Pov Hoseok
Szedłem przez bibliotekę starając się znaleźć wzrokiem na półkach książki której szukałem. Od bibliotekarki dostałem jedynie bloczek mówiący w jakim dziale mam szukać książki, więc była to totalna udręka, bo nigdy nie potrafiłem szukać książek. Po kilkunastu minutach żmudnego szukania, w końcu zobaczyłem ją na wyższej półce. Sięgnąłem po drabinkę, która stała oparta o regał obok i zacząłem się wspinać po niej, trzymając się półek, by nie spaść. Nie patrzyłem nawet w dół, bo chyba dostałbym zawału na miejscu, a przez gwałtowną reakcję od razu poleciałbym na dół. Stanąłem na ostatnim szczeblu drabinki, a moje nogi drżały niebezpiecznie. Sięgnąłem po książkę, drugą dłonią trzymając się poręczy drabinki. W pewnym momencie moje nogi zatrzęsły się o wiele za mocno i straciłem równowagę. Przylgnąłem całym ciałem do drabiny i regału, modląc się w duchu, żeby tylko nie spaść. Biblioteka to nie jest miejsce w którym chciałem umrzeć.
- Hej, pomóc ci?
Usłyszałem głęboki głos z dołu. Ktoś jednak przyszedł mnie uratować. Spojrzałem jednym okiem w dół, jednak zanim zdążyłem się przyjrzeć chłopakowi, musiałem znowu zamknąć oczy, bo czułem się jakbym był jakieś dziesięć metrów nad ziemią, gdzie w rzeczywistości nie było nawet dwóch. Pokiwałem tylko głową, mając nadzieję, że chłopak który oferował mi pomoc, zobaczył i w jakiś sposób mnie stąd ściągnął.
Poczułem nagle lekki wstrząs na drabinie, a następnie oplatające mnie ręce w talii. Zostałem zniesiony z drabiny i postawiony na ziemi. Uchyliłem powoli powieki, które do tej pory były cały czas zaciśnięte w panice i strachu przed upadkiem, i złamaniem karku w uniwersyteckiej bibliotece, i zobaczyłem swojego wybawcę. Miał znajomą twarz, więc musiałem już go kiedyś zobaczyć gdzieś na korytarzu, albo na wykładzie. Chłopak posłał mi uśmiech, ukazując swoje czarujące dołeczki i puścił mnie, obserwując uważnie, gdybym miał jednak upaść czy zemdleć.
Był bardzo przystojny, a jego uśmiech sprawiał, że moje kolana się pode mną uginały. Kiedy nagle osunąłem się na podłogę, nieznajomy od razy zareagował i złapał mnie za ramiona, by choć trochę zamortyzować mój upadek. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy i czułem jakbyśmy się rozumieli bez słów. Jego spojrzenie aż krzyczało troską i ciepłem, a ja chciałem się oddać cały tej opiece, którą mi okazał.
- Wszystko w porządku? – zapytał. – Chcesz iść do pielęgniarki?
Jego głos ponownie przywołał mnie do rzeczywistości, więc mrugnąłem kilka razy i odchrząknąłem.
- Ja, um... Nie, znaczy tak.. Znaczy.. – zacząłem się plątać w swojej wypowiedzi, a chłopak zaśmiał się uroczo, znowu pokazując swoje dołeczki.
- Spokojnie. Nie gryzę.
Uśmiechnąłem się delikatnie, czerwieniąc się.
- Jest w porządku, nie potrzebuję iść do pielęgniarki. – powiedziałem po wzięciu kilku głębokich wdechów.
- Chociaż usiądź na krześle. Masz wodę ze sobą? Może potrzebujesz czegoś?
- Nie chyba nie potrzebuję. – odpowiedziałem i ostrożnie wstałem, podpierając się krzesła. – Dziękuję, że mi pomogłeś... Um..
- Namjoon. Kim Namjoon. – przedstawił się, podając mi dłoń.
- Jung Hoseok. – uścisnąłem jego ciepłą, dużą dłoń.
- Wiem, jesteśmy na tym samym kierunku. – znowu te jego dołeczki.
- Oh, naprawdę? Wybacz.
- Nie szkodzi, trochę nas jest na roku, rozumiem, że nikt nie zapamięta wszystkich.
Uśmiechnąłem się do niego lekko i spojrzałem po chwili znowu na książkę.
CZYTASZ
Monochromancy 🤍 yoonmin
Fanfiction🤍ZAKOŃCZONE🤍/WARSZTAT/ - Do twarzy ci w tym kolorze. - wypalił Yoongi. - Dziękuję, ale niestety nie wiem jaki to kolor.. - westchnął ciężko Park. - Zamknij oczy. - Po co, hyung? - Postaram się byś poczuł ten kolor, Jiminie. #67 in YOONMIN - 13/12...