Dotrzymam słowa

425 28 7
                                    

Ania bardzo długo nie mogła dojść do siebie po spotkaniu z ukochanym. Tak długo na to czekała. Dlaczego zdała sobie z tego sprawę dopiero w obliczu jego choroby? Jednocześnie przepełniała ją radość i rozpacz. Długo płakała i modliła się o jego zdrowie, ale czy to coś da? Jej serce jednak rozgrzało się na nowo, kiedy tylko go ujrzała, dotknęła jego dłoni, usłyszała głos... Nadal nie docierało do niej, że zgodziła się zostać jego żoną! W najskrytszych marzeniach nawet nie śniła, że mogłaby już niebawem znaleźć się na ślubnym kobiercu... I wciąż było to odległe, ponieważ postanowili, że na razie nikt się nie dowie. Ania z czułością schowała pierścionek do jednej ze swoich szuflad. Musiała wykazać się wielką wstrzemięźliwością, aby trzymać język za zębami. Dlaczego tak zdecydowali? Przede wszystkim chcieli oznajmić radosną nowinę swoim bliskim razem i to w przyjaznej atmosferze. Bali się litości. Nie chcieli, aby ludzie myśleli, że tak im śpieszno, bo Gilbert może nie dożyje jutra... Łzy napłynęły dziewczynie do oczu. Krzątała się po pokoju, chcąc uporządkować myśli, co było naprawdę, naprawdę trudne. 

Podziwiała zimowy krajobraz, wyglądając za okno. Królowa Śniegu spoglądała na nią z troską. Ach, była taka piękna o każdej porze roku. Razem przeżyły tyle dobrych i złych chwil. Ona pamiętała jej pierwszą noc na Zielonym Wzgórzu i pewnie zapamięta również ostatnią...

"Życie jest takie niesprawiedliwe"- myślała intensywnie, wzdychając głośno, a za chwilę nachodziły ją wyrzuty sumienia -"A może to wszystko przeze mnie?".

Nie mogła już dłużej wytrzymać, więc wybrała się na przejażdżkę. Była tylko jedna osoba, której mogła się teraz zwierzyć, wyznać plany i spytać o radę. Czy jednak otrzyma odpowiedź?

Udała się w kierunku cmentarza, na którym nie było prawie nikogo. Znalazła grób Mateusza i usiadła na ławce. Długo wpatrywała się w nagrobek, wspominając dawne czasy. Ach, tak wiele mu zawdzięczała. On jej również. Mateusz zmienił się nie do poznania pod wpływem rudowłosej dziewczynki, która pewnego dnia przez przypadek znalazła się pod ich dachem. Mimo to odszedł. Odszedł tak samo jak Mary, Walter i Berta... Tak wiele bliskich. Czy dobry Bóg może zabrać jej także Gilberta? Któż jeszcze pozostanie jej do kochania? Oczywiście, miała mnóstwo przyjaciół, ale nie chciała jeszcze żegnać się z jednym z najlepszych z nich. 

-Co mam robić, Mateuszu?- spytała, patrząc w dal. Świat jest zbyt piękny, aby z niego rezygnować, a ludzie zbyt dobrzy, aby ich tracić... 

Gorąca łza spłynęła jej po policzku, mimo mrozu szczypiącego w gardło. 

-Tak bardzo chciałabym mieć takiego męża jak Gilbert. Wiem, że zrobiłby dla mnie wszystko, a ja byłam zbyt uparta, aby to zrozumieć. Kocham go. Szczerze go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego! Nawet, kiedy nie było go  przy mnie, to wiem, że zawsze mi towarzyszył. Czułam to. Ale nie zniosę już więcej rozstań! Co jeśli będziemy musieli to zrobić na zawsze? Kochany Mateuszu, twoja strata bardzo mnie bolała, ale wiedziałam, że zrobiłeś wszystko, co w twojej mocy, aby okazać mi swoją miłość i czynić dobro. Gil... On jeszcze nie zrobił wszystkiego... I taka jest różnica. Mamy plany i marzenia. Czy kiedykolwiek będzie nam dane je spełnić?

Wiatr wiał coraz mocniej. Powoli zaczynał prószyć drobny śnieg. Bell posłusznie czekała za dziewczyną, której włosy tak pięknie kontrastowały z białą powłoką pokrywającą świat. 

-Jutro Boże Narodzenie...- westchnęła, wstając z ławki -To będą chyba moje najsmutniejsze święta na Zielonym Wzgórzu. Nie będzie ciebie, a Gilbert nie wstanie z łóżka. Ach, czy to prawda, że w tę magiczną noc mogą się spełnić wszystkie życzenia?

Nagle Bell zarżała i wierzgnęła kopytami, jednocześnie machając łbem do przodu i do tyłu.

-Co się stało, kochana?- zapytała Ania, podchodząc do klaczy -Nigdy się tak nie zachowywałaś...

Płacz, lecz zawsze kochajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz