Jego jasna sierść już z daleka rzucała się w oczy. Obok niego znajdowała się inna postać, lecz z takiej wysokości nie byłam w stanie jej zidentyfikować. Dopiero po zniżeniu lotu zdałam sobie sprawę, że był to, oczekiwany przez wszystkich, młody Pevensie. Wylądowałam przed wejściem do namiotu Piotra, chcąc przekazać mu, co zobaczyłam, lecz w tym samym momencie na zewnątrz wyszedł blondyn, o mało mnie nie zadeptując. Odskoczyłam gwałtownie na bok.

— Teraz chcesz mnie zmiażdżyć tą swoją wielgachną stopą? Wiem, że nie pałamy do siebie miłością, a wczoraj mnie jeszcze nienawidziłeś, ale bez przesady! — zawołałam.

— Bardzo śmieszne — powiedział, po czym schylił się, wyciągając w moją stronę otwartą dłoń. Bez zastanowienia wskoczyłam na nią, a chłopak wyprostował się, unosząc rękę na wysokość twarzy. — I wcale cię nie nienawidziłem — Jego niebieskie tęczówki wpatrywały się we mnie intensywnie. — To była tylko niechęć.

— Kamień spadł mi z serca — odparłam sarkastycznie.

— No dobra, masz mi jeszcze coś do powiedzenia? Coś miłego dla odmiany? Czy będziesz mi tylko robić wyrzuty i osądzać o to, że chcę się przyczynić do twojej śmierci przez kontakt z podeszwą mojego buta? — spytał z uśmiechem.

— Owszem. Chciałam ci powiedzieć, że twój brat wrócił — oświadczyłam, wskazując dziobem odpowiedni kierunek. — O tam.

Zeskoczyłam zwinnie na ziemię i przyjęłam ludzką postać, kierując swoje spojrzenie na rozmawiającą dwójkę. Chociaż odnosiłam wrażenie, że to głównie Aslan mówił, a czarnowłosy uważnie go słuchał, co chwilę przytakując. Oderwałam od nich wzrok, słysząc cichy szelest. Siostry Pevensie zbliżały się do nas z uśmiechami na twarzach, które rozpromieniły się jeszcze bardziej na widok brata.

Ostatnia Przygoda [Piotr Pevensie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz