Zamarłam, przyglądając się tej scenie. Złotowłosa potknęła się, upadając na ziemię. Rozległ się głośny krzyk nawołujący Zuzannę do zabicia niedźwiedzia. Odwróciłam się w stronę dobiegającego dźwięku. Zuzanna celowała w zwierzę, ale wyraźnie się wahała. Nie umiała tego zrobić mimo tego, że chodziło o życie jej młodszej siostry. Obok niej pojawił się Edmund, ściskając w ręce miecz.
— Czemu, do licha, nie strzelasz?! Zaraz ją zabije! — Po drugiej stronie brunetki pojawił się Piotr, z przerażeniem przyglądając się rozgrywającej się przed nim scenie. Wrzask małej wyrwał mnie z odrętwienia. Kiedy ponownie spojrzałam w jej stronę, niedźwiedź stał nad nią na tylnych łapach. Szybkim ruchem ręki stworzyłam ścianę między małą Pevensie a zwierzęciem, po czym zamachnęłam się drugą ręką, w wyniku czego kilka ostrych sopli przebiło jego skórę. Ciężkie cielsko runęło na ziemię. Łucja przyglądała się zszokowana ścianie, a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała gwałtownie. Pierwszą osobą, która do niej podbiegła, był jej najstarszy brat. Chwycił ją za rękę, pociągając do góry, aby pomóc jej wstać. Przytulił ją do siebie z wyraźną ulgą, na co mimowolnie się uśmiechnęłam.
— Czemu nas nie posłuchał? — zapytała starsza z sióstr, spoglądając na martwe ciało zwierzęcia.
— Nie wiem. Bardziej mnie interesuje, skąd wzięła się tutaj ściana lodu — odparł czarnowłosy, przyglądając się dokładnie lodowej przeszkodzie, co jakiś czas stukając w nią palcami.
— I kto zabił tego niedźwiedzia — dopowiedział Piotr, ściskając przerażoną siostrę. Wyszłam z lasu na kamienistą plażę, otrzepując się z liści, które przyczepiły się do mojego ubrania. Chłopcy momentalnie wycelowali we mnie broń, lecz po chwili, przyglądając mi się z niedowierzaniem, zaczęli opuszczać miecze.
— Wybaczcie spóźnienie, coś mnie powstrzymało — odparłam, posyłając im lekki uśmiech.
— Dahlia! — Łucja wyrwała się w uścisku brata i ruszyła w moją stronę, po kilku sekundach wbiegając we mnie z impetem. Zaśmiałam się, przytulając ją mocno.
— To naprawdę ty — Bardziej stwierdził, niż zapytał blondyn, zbliżając się do nas powolnym krokiem. Podniosłam na niego wzrok i zauważyłam, że jego niebieskie tęczówki dokładnie wodziły po mojej osobie, jakby nadal próbował się upewnić, że to faktycznie ja, a nie ktoś chcący się za mnie podszyć.
— No ja, a kto inny? — powiedziałam, na co chłopak uśmiechnął się szerzej i kręcąc głową, podszedł, aby mnie objąć. Po chwili do uścisku dołączyła także Zuzanna. Przez ramię najstarszego Pevensie dostrzegłam Edmunda, który nam się przyglądał, unosząc delikatnie kąciki ust. — Chodź tutaj, Edmundzie — zwróciłam się do niego, zachęcając go do tego ruchem ręki. Czarnowłosy zbliżył się niepewnie. — No przecież nie gryzę.
— Wiem, ale... Kiedyś...
— Nie przepadaliśmy za sobą? — dokończyłam za niego, a on skinął głową. — Słuchałam twojej przemowy, Ed. Tej, w której mówiłeś, że niesłusznie mnie posądzałeś i żałujesz swoich słów, a także tego, że nie możesz mnie przeprosić już osobiście. Między nami wszystko w porządku. No, chyba że masz jakieś zastrzeżenia...
— Najmniejszego — odparł, przytulając mnie podobnie jak reszta jego rodzeństwa. Stałam tak, otoczona tą czwórką, czując, jak rozpierała mnie radość. Jeszcze jakąś godzinę temu marzyłam o tym, żeby móc ich spotkać, chociaż ten jeden jedyny raz, a teraz byli tutaj, mocno mnie ściskając.
— Myśleliśmy, że już nigdy cię nie zobaczymy — szepnął Piotr, gdy się ode mnie odsunęli. — Zginęłaś na naszych oczach...
— Też myślałam, że was już nie zobaczę. Odkąd znalazłam się w Prawdziwej Narnii, obserwowałam wasze rządy, ale pewnego dnia po prostu zniknęliście. Od tego momentu minęło tyle lat. Myślałam... — Przełknęłam ślinę. — Myślałam, że umarliście — dodałam przyciszonym głosem.
— Wróciliśmy do Anglii — wyjaśniła Łucja, a ich twarze sposępniały. — Niechcący, ale potem nie mogliśmy już wrócić do Narnii.
— Najważniejsze, że teraz jesteście — odparłam z uśmiechem. — Chociaż nie wiem dlaczego.
— Podobno telmarski książę zadął w mój róg — odezwała się brunetka. — Miał on sprowadzić władców z dawnych wieków.
— Ja nie jestem królową — zauważyłam.
— Po śmierci mianowaliśmy cię patronką Narnii, być może dlatego tutaj jesteś — Edek wzruszył ramionami. — Pewnie na to też masz jakieś wyjaśnienie, co?
Podążyłam za wzrokiem chłopaka. Dopiero teraz dostrzegłam stojącego nieopodal rudego karła. Przyglądał nam się uważnie ze znudzoną miną. Jego twarz była nieco pokiereszowana, broda sięgała do kolan.
— A czy wyglądam jak wróżka, która wszystko wie? — rzekł od niechcenia, z nutą sarkazmu w głosie. — Nie wiem, ale młody król może mieć rację. Dźwięk rogu ma przynieść pomoc Narnii. Zdaje się, że ty również możesz się przydać w walce z Telmarami.
Skrzywiłam się zniesmaczona. Żywiłam urazę do Telmarów od setek lat. To oni spowodowali, że moje życie potoczyło się w taki sposób, jaki się potoczyło. To oni zabili mojego ojca, za co będę ich obwiniała do końca życia i jeszcze dłużej. Gdyby nie śmierć taty, wszystko mogło wyglądać inaczej. Mogłam mieć normalne dzieciństwo, rodzinę, życie.
— Z wielką przyjemnością — odparłam. Kąciki ust karła drgnęły.
— To twoje dzieło? — zapytał, wskazując ścianę lodu oraz martwe cielsko niedźwiedzia. Przytaknęłam w ciszy. — Całkiem nieźle.
— Uznam to za komplement. To, jaki jest plan? — zwróciłam się do czwórki rodzeństwa.
— Na razie trzeba znaleźć księcia Kaspiana — powiedział Piotr. — Później zobaczymy. Nie wiemy, ile Narnijczyków przeżyło i ilu z nich jest gotowych stanąć do walki z Telmarami. Jedno jest pewne. Musimy wyzwolić Narnię od tyrańskich władz Miraza — Stanowczość w jego głosie spowodowała, że mimowolnie się uśmiechnęłam.
— Zatem nie ma na co czekać — Entuzjastycznie klasnęłam w ręce.
— Dzięki dziewczynie mamy zapas mięsa, powinniśmy z tego skorzystać. Nie mam zamiaru jeść samych jabłek — rzucił Narnijczyk, dobywając sztylet, po czym podszedł do martwego zwierzęcia i wbił w niego ostrze. Łucja, widząc to, wciągnęła głośno powietrze i obróciła się do Piotra, chowając twarz w jego ubrania. Blondyn gładził ją po plecach, a zauważywszy, że im się przyglądałam, posłał mi delikatny uśmiech, na którego widok po moim ciele rozeszła się fala ciepła. Cieszyłam się niezmiernie, że mogłam znów z nimi być. Mimo że poznałam krainę jeszcze piękniejszą, bez konfliktów czy wojen, w której nie ma cierpienia i zawsze świeci słońce, to ta Narnia była krajem, w którym dorastałam. Zawsze część mojego serca będzie do niej należała. Podobnie jak część mojego serca będzie należała do rodzeństwa Pevensie, bez których być może do dziś służyłabym Białej Czarownicy, a Narnia nadal pokryta byłaby grubą warstwą śniegu.
_________________________________
Uff, udało mi się! Bałam się, że nie będę umiała pisać po tym, jak zraniłam się w palec, ale umiem! Ale to raczej nikogo nie interesuje😅 Jak zawsze mam nadzieję, że rozdział się spodobał i życzę wam wszystkim udanych, bezpiecznych wakacji❤ Trzymajcie się cieplutko i do usłyszenia w następnym😘
CZYTASZ
Ostatnia Przygoda [Piotr Pevensie]
FanfictionPoprzedni tytuł: There must be another way, I WANT REVENGE Podobno rodzina to jedna z najważniejszych rzeczy w życiu każdego człowieka. Co jednak, jeśli rodzice umarli, gdy miało się zaledwie dziesięć lat, a siostra odwraca się przeciwko siostrze...