I

157 10 4
                                    

- Cardia! - usłyszałam głos mojego brata za drzwiami.

Siedziałam w rogu ściany, chcąc wstać, ale za bardzo się bałam zbliżyć do ognia, który jak żywy tańczył po pokoju paląc w popiół moje zabawki, a z domku dla lalek i zasłon prawie nic nie zostało. Czy ze mną stanie się to samo? Zostanę strawiona żywcem przez płomienie w najgorszych cierpieniach albo przedtem zaczadzona. Moje urodziny miały wyglądać całkowicie inaczej, to miał być wesoły dzień pełen prezentów, a zamienił się w piekło. Dosłownie tak się czułam płacząc. Zakaszlała raz jeszcze, a kiedy liczyłam do trzech, żeby wstać coraz bardziej kręciło mi się w głowie, oddychając paskudnym dymem. Jak to się mogło stać, że słychać było jedynie łamanie drewnianych desek i szybkie bicie mojego serca, gdy schowałam twarz w dłonie. Nagle drzwi opadły z hukiem na podłogę, a do środka wpadł mój starszy o cztery lata brat, zasłaniając nos chusteczką i krzycząc w panice moje imię. Podniosłam się i podałam mu rękę. Złapał mnie, w ostatniej chwili pociągnął do siebie, zanim bela była w stanie mnie przygnieść. Krzyknęłam, a strach zaglądał mi w oczy, jednak było za mało czasu na myślenie. Trzeba było uciekać ile sił w nogach.

- Szybciej! Przez ciebie oboje zginiemy! - Pośpieszał, ciągnąc mnie za sobą po schodach.

Nad moim pantofelkiem stopień się załamał, a moją nogą wleciała w dziurę. Kostka strzyknęła, aż z bólem ciężko mi było ją wyciągnąć. Wyrwałam rękę, aż brat zatrzymał się i spojrzał na mnie zdenerwowany, kiedy wyjęłam stopę zostawiając mój piękny różowy bucik dopasowany do sukieneczki, którą miałam na sobie rzuciłem również drugim butem, dalej biegnąc w rajstopach. Wyjście prowadziło przez salon, który również stał w płomieniach. Zanim Sedriq zdążył cokolwiek zrobić, zobaczyłam kobiecą rękę, wystającą pod gruzami.

- Mamo! - krzyknęłam, a wielka gula utkwiła mi w gardle.

Nie to nie mogło się tak skończyć.

- Mamo! - podbiegłam do niej, ale Sedriq bardzo mocno pociągnął mnie za ramię, myślałam, że mi wyrwie rękę. To teraz było najmniejszym zmartwieniem.

Miałam pokaleczone kolana i byłam cała w sadzy... Ale żywa. Nikogo poza moim bratem nie widziałam, zatem wszyscy moi goście myli martwi.

- Zostaw mnie, nie zostawię jej tak!

Przekładałam gruzy na bok, żeby odsłonić choćby głowę mojej rodzicielki. Czułam, jak drzazgi wbijają mi się w palce, ale dalej jak zahipnotyzowana przekładałam ciężar, jaki na niej spoczywał.

- Rusz się, ona nie żyje!

Zanim przełożył mnie przez ramię, to zdążyłam złapał za pierścionek i zsunąć z martwego ciała mojej mamy. Krzyczałam, kopałam i głośno płakałam, jakby całe moje zachowanie mogło cokolwiek zmienić. Wiele bym dała, żeby cofnąć czas i znaleźć się w innym miejscu. Czułam tylko jak Sedriq przeskoczył przez dwa schodki dzielące salon od kuchni i zasyczał, gdy jego ramię dotknął ogień. Dym stawał się coraz gęstszy i z trudem powstrzymywałam się od kaszlu.

Od tego dnia nurtowało mnie pytanie: dlaczego to wszystko musiało spotkać sześcioletnią mnie i Sedriqa? Obraz palących się mebli, ciało rodzica i panujące wszędzie kolory ognia zapadły mi w pamięci na długo.

Z rozmyślenia wyrwało mnie stłuczenie porcelanowego naczynia o podłogę i głos mojej pracodawczyni. Wezwanie jej nie mogło wiązać się z czymś dobrym. Zagapiona wcześniej na palącą się świeczkę, która przywołała moje wspomniana odwróciłam wzrok w stronę lustra. Nie lubiłam osoby, jaką się stawałam podczas pracy, bo to był warunek mojej pracy jako obsługi. W swoim odbiciu widziałam średniego wzrostu siebie o bladej skórze z błyszczącymi jasnobrązowymi włosami sięgającymi do ramion. Delikatnie skośne oczy były w bursztynowym kolorze. Musiałam przyznać, że jestem bardzo ładną dziewczyną, jeśli chodzi o wygląd, co nie do końca mogę powiedzieć o charakterze. Czasami dziwię się niektórym kobietą, że nie szkoda im wydawać zarobionych pieniędzy na czerwone szminki. Moje usta są pełne i zbędne według mnie jest poprawiać je czerwonym kolorem. Słysząc awanturującego się klienta od razu poznałam po głosie mężczyznę, który bardzo często przychodzi do naszej klapy napić się piwa. Przewróciłam oczami i wyszłam z małego pomieszczenia. Wkurzało mnie, że muszę poruszać się małymi kroczkami tylko dlatego, żeby nie podrzeć kremowej spódnicy wewnątrz, której znajduje się ombre w kolorze niebieskim i morskiej zieleni. Do tego ma bufiastą i marszczoną suknię zewnętrzną podszytą czarną wstążką. Czasami dziwiłam się samej sobie, dlaczego jestem w guście nawet inna od typowych Pań, które chodzą w sukniach na co dzień, kiedy ja ledwo w nich wytrzymuje kilka godzin.

Wampirzy SzlachcicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz