Uroki dużego miasta dawały się również we znaki pewnemu młodzieńcowi studiującemu medycynę w Toronto. Brakowało mu farmy ojca i starych przyjaciół. Zawsze z uśmiechem wspominał lekcje z panną Stacy, a w szczególności te, podczas których mógł wpatrywać się w rudowłosą dziewczynę, siedzącą kilka ławek przed nim. Zawsze dumna i wyprostowana. Zdawał sobie sprawę, że nie dorównuje jej inteligencją. W przeszłości zawsze pragnął być lepszy, ale teraz zrozumiał, dlaczego tak bardzo chciał z nią wygrać. Po prostu pragnął jej zaimponować. Marzył o tym, aby wreszcie spojrzała na niego jak na przyjaciela, a nie jak na wiecznego rywala.
Po długich staraniach w końcu mu się udało. Nawet zostali przyjaciółmi. Ania od zawsze go intrygowała. Była inna od pozostałych dziewczyn. Nie chodziło mu wcale o wygląd. Mimo wielkiego cierpienia, które przeszła w sierocińcu, potrafiła walczyć. Nigdy się nie poddawała i nie obawiała o to, co powiedzą inni. Wspomnienie akcji, którą zorganizowała w celu obrony kobiet zawsze powodowało, że czuł się dumny, że kocha go ktoś tak wyjątkowy i odważny. Gdyby nie ona, zapewne sam nie byłby w stanie wpaść na coś takiego.
Ach, tyle się działo... W Avonlea... Kochanym Avonlea. Gilbert siedział właśnie w swoim pokoju, na stancji wraz z kilkoma kolegami i wkuwał anatomię człowieka. Zawsze dobrze się uczył, ale nigdy by nie pomyślał, że ludzkie ciało jest aż tak skomplikowane. Czasami dreszcz przechodził mu po plecach, kiedy uświadamiał sobie, jak wielka odpowiedzialność ciąży na lekarzu. A jeśli zrobi coś nie tak? Pragnął ratować ludzkie życie, lecz czy podoła tak trudnym obowiązkom?
-Jak ci idzie?- zagadnął do niego Ben, jeden ze studentów pierwszego roku, jednocześnie wyrywając go z zamyślenia.
-Hmm- Gilbert zawahał się -Powiedziałbym, że raczej średnio. Chyba czas na przerwę.
-Przyjacielu, czytasz mi w myślach- uśmiechnął się chłopak -Co powiesz na bar za rogiem?
-Miałem na myśli raczej odpoczynek... No wiesz, dosłownie.
-Kochany, co cię lepiej rozluźni niż wyskok na miasto z najlepszym kumplem?- Ben nie dawał za wygraną -A poza tym, dzisiaj jest piątek, więc co my tu jeszcze robimy? Słyszałem, że kilka ulic stąd organizują jakąś potańcówkę, no nie daj się prosić.
-No dobrze, już dobrze- zgodził się w końcu po krótkim namyśle -Ale pamiętaj, że ja nie tańczę.
-Twoja strata. Na pewno znalazłaby się jakaś panienka dla ciebie.
-Ben, przecież wiesz, że ja...
-Tak, wiem, wiem... Tęsknisz za Anią- kolega zaczął go przedrzeźniać -Stary, nie widziałeś jej od wakacji.
-Pisałem...
-Nie ważne. Chodzi o to, że jesteśmy studentami, a ja chciałbym trochę wykorzystać ten piękny okres w życiu, bo później- zatrzymał się na chwilę -zostanie mi tylko praca od świtu do nocy i powrót do domu, gdzie moja przyszła żona będzie wtykać nos w nie swoje sprawy, a dzieciaki będą roznosić mieszkanie.
-Nie pomagasz, wiesz?- Gilbert odwrócił się od niego i wetknął nos w książkę, tylko po to, żeby dał mu spokój.
-Przepraszam, ale sam rozumiesz? Nie wiesz, co ta twoja Ania robi w Queens, tak daleko stąd. Stary, masz prawo trochę się rozerwać, nikt się przecież nie dowie.
-Pójdę, ale na swoich warunkach- odpowiedział stanowczo -Stary, lubię cię, ale bywasz nieznośny- roześmiał się.
-Ale swoje racje mam.
-Niby jakie? Proszę cię, nie znasz Ani, nie wiesz, do czego jest zdolna- westchnął.
-No właśnie.
Gilbert już nie mógł wytrzymać i rzucił w kolegę poduszką, która mu się akurat nawinęła pod rękę. Walka jednak nie trwała zbyt długo, bo młodzieńcy musieli zacząć się szykować.
Tak bardzo za nią tęsknił. Zrobiłby wszystko, aby teraz znaleźć się obok niej. Ben nie miał racji. Ania z Gilbertem ufali sobie, więc on był pewien, że dziewczyna jest mu wierna. Pisali przez cały czas. Jej listy pełne były tęsknoty. Serce podskakiwało mu do gardła, kiedy czytał nakreślone starannie przez nią słowa. Z rozkoszą wspominał dotyk jej dłoni podczas tańca i smak słodkich ust podczas pocałunku. Ach, wszystko byłoby dużo prostsze gdyby nie zdeptał jej listu, jakkolwiek to się stało, albo gdyby ona przeczytała jego... Cóż za impulsywna dziewczyna. Nigdy nie zapomni jej miny podczas festynu, kiedy wręcz ze łzami w oczach życzyła mu szczęścia z Winny. Co on sobie wtedy myślał? A może tak miało być?
-Gotowy?- wyrwał go ponownie z refleksji Ben -Gil, ty chyba naprawdę dostałeś na głowę przez tę dziewczynę.
"Tak, dostałem"- pomyślał, ale nie odezwał się ani słowem.
W wyjściu natknęli się na listonosza.
-Gilbert Blythe- zabrzmiał jego głos, podając im korespondencję.
-To ja- odezwał się podekscytowany właściciel swojego nazwiska -Dziękuję.
List pochodził od Sebastiana. Wszystko u nich w porządku. Podobno Deli rośnie jak na drożdżach, a Elajża nieźle sobie radzi na farmie. Całe szczęście.
***
Znowu zmieniam tytuł. Wybaczcie za zamieszanie, ale coś nie mogę znaleźć odpowiedniego, który pasowałby idealnie. Dziękuję!
CZYTASZ
Płacz, lecz zawsze kochaj
FanfictionAnia to najbardziej urocza, a jednocześnie najbardziej szalona bohaterka jaką poznałam. Pragnę przedstawić 4 sezon zakończonego już niestety serialu "Ania, nie Anna", którego pokochałam. Będzie to moja inwencja twórcza. W głębi duszy mam jeszcze nad...