Rozdział 12

637 21 7
                                    

Weszliśmy do sali, a ja nawet nie  pamiętam jaką lekcją zaczynamy. Usiadłam z Matczakiem w ławce, na przeciwko nas siedział Wyguś i Szczepan, a na prawo Adam z jakimś Alanem, który wygląda na spoko gościa. Dookoła były dziewczyny co wyglądały jak dziwki, w tym stety, albo i niestety Paulina, a koło niej najprawdopodobniej Olga. Również dookoła byli chłopacy i jedni wyglądali jak totalne patusy(a przynajmniej próbują nimi być), a drudzy jak poukładani.

- Pssst Szczepan co to za lekcja? - zapytałam szeptem

- Chyba Polski - odpowiedział, a nauczycielka zmierzyła nas wzrokiem

- Chcecie już być pytani? - zapytała nauczycielka

- Nie - odpowiedziałam

- To nie gadać, tylko słuchać - odparłam. Michał podał mi jakąś karteczkę a na niej było napisane:

Jednak zerwijmy się z matmy
A i to jest Polski, rade Ci nie gadać

Ja wzięłam długopis i napisałam na kartce spoko <3, a on się uśmiechnął. Ogólnie całą lekcje praktycznie tłumaczyła jakieś rzeczy sprzed roku i nikt jej nie sluchał, jedynie może poukładani, czyli jak wyszło w praniu kujony

*Ten sam dzień, przed matmą*

- Dobra to jak idziemy na wagary? - zapytałam - Chodzi, że jak wyjdziemy z szkoły - dodałam szybko

-  No albo normalnie drzwiami, albo przez okno - odpowiedział - zjedziemy po rynnie - dodał

- Pojebało Cię? - zapytałam chłopaka

- Lekko może - odpowiedział zadowolony

- Dobra lepiej chodź już - odparłam i ruszyliśmy w stronę kibla, w którym znajdowało się okno. Mimo, że nie chciałam zjeżdżać po rynnie, to musiałam

- Kto najpierw? - zapytał Michał

- Dawaj ty - odpowiedziałam. Chłopak bez jakiegokolwiek zastanowienia się otworzył okno i zsunął się po rynnie. Od razu po nim, zrobiłam to ja i poczułam się trochę jak strażak jakiś

- A TERAZ SPIERDALAMY - powiedział, a praktycznie krzyknął Matczak i zaczął od razu biec a ja za nim. Nawet nie wiem gdzie biegliśmy, ale on doskonale wiedział. Biegliśmy tak szybko, że nikt by nas nie dogonił. W końcu się zatrzymaliśmy

- Już jesteśmy - powiedział zdyszany pod jakąś restauracją Qchina

- Ee okej, ale po co? - zapytałam

- Zjemy gong-bao - odpowiedział i otworzył drzwi od restauracji - o chuj- dodał

- Co? - zapytałam

- Tam jest nasza babka od chemii - odpowiedział - wycofujemy się - dodał wychodząc szybkim krokiem 

- To gdzie teraz? - zapytałam

- Nie wiem, ale trzeba spierdalać, bo nas zauważyła- odpowiedział i zaczęliśmy znowu biec

- Chodźmy do mnie na chatę - powiedziałam dalej biegnąc

- Okej - odparł również biegnąc

Biegliśmy gdzieś pół drogi, a potem się już zmęczyliśmy bardzo i szliśmy jak żółwie

na zawsze..?||MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz