VII

40 2 1
                                    


Z

zamknęłam książkę podniesioną z podłogi i włożyłam je pomiędzy pozostałe. W domu bez Sedriqa jest pusto, a w gabinecie nie było nawet grama kurzu.
Usiadłam na czerwonym fotelu, zapalając świeczkę i sprawdzając szuflady biurka. W pierwszej szufladzie były drobiazgi: przenośny zegarek, dwa pióra, tusz oraz wczorajsza gazeta. Zajrzałam do drugiej, która również wyglądała na zwyczajną, ale w trzeciej pod strzykawkami i pęczkiem białej szałwi zobaczyłam dokument. Położyłam go na biurku obok czerwonych książek, które czytał Sedriq w wolnym czasie. Przesunęłam globus na brzeg blatu i złapałam świeczkę, przysuwając nieco bliżej papieru. Po co mu plan przestrzenny naszego miasteczka? Zdziwiłam się, kreśląc placem po liniach oznaczających granice, ale moją uwagę przykuło czerwone kółko zakreślone wokół katedry i kościoła znajdującego się na samym końcu ulicy Oberkam. Niezbyt rozumiałam co miał na myśli Sedriq zaznaczając dwie instytucje reprezentowane przez duchownych. Chciałam mieć jasność umysłu, ale zmęczenie po nieprzespanej nocy dawało o sobie znać, gdy cały plan zaczął zlewać się przed oczami. Przetarłam powieki, ale czułam, jak powoli głowa mi spada na blat. Wrócę do tego, gdy tylko wypocznę.
Wstałam z fotela i wróciłam powolnym krokiem do swojego pokoju, gdzie panował większy bałagan. Przez rozbite okno w pokoju panował chłód i z głowy nie mogłam pozbyć się myśli o demonie chodzącym po suficie. Zabrałam kołdrę z łóżka i zeszłam do salonu, kładąc się na kanapie i nakrywając puchową pościelą po samą szyję. Zapytałam się w myślach czy na pewno zamknęłam drzwi, ale zrobiłam to od razu, gdy pożegnałam Raymonda, więc raczej nikt mi nie wejdzie. No chyba, że przez dziurę w oknie, ale na razie nie chcę o tym myśleć tylko odpocząć. Przekręciłam się na drugi bok, ale moje myśli nadal wirowały przy Bridget a wyrzuty sumienia nasilały się, gdy tylko pomyślę, że zostawiłam ją samą.

Nawet nie pamiętam, kiedy otulił mnie głęboki sen i słowa „Śpij Cardio. Śnij. Śnij o przeszłości" mówił delikatny, kobiecy głos przywołujący mnie coraz bliżej. Biegłam bosymi stopami z długą suknią aż do ziemi przed siebie pomiędzy filarami oplecionymi przez ciernie róż. Wszędzie otaczał mnie mrok i mgła, a jedynym światłem, jakie mi sprzyjało, dochodziło z wielkiego lustra na końcu długiego pomieszczenia. Wzywało mnie „Podejdź do lustra, w którym wszystko nadal żyje" a ja byłam coraz bliżej zwierciadła, w którym zamiast swoje odbicie widziałam płynące fale na wodzie, jak w oceanie, a ramę tworzyły szlachetne kamienie utworzone na wzór kwiatów. Słyszałam szepty dobiegające z lustra więc podeszłam jeszcze bliżej „O to źródło wspomnień" usłyszałam, wystawiając rękę. Nie mogąc się powstrzymać, dotknęłam zwierciadła, a woda stawała się bardziej przejrzysta oraz wyraźniejsza jednak nadal nie widziałam w nim własnego odbicia, tylko las, tętniący życiem. Położyłam drugą rękę na emanującym światłem zwierciadle i szybko odsunęłam się do tyłu, widząc coraz wyraźniej postać, która wydawała się być znajoma, mimo że widzę go pierwszy raz.

Pod drzewem spał przystojny mężczyzna o porcelanowej skórze i pociągłej twarzy o delikatnych kościach policzkowych.
Mała dziewczynka wyciągnęła swoją drobną dłoń, głaszcząc mężczyznę po białych włosach spływających do łokci. Zdezorientowany otworzył swoje błękitne oczy, marszcząc przy tym swoje ciemne brwi. Miał niecodzienną urodę, dość delikatną jak na mężczyznę.

- Chcesz umrzeć? – spytał, pozostając w bezruchu.

Miał na sobie białą koszulę z długimi rękawami i czarne spodnie, za to dziewczynka nosiła na sobie różową sukieneczkę, a włosy zaplecione miała w warkocz.

- To dziwne. Narzeczony nie powinien się tak do mnie zwracać. – powiedziała, unoszą wyżej brwi.

- Mogę mówić do ciebie, jak mi się żywnie podoba, bo nie jestem twoim narzeczonym.

Oparł głowę o drzewo za sobą.

- A więc jesteś Cassian. – uśmiechnęła się szeroko, wyciągając do niego dłoń na powitanie. – Jestem Ealine.

Siedmiolatka stała pod słońcem, a jej uśmiech był szczery i miły.

- Bądź dobrą dziewczynką i wróć, skąd przyszłaś. – Wstał i strzepał z siebie resztki ziemi.

Dziewczynka przypadkowo na niego się natknęła, gdy spacerowała po lesie, wsłuchując się w śpiew ptaków.

- Dlaczego? – spytała.

- Bo las nie jest miejscem dla księżniczek, poza tym przeszkadzasz mi.

Założył ręce na klatkę piersiową.

- W czym?

Przekręciła delikatnie w bok głowę.

- Nie lubię zadawanych pytań. Odejdź. Jak szukasz swojego przyszłego męża, to idź do zamku.

- Ale ja wolę zaprzyjaźnić się z tobą.

Posłała mu delikatny uśmiech.

- Nie lubię dzieci, dobra.

- Kiedyś dorosnę, to wtedy też będziesz mnie nie lubił?

- Jesteś przyszłą żoną mojego brata, muszę cię tolerować. To wszystko.

- Przestań. Nie chcę być.

- Będziesz królową. Rządziła wampirami, a mój brat raczej będzie cię dobrze traktował.

- I co z tego?

- Wiesz ile kobiet, by chciało się z tobą zamienić? – parsknął. – Wybacz, zapomniałem, że rozmawiam z dzieckiem, więc tego nie zrozumiesz.

- Rozumiem więcej niż ci się może zdawać Cassianie Elaye de'Gevatrion.

- Więc dlaczego chcesz się ze mną zaprzyjaźnić? Masz wokół siebie sługi, ale wolisz rozmawiać ze mną.

- Bo jesteś szczery. Mówisz, co myślisz i mnie nie oszukujesz.

- Bystra jesteś jak na swój wiek.

- A ty ile masz lat?

- Nie grzecznie jest o to pytań.

- Proszę.

Na świecie były dwa wrogo do siebie nastawione królestwa wampirów.
Z racji, że tylko mężczyźni mogli zostać przyszłością swojego królestwa, zostawali w pałacach, jednak kobiety czekał inny los, który Ealine musiała zacząć, mając zaledwie siedem lat. W tym wieku jej rodzice postanowili zakopać spór wojenny, wydając swoją jedyną córkę za władcę wampirów, który szczycił się poważaniem i szacunkiem wśród podanych. Mimo, że ślub został zorganizowany na jej dwudzieste drugie urodziny, to ojciec wysłał Ealine jako małą dziewczynkę do wioski leżącej blisko zamku swojego przyszłego męża. Od tej pory znienawidziła swoich rodziców, gdyż pozbawili ją prawa wybory oraz czuła złość do swojego narzeczonego.

W szczęśliwym dziecku zaczął rosnąć gniew i kto by wiedział co by się stało, gdyby nie spotkała Cassiana, który na początku traktował ją jak powietrze, ale z czasem zaczął ją lubić. Dziewczynka bardzo często lubiła do niego przychodzić i zwierzać mu się ze swoich zmartwień, a księże starał się ją wysłuchać. Przychodziła do niego codziennie i za każdym razem ukrywała się przed królem, bo nienawiści, jaka urosła w niej za dziecka pozostała na lata. Uczucie, jakie Ealine miała obdarzyć swojego przyszłego męża – Nyxandriela – przelała na jego młodszego brata Cassiana z wzajemnością. Mimo że książę znał ją od dziecka, miał całą wieczność na czekanie aż dorośnie i przestanie traktować ją jak zwyczajne dziecko, a już jak młodą damę o pięknej urodzie, jaką zazdrościły jej wszystkie kobiety.
Oboje znali swoje tajemnice, jednak swoich uczuć żadne z nich nie powiedziało głośno. Cassian zawsze podawał jej rękę, żeby mogła przeskoczyć przez strumyk, i wiedział o jej sposobie zatykania uszu, gdy pod oczami zbierają jej się łzy, natomiast ona nie wiedziała o jego żadnej słabości, bo miał tylko jedną o imieniu Ealine.

Wampirzy SzlachcicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz