Rozdział 5

360 17 0
                                    

Chloe popatrzyła na nich niedowierzając. Dopiero uciekła przed Matiasem, a teraz bliźniacy chcą iść na randkę? I to we troje? Śmiała się tak bardzo, że brzuch zaczął ją boleć.

-Ustaliliście to wcześniej? Bo nie wygląda -złapała się w pasie, próbując złapać oddech.

-Ja... Tak, chcemy cię zabrać na randkę. Tak bardzo cię to śmieszy? -powiedział stanowczo Fred a spojrzenie jakie posłał bratu mogłoby zabić -boisz się, że nie dasz rady oprzeć się naszemu urokowi?

-Czy to wyzwanie? Tak się składa, że lubię wyzwania. Tylko macie problem... bo pewien krukon już się stara o moje względy -dziewczyna wstała -ale wiecie co? Za tydzień gracie mecz z krukonami, on też jest w drużynie. Jak wam zależy na naszym... rendez-vous -tu parsknęła śmiechem- to lepiej się postarajcie, żeby gryfoni wygrali.

W tym momencie zrobiła coś czego nie spodziewał się nikt, nawet ona sama. Dała im po buziaku, w policzek co prawda, ale każde z nich zrozumiało, że właśnie zaczęła się zabawa. Zauważyli jak przez miesiąc dziewczyna rozkwitła i nie mieli zamiaru na tym poprzestać.

Gryfonka udała się do sypialni dziewcząt.

--

Tydzień minął szybko. Bliźniacy opracowywali plan działania, tak żeby wygrać mecz. Ciągle męczyli Harry'ego, żeby się starał bardziej, niż zwykle. W tym samym czasie niczego nieświadomy Matias przez te dni chodził jakby struty. Od spotkania w bibliotece nie rozmawiał z Chloe. Nawet na Transmutacji niewiele się odzywała. Postanowił złapać ją po śniadaniu.

--

Fred i George zakradli się za czarnowłosą i usiedli po obu jej stronach.

-Cześć - powiedzieli jednocześnie.

-Musimy zrobić ci makijaż kibica, chyba zamierzasz nas dopingować, nie? -dodał George.

-Cześć i nie, nie zamierzam. Muszę być bezstronna, poza tym Matias na nas patrzy, chyba nie chcecie się bić przed meczem? Widziałam, że minę miał nietęgą, gdy przyszliście.

-A kto tu mówi o biciu? Taki narwany ten twój kolega? -dodał Fred.

-Hmm... ale jesteście pewni siebie -wstała i pochyliła się do nich, położyła dłonie na głowach rudzielców, żeby przysunąć ich bliżej -powodzenia, cud chłopcy - dodała.

Odsunęła się, powoli zabierając dłonie, przez co musnęła ich karki opuszkami palców. Mogliby przysiąc, że z premedytacją. Prostując się rzuciła spojrzenie na stół krukonów. Gdy Mati zauważył, że dziewczyna się zbiera sam zerwał się do wyjścia. Szybkim krokiem opuściła Wielką Salę, chłopak ruszył za nią biegiem.

--

-Chloe, zaczekaj! -złapał ją za dłoń, żeby się zatrzymała -o co chodzi?

-O nic, czemu pytasz? -gryfonka spojrzała w bok, żeby uniknąć jego spojrzenia.

-Dobra, rozumiem. Popełniłem błąd, źle odczytałem twoje znaki. Tylko... to naprawdę powód, żebyś się do mnie nie odzywała? Nie chcę na ciebie naciskać... ja po prostu... -westchnął ciężko i opuścił dłonie bezradnie.

Dłuższą chwilę patrzyła na niego w milczeniu. Nie miała pojęcia co mu powiedzieć. Chciała być z nim szczera, widziała, że mu zależy.

-To nie tak, Matias... po prostu nie wiem co czuję, nie chcę cię ranić, bo zależy mi na naszej znajomości -złapała go za dłoń i uśmiechnęła się delikatnie -może będziemy udawać, że tego nie było? W końcu masz trochę racji, wtedy też nie byłam obojętna na to co robisz.

Why not both?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz