Rozdział 16/1

307 7 0
                                    

STYCZEŃ

Poranek nastał o wiele za szybko, ciężkie powieki z trudem walczyły, żeby znowu nie zapaść w błogi sen. Ostatnimi resztkami sił zwlekła się z przyjemnie twardego materaca. Leniwe kroki skierowała do kufra, żeby już po niedługiej chwili zejść odświeżona do Wielkiej Sali na śniadanie. W soboty wielu uczniów omijało ten posiłek, woleli nadrabiać braki w godzinach przeznaczonych na odpoczynek. Mocno zaciskała dłoń na skórzanej oprawie książki, żeby w tym pędzie nie wypadła gdzieś na schodach. Ostatnie stopnie pokonała naprawdę szybko i już wchodziła za ogromne drewniane wrota. Rozejrzała się po sali, żeby zorientować się jak wygląda uczniowska frekwencja. Z zadowoleniem zauważyła, że wielu gryfonów nie było przy stole. Za to jej wzrok automatycznie zatrzymał się na znajomej sylwetce po stronie krukonów. Zorientowała się, że obserwował ją od wejścia. Miała wrażenie jakby conajmniej głodny kot czaił się na myszkę. Pomachała mu na przywitanie, wzrokiem jeszcze prześledziła ich stół, by zauważyć, że Sarah zachowuje się bardzo dziwnie. Jeśli wierzyć Matiasowi, ubzdurała sobie jakąś zdradę a teraz wciąż ze swoimi przyjaciółkami pomstuje na biednego bruneta. Rzuciła mu ostatnie spojrzenie, na które odpowiedział jej puszczonym oczkiem. Wrócił do swojego tosta pozostawiając przestrzeń gryfonce, która wczorajszego wieczora zdecydowanie dała mu do zrozumienia, że chce odpocząć.

Gdy tylko skończyła posiłek zamknęła książkę i skierowała się do dormitorium. Trzeba przyznać, że jeśli nie pomyślało się zawczasu, to bieganie z góry na dół było bardzo wyczerpujące. W każdym razie hogwarccy uczniowie mieli dobrą kondycję. Złapała ciepłe ubrania i tylko kiwnęła Golden Trio na przywitanie mijając ich w portrecie Grubej Damy.

Z trudem otworzyła ciężkie drzwi i ruszyła na błonia, żeby tam zatracić się w lekturze. Zajęła miejsce przy drzewie, które miała w zwyczaju zajmować wraz z Matim. Wyciągnęła z kieszeni spinkę, która miała tylko do jednego celu - transmutacji. Tym razem ozdoba zamieniła się w ciepły i nieprzemakalny koc. Rozłożyła się wygodnie, choć jej myśli krążyły wokół właścicieli sklepu przy Pokątnej 93.

--

Bracia już od dawna byli na nogach. Śniadanie postanowili zjeść w domu rodzinnym. Fred zabrał list i kopię papirusu, gdy okazało się, że Georgie wysłał swój list wieczorem.

-Fred, George! - matka objęła ich zmuszając, żeby się pochylili.

-Cześć, mamo - przywitali się i już pędem ruszyli w stronę stołu, którego jeszcze nie zdążyła sprzątnąć.

-Errol jest wolny? Muszę wysłać sowę a nasza wyleciała - starszy Weasley rozglądał się za ptaszyskiem.

Wcisnął świeżego rogalika w usta i złapał wysłużonego ptaka, żeby przywiązać mu list. Stworzenie siedziało na ramie okna kuchennego. Z dziwnym zapałem zawinął się i wyruszył w drogę, choć jego ruchy były powolne i pokraczne. Wyglądał jak starszy pan na emeryturze, który koniecznie ma jeszcze coś do zrobienia, zanim odejdzie na drugą stronę.

-Oj.. Biedne ptaszysko… - pani Weasley troskliwie popatrzyła za Errolem, który powoli znikał w oddali - a co was sprowadza? Jedzcie, jedzcie! - zaczęła nakładać im na talerze smakołyki.

-Po prostu tęskniliśmy… na pewno nie chodzi o twoje pyszne jedzenie - wybełkotał młodszy gryfon próbując jednocześnie przerzuć kawałek omleta.

Poklepała ich po ramionach i usiadła obok popijając napar z szałwi. Z uśmiechem patrzyła na synów, którzy mimo zmęczenia wydawali się być zadowoleni. Żałowała, że chciała im zabronić otworzyć sklep i rzucić szkołę, ale ta troska i zmartwienia są już wpisane w matczyne DNA.

-Och, no tak - dorzuciła im na talerze jeszcze trochę sałatki - więcej warzyw musicie jeść. Jak idzie w sklepie? Będę musiała was w tygodniu odwiedzić. Już kilka razy słyszałam jak ludzie z wioski wspominali o waszym sklepie.

Why not both?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz