Przepraszam

447 25 27
                                    

-Gil... Gilbercie...?

Ania przekroczyła próg tak dobrze znanego jej domu z dużym niepokojem. Czuła, jakby ogromny balast ciążący jej od dłuższego czasu powoli odpuszczał, powodując przy tym jednak nieporównywalny ból. W tym samym momencie przepełniał ją strach, smutek, niepewność, złość, ale również ulga, a gdzieś tam w najskrytszych zakamarkach jej serca powoli rozpalała się niewielka iskierka nadziei.

-Jak się czujesz?- spytała, siadając przy jego łóżku. 

Bezsilna postać pod mnóstwem kołder i koców zupełnie nie przypominała silnego, odważnego i nie bojącego się żadnej pracy młodego mężczyzny. Jego zawsze piękne i lśniące włosy były tłuste i przygniecione poduszką, a harde czoło pokryte kropelkami potu. Miał na poł zamknięte oczy, jakby nie mogąc się zdecydować, czy je otworzyć, czy nie. Sprawiał wrażenie wyczerpanego chorobą. Ania z trudem powstrzymała łzy, kiedy go zobaczyła.

Jak ona mogła? Widzieli się tak dawno, nie przewidując, że ich kolejne spotkanie może nastąpić w takich okolicznościach. Była wredna, okrutna, uparta, a przede wszystkim samolubna! Gdyby tylko mogła cofnąć czas... Jak bardzo można się pomylić? Jak długo można oszukiwać samą siebie?

Teraz, patrząc na  bezbronną postać chłopaka, miała wrażenie, że uczyniła mu największą krzywdę, jaką tylko mogła i choć wiedziała, że jego choroba nie ma z jej osobą nic wspólnego, to jednak czuła się winna... A przecież tak bardzo ją kochał... Nie musiał tego potwierdzać ani razu, wiedziała to. Czy jednak będzie w stanie jej przebaczyć? 

Ona by nie była... Ach, dlaczego? W jaki sposób jej wielka duma musiała przejąć nad nią kontrolę, aby zabić uczucie, którym darzyła Gilberta od... od zawsze. Odkąd tylko ujrzała go na swojej ścieżce podczas jednej ze swoich pierwszych wędrówek do szkoły, już to wiedziała. W końcu był jej bohaterem... Mimo że tak długo trzymała się przekonania, że go nienawidzi, to właśnie wtedy już zaczęła go kochać.

-Lepiej...- słaby głos wydobył się z trudem spod grubej kołdry. Ciemne oczy nieco szerzej się rozchyliły i spotkały z przelęknionym wzrokiem dziewczyny -Aniu, od razu lepiej się czuję, kiedy cię widzę...

Rudowłosa spuściła wzrok. Wyrzuty sumienia doskwierały jej tak bardzo, że z trudem zebrała myśli, aby się odezwać. W końcu jednak się ocknęła i spytała poważnie:

-Ale... ale co mówią lekarze?

-Oni nie dają mi wielkich szans...- Gilbert westchnął, ale zebrał się w sobie i kontynuował -To tyfus. Bardzo poważna zakaźna choroba bakteryjna. Można się zarazić, chociażby przez zanieczyszczoną wodę, żywność lub kontakt z nieczystościami. Byłem w szpitalu na praktykach. To musiało się tam wydarzyć.

-Mój Boże...- Ania nie mogła już dłużej powstrzymywać łez, które już po chwili spływały ciurkiem po jej zaczerwienionych policzkach -I co ja teraz mogę zrobić?

-Kochanie, życie bez ciebie było takie puste. Gdy o tym wszystkim myślę to... to nie chcę... Aniu, ja nie chcę żyć...

-Przecież jestem! Już jestem! Kochany mój! Mój jedyny! Tak bardzo cię przepraszam. Za wszystko. To moja wina...- dziewczyna szlochała tak głośno, że z trudem było jej wypowiadać słowa.

Nie patrzyła na niego. Nie mogła! Czuła się teraz najokropniej na świecie! Było jej wstyd. Tak bardzo wstyd...

On jednak wyjął rękę spod kołdry i położył jej na kolanie. Ania zadrżała. Pogrążona była w otchłani rozpaczy, ale ten jeden mały gest sprawił, że jej dusza została wyzwolona. Przebaczył jej... Chwyciła jego dłoń i uklękła przy łóżku, po czym zaczęła czule całować każdy jego palec z taką delikatnością, aby przypadkiem nie uszkodzić jego kruchego ciała. Jego skóra była rozpalona. W tej chwili jednak z twarzy zniknął grymas bólu, a pojawiło się odprężenie.

Płacz, lecz zawsze kochajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz