Rozdział 1

1K 29 5
                                    

Młoda czarownica właśnie wsiadła do pociągu. Było kwadrans przed odjazdem, więc miała dużo czasu, aby znaleźć wolny przedział. Wybrała jeden z końcowych, ponieważ one często zostawały puste do samego końca podróży. Z trudem włożyła bagaż na półkę, a między jej nogami przeszedł biały jak śnieg kot. Futrzak wskoczył na jej kolana, gdy ta zajęła swoje miejsce.

Oparła się łokciem o półeczkę, a na dłoni oparła brodę. Patrzyła przez okno, obserwując, jak uczniowie czule żegnają się z rodzinami. Wiele łez i jeszcze więcej uśmiechów widział ten dworzec. Miejsce, gdzie świat magicznych i niemagicznych oddzielała jedynie ściana.

Czarne, gęste pasma włosów opadały na jej kolana. Ze względu na swoją długość i gęstość, śmiało mogły służyć w zimę jako szalik. Gdy wskazówki zegara pokazywały za dwie dziewiątą, dziewczyna zamknęła oczy. Usadziła się wygodnie i położyła dłoń na pupilu. Zgrabnymi palcami przeczesywała jego miękkie futerko. Myślami pędziła już w kierunku zamku. Miała rozpocząć swój siódmy rok nauki w Hogwarcie. Nigdy nie miała zbyt wielu przyjaciół, mimo że była gryfonką. Zawsze musi być wyjątek od reguły, i tym razem była nim ona.

Często przyglądała się innym uczniom, jak rozkwita ich życie towarzyskie, zawierają przyjaźnie. Uwielbiała siadać z kubkiem herbaty przed kominkiem i zaczytywać się w lekturach szkolnych. Starała się z całych sił, bo w sumie nie miała nic innego do roboty. Jedyny kontakt z innymi ludźmi miała przy okazji prac grupowych. Pozostali gryfoni patrzyli na nią raczej jak na dziwaczkę, która bardziej nadawała się do Ravenclaw niż Gryffindoru. Pod zamkniętymi powiekami widziała wiosenne błonia i zimowe Hogsmeade. Testrale, na widok których za pierwszym razem myślała, że dostanie zawału. Skrzaty domowe, które kręciły się po korytarzach, niemalże niewidzialne dla innych uczniów. Uwielbiała zapach starych książek, które wręcz pochłaniała.

Z marzeń, które niemal zdążyły ją uśpić, wyrwał nagły trzask otwieranych drzwi od przedziału. W wejściu stanęła trójka jakichś gryfonów. Kojarzyła ich, byli z tego samego rocznika. Dwójka wysokich rudzielców, słynni bliźniacy Weasley, oraz ich przyjaciel Lee.

-Cześć, możemy się dosiąść? Wszystkie przedziały są zawalone, a my potrzebujemy trochę prywatności. A Ty nie masz za dużo znaj... - czarnoskóry chłopak nagle urwał, gdy zdał sobie sprawę, co palnął. Odchrząknął i dodał - ten... no... bo tu jest całkiem sporo miejsca.

Młodzieniec czuł na sobie palące spojrzenia towarzyszy. Powiedział to, co wszyscy myśleli, ale ona nie musiała wiedzieć.

-Oj, Lee, nasz druhu. Oczywiście, mamy nadzieję, że Ci nie przeszkadzamy... - wskazał na nią palcem, dodając do tego minę sugerującą, iż oczekuje na jej imię.

-Chloe... Proszę, siadajcie - uśmiechnęła się na chwilę, po czym odwróciła wzrok na podłogę.

-Dzięki! Jestem Fred, to George. No i Lee - wskazał na towarzyszy. Drugi z braci usiadł obok niej, trącił ją ramieniem. Kot, który już spał, zerknął na chłopaka i lekko się zjeżył.

-Tak naprawdę to on jest George - posłał jej zawadiacki uśmiech. Zerknęła na niego, próbowała nawet się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego grymas. Rudzielec odwrócił się do reszty i zbliżyli się do siebie konspiracyjnie szepcząc. Dziewczyna była pewna, że mówią o swoich kolejnych żartach lub gadżetach. Nawet im zazdrościła, że robią coś, co uwielbiają wszyscy uczniowie Hogwartu. Była pewna, że nawet paru ślizgonów się u nich zaopatruje. Reszta podróży minęła całkiem szybko, większość przespała, a resztę poświęciła na przypomnienie sobie materiału.

W drodze powozami również się do niej dosiedli. Bliźniacy nawet pomogli jej zejść, co było niesamowicie dziwną sytuacją dla niej. Tego dnia nie była niewidzialna.

Przy stole zajęła miejsce bliżej wyjścia. To tam w większości siadali samotnicy lub niezbyt lubiani uczniowie. Wreszcie do Wielkiej Sali weszli pierwszoroczni. Większość z nich była mokra, na ich widok przypomniała sobie swoją podróż łodzią. W ten sposób pierwszaki dostawały się do zamku. Profesor McGonagall postawiła pomiędzy stołami uczniów, a stołem nauczycielskim taboret a na nim Tiarę Przydziału. Po chwili zaczęła wzywać do siebie uczniów, by kapelusz wybrał im nowy dom.

-Spencer, Jonas!" - blady jak ściana młodzieniec trafił do Slitherinu. Kolejni uczniowie otrzymywali swoje przydziały. Jej wzrok błądził po uczniach dosiadających się do stołu gryfonów.

Po Ceremonii Przydziału Dumbledore, dyrektor Hogwartu, wygłosił pokrzepiającą mowę. Zaprosił uczniów do odśpiewania hymnu szkoły - zgodnie z tradycją, do dowolnie wybranej melodii - a następnie życzył wszystkim smacznego. Uczniowie zabrali się z taką werwą za jedzenie, że talerze pustoszały w mgnieniu oka.

Po kolacji Prefekci odprowadzili uczniów do ich domów. Pierwsze hasło gryfonów w nowym roku brzmiało "Gumochłon". Wszyscy rozgościli się już i pozajmowali miejsca w Pokoju Wspólnym. Czarnowłosa wyszła z sypialni i zajęła fotel blisko kominka. Kot położył się w pobliżu i mruczał, rozkoszując się bijącym ciepłem z paleniska.

Kanapę i fotele przy niej zajęli bliźniacy, Lee, oraz ich przyjaciółki Angelina Johnson i Alicia Spinnet. Chloe zerknęła na nich, wzrok skierowała w stronę bliźniaków. Poza świetnymi żartami, byli w sumie całkiem przystojni - pomyślała.

Po chwili wróciła do lektury. Spędziła tak kilka kolejnych godzin. Zebrała się do sypialni dopiero wtedy, gdy w Pokoju Wspólnym nie został już nikt. Dziewczyna położyła się do łóżka, zamknęła oczy i po chwili już spała.

Why not both?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz