Tylko czas

378 26 5
                                    

Lipiec nie zdążył jeszcze wystraczająco rozgrzać mieszkańców Avonlea, kiedy przez miasteczko przeszedł czarny korowód żałobny. W tym dniu jakby wszystko zgasło... Zielone Wzgórze nie było takie samo, ludzie zmarnieli, a chmury jakby chciały oddać smutny nastrój, płacząc razem z żałobnikami po po dość ciepłym tygodniu. 

Maryla wraz z Anią i pastorem szli z przodu z czarnymi chustkami na głowach. W tym dniu oddawały Panu swego najlepszego przyjaciela. Brata, opiekuna, ale przede wszystkim wspaniałego człowieka, który był w stanie zrobić dla nich wszystko. Mimo że nie bywał zbyt wylewny, Ania wiedziała, że gdyby tylko potrafił wyrazić wszystko to, co miał w sercu, bez wątpienia zabrakłoby mu życia. I właśnie to się stało.

Rozpacz nie miała granic. Na pogrzebie zebrało się mnóstwo przyjaciół i mieszkańców miasteczka, którzy znali i bardzo szanowali tego poczciwego człowieka.

Gilbertowi przypomniała się śmierć ojca, a później Mary. Był młody, chciał żyć pełnią życia, gdy tymczasem opuszczały go najbliższe osoby. Trzeba się jednak było z tym pogodzić. Mimo że studiował medycynę, doskonale zdawał sobie sprawę, że na niektóre schorzenia, a przede wszystkim na starość nie ma lekarstwa. Jednak jako przyszły strażnik zdrowia pragnął zrobić wszystko, aby pomóc jak największej liczbie pacjentów. Czuł, że jest to bardzo ważna misja.

Od spotkania z Winifred nie dostał od niej żadnych wieści. Na oko powinna już być prawie na ostatnich nogach, ale czy ostatecznie zdecydowała się donosić dziecko? Być może zaczęła szukać pomocy u kogoś innego? Przecież była bogata, więc gdyby tylko zechciała...

Myśl o tym, że miałby przyczynić się do śmierci bezbronnego sprawiała, że miał ciarki na plecach. On? Przyszły lekarz? Przez jej głupotę. To straszne. Zdawał sobie sprawę z tego, że zaniedbuje Anię, ale... Do licha. Prośba Winnie nieustannie chodziła mu po głowie. Odtąd zaczął szczególniej zgłębiać wiedzę na ten temat. Szukać informacji z różnych źródeł, aby móc uchronić przed tym czynem tę dziewczynę. Pisał do niej często, ale nie dostał ani jednej odpowiedzi...

W końcu postanowił do niej pojechać. Właśnie wtedy, gdy trwała przerwa wielkanocna udał do Charlottetown, jednak nie zastał nikogo w domu. Podobno wszyscy wyjechali do jakiejś dalekiej rodziny. Tego przynajmniej dowiedział się od służącego, ale czy mógł mu wierzyć? Może po prostu nikt nie życzył sobie jego wizyty po tym, jaką hańbą okrył córkę tych państwa?

Sam nie wiedział, dlaczego wszystkich okłamał. Może obawiał się ich reakcji? Dlaczego w ogóle tak bardzo interesuje się losem tej dziewczyny? Na niektóre pytania sam nie potrafił odpowiedzieć.

Po powrocie do domu Ania zamknęła się w pokoju. Gilbert zaproponował jej towarzystwo i pytał, czy na pewno niczego nie potrzebuje, lecz ona wyraźnie dała mu wszystko do zrozumienia.

-Idź sobie- powiedziała spokojnie, jakby była w transie -Nie potrzebuję cię teraz. Ani nikogo...

Zabolało. Chłopak znał to uczucie. Wiedział, że wszelkie próby wsparcia nic nie dadzą. Teraz mógł pomóc tylko czas. Jednak jak długo ma czekać? Tęsknił za nią... Za jego dawną roześmianą Anią z Zielonego Wzgórza. Tą, od której dostał tabliczką w głowę, ale i tą samą, która przytuliła go w chwili, gdy z Mary było bardzo źle. Wtedy również wiedział, że to już koniec. Potrzebował jej. Nigdy się do tego nie przyznał, ale ten ich pierwszy uścisk mógł trwać wiecznie. Nie chciał wypuszczać tej dziewczyny z objęć. Ona teraz potrzebowała go równie mocno, chociaż niezbyt zdawała sobie z tego sprawę.

***  

 Maryla krzątała się po domu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ciągle zaglądała do sypialni Mateusza, jakby z nadzieją, że ujrzy go w świeżej pościeli. Było naprawdę gorąco, a ona ciągle sprzątała, myła podłogi, prała zasłony i zmiatała kurz z każdego zakamarka. Wszystko po to, aby zapomnieć, choć na chwilę przestać myśleć. Już dwójka jej rodzeństwa odeszła. Została sama...

Płacz, lecz zawsze kochajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz