'cause i'm not givin' up

1.6K 112 6
                                    

Jimin pov

Nie śpieszyło mi się do siebie na mieszkanie. A korzystając z tego, że rodziców Tae i tak nie ma do niedzieli do wieczora, zostałem do kolacji. Kiedy już się uporaliśmy z posprzątaniem po usiłowaniu stwirzenia jadalnego tworu, zacząłem powoli się zbierać do wyjścia. Hoseok niestety nie mógł z nami zostać, ponieważ miał projekt do zrobienia, więc zaraz po śniadaniu tak naprawdę zebrał się do siebie.

- Mógłbyś w sumie zostać nawet do jutra, wiesz? - zapytał Tae, siedząc na kanapie obok mnie.

Naprawdę mi się nie śpieszyło.

- Wiem, ale trzeba ogarnąć wszystko na zajęcia na przyszły tydzień. Poza tym powoli chcę się już zabrać za esej na zaliczenie, żeby mieć to z głowy.

- Mamy jakiś esej? - zdziwił się.

- Tak właśnie słuchasz. - wywróciłem oczami.

- Jiminie~ jest jeszcze tyle czasu do końca semestru. On się dopiero zaczął.

- Wiem, ale nie lubię zostawiać niczego na ostatnią chwilę. - uśmiechnąłem się do niego.

- No w porządku. - zmarszczył nos.

- Ale bardzo dziękuję za tę noc. Nigdy się tak dobrze nie bawiłem. Nigdy. - uśmiechnąłem się smutno.

- Zawsze możesz na nas liczyć. Masz mój numer, Hoseoka. Zawsze możesz dzwonić czy pisać. Jesteśmy od teraz po to, byś już nie był sam. Z chorobą czy bez. To nie czyni cię inną osobą, Minnie.

Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem. Naprawdę nie mogłem uwierzyć, że poznałem tak dobre osoby, które uważają mnie za zwykłą osobę. Poczułem się tak dobrze. Tak rześko.

- To dla mnie naprawdę dużo znaczy Tae. - uśmiechnąłem się delikatnie.

- Dla mnie czy dla Hobiego to nic wielkiego, zawsze bedziemy po twojej stronie.

Mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej po jego słowach i odechciało mi się wychodzić. Dlatego zostałem na jeszcze kilka godzin. Spędziłem resztę dnia bardzo przyjemnie w towarzystwie przyjaciela i tak dobrze się bawiłem, że straciłem poczucie czasu. Było już grubo po 21 i zaraz miał odjechać ostatni autobus który jechał w moją stronę. Mimo mojego biegu nie udało mi się złapać autobusu. Zdyszany usiadłem na ławeczce na przystanku i westchnąłem głośno. Kiedy już oddech miałem w normie, zebrałem się i zacząłem iść na piechotę. Spacer dla zdrowia. W przerażająco wielkim Seulu. Gdzie w każdej chwili może mnie ktoś porwać i zabić.

Przez te złe myśli zacząłem się co chwilę oglądać za siebie by się upewnić czy aby na pewno nikt za mną nie idzie. Wydłużyłem sobie oczywiście drogę, bo wolałem się trzymać wiekszych dróg z oświetleniami, gdyby już ktoś chciał mnie porwać. W pewnym momencie ktoś zajechał mi drogę motorem, a ja krzyknąłem wystraszony i potknąłem się o własne nogi, upadając tyłkiem na chodnik.

- Woah, spokojnie mały. To tylko ja. - usłyszałem znajomy głos.

Mężczyzna zszedł z motoru i ściągnął kask. Zaczesał swoje włosy do tyłu i popatrzył na mnie.

- Yoongi hyung? - zdziwiłem się.

- Wszystko w porządku? Czemu wracasz tak późno sam i to na piechotę? - wyciągnął rękę w moją stronę. - Wstawaj.

Złapałem jego dużą dłoń i dałem się pociągnąć, żeby wstać. Otrzepałem spodnie z pyłu i poprawiłem włosy, podgryzając nerwowo wargę.

- Nic mi nie jest. - odpowiedziałem w końcu. - Zasiedziałem się u Tae i uciekł mi ostatni autobus.

- Więc poszedłeś na piechotę? Dzieciaku, to naprawdę niebezpieczne o tej porze.

Monochromancy 🤍 yoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz