Rozdział 4

413 18 2
                                    

Następnego ranka dziewczyna jako jedna z pierwszych zajęła miejsce przy stole, żeby zjeść śniadanie. Wyjątkowo usiadła tak, żeby mieć widok na stół krukonów. Chwilę później zjawił się też on - Matias. Ktoś obserwując dziewczynę mógłby z pewnością stwierdzić, że na jego widok dostała mikro palpitacji serca. Chłopak mijając stół gryfonów spojrzał na nią, podrapał się kciukiem po brodzie i zagryzł wargę uśmiechając się przy tym szelmowsko. Widział jej spojrzenie, miał wrażenie, że jest w stanie usłyszeć jej myśli. Podobał się jej, tego był pewien.

-Cześć, Chloe - puścił jej oczko i gdy dotarł do stołu zajął miejsce tak by też móc się jej przyglądać.

Dziewczyna dłuższą chwilę patrzyła mu w oczy, dopóki nie usiadł na swoim miejscu. W ramach przywitania uniosła nieznacznie dłoń, na której przed chwilą opierała brodę.

--

Fred i George weszli do Wielkiej Sali. Obaj mijając ją ukłonili się na powitanie serwując jej uśmiech numer jeden. Dziewczyna zaśmiała się i skinęła głową.

-Witam, panowie - wciąż uśmiechając się do rudzielców na ułamek sekundy przeniosła wzrok na bruneta. Momentalnie zauważyła ukłucie zazdrości w jego oczach.

Gdy bliźniacy odeszli by zająć swoje miejsce zajęła się czytaniem porannej prasy. Jej myśli jednak wciąż przyciągały rozterki poprzedniej nocy. Zastanawiała się czy nie zareagowała zbyt mocno na wczorajszą sytuację, czy zamiast dąsów nie powinna również zagrać w ich grę? Odkąd zaczął się ten rok szkolny wszystko się zmieniło. Z każdym dniem coraz bardziej miała dość samotności. Miała dość tego, że kiedyś jej to odpowiadało. Do tego między rudy duet mieszał się ciemnowłosy jegomość. Postanowiła żyć swoim najlepszym życiem i dać się ponieść temu, co serwuje jej los. Oczywiście w granicach rozsądku, w końcu była odpowiedzialną osobą.

--

-Mati, wszystko ok? -przyjaciółka pomachała dłonią przed jego twarzą

-Hmm? Tak, wszystko ok -skończył pospiesznie jajecznicę i złapał torbę w rękę. Wychodząc zatrzymał się dosłownie na sekundę przy stole gryfonów, tam gdzie siedzieli bliźniacy.

Już wcześniej zauważył, że nieznośni żartownisie w tym roku zainteresowali się Chloe. Uważał ich za dziecinnych gnojków, którzy biorą co chcą. Z tym wyjątkiem, że wszyscy ich lubili. Skierował się od razu na błonia, bo tego dnia krukoni zaczynali Opieką Nad Magicznymi Stworzeniami.

--

-Ej, Georgie, widziałeś? Ten krukon chyba ma jakiś problem z nami - Fred zaśmiał się ciut za głośno bo obejrzało się na nich kilkoro uczniów.
-Taa... Olać go, mamy cel, pamiętasz? -wyszczerzył się w chytrym uśmiechu i klepnął brata po ramieniu.

Fred pół nocy myślał o tym co czuje i co tak naprawdę chce zrobić. Wiedział, że jego brat widzi co dzieje się w jego głowie. Co gorsza widział, że dziewczyna podoba się też jemu. Nie miał zamiaru dzielić się ani nią, ani bratem. Oczywiście czysto teoretycznie rozmyślając, w końcu dopiero stawiali pierwsze kroki w tej znajomości. Zdobywanie zaufania i serca dziewczyny sprawiało mu jednak dziką satysfakcję. Z każdą chwilą pragnął więcej i więcej, niczym głodne zwierzę.

--

Chloe po skończonym śniadaniu udała się na lekcje. Czekając przed klasą w ramach oczyszczenia umysłu zajęła się czytaniem podręcznika i przygotowaniem do zajęć. Przed nią zapowiadało się kilka godzin z puchonami na lekcji Zaklęć.

--

Popołudniu czarnowłosa udała się do biblioteki. Postanowiła w spokoju odrobić lekcje i poczytać coś ciekawego. Właśnie starała się wyciągnąć książkę z jednej z wyższych półek, gdy za jej plecami stanął chłopak.

Why not both?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz