XV

23 0 2
                                    

Późnym popołudniem siedziałam w gospodzie, której klientelę stanowili cudzoziemcy. Była pełna ludzi ale mniejsza od tej której pracowała i nie miała najlepszej sławy, czułam się bezpieczniej otoczona przez ludzi nawet jeśli większość to zapijaczeni wędrowcy. Utknęli w miasteczku z którego teraz nie mogą opuścić, więc muszą zdać się na łaskę mieszkańców, którzy zapewnią im dach nad głową choćby do czasu zniesienia zakazu.
Na dworze szalała istna ulewa, a wchodzący do gospody mężczyźni nanosili jeszcze więcej błota niż było. W powietrzu unosiła się wilgoci mieszając się z zapachem podających potraf. Jeszcze to mogłam wytrzymać, ale grupce starszych mężczyzna siedzących za mną przydałaby się długa kąpiel. Niestety wszystkie stoliki były już zajęte, a ja miałam zaczekać na powrót Alycenta, który został niezwłocznie wezwany do biskupa. Obiecałam się trzymać blisko ludzi, ale wybranie tego miejsca chyba nie było dobrym pomysłem. Zignorowałam nieprzyjemny zapach patrząc na dwóch mężczyzn siłujących się na rękę z czerwonymi twarzami i napiętymi bicepsami. Wokół nich siedmiu mężczyzn w różnym wieku zaczęło wołać imię i dopingować jednego z dwójki. Byli głośni, a gdy jeden wstał kufel piwa spadł ze stołu z połową zawartości. Pozostali grali w kości, lub w gwinta albo po prostu siedzieli na twardych ławkach i zapijali się do upadłego po czym zaczęli śpiewać albo kładli głowę na stole i zasypiali. Mało kto się awanturował, ale pod wpływem dużej ilości alkoholu zaczęli zachowywać się niegrzecznie wobec kelnerek. Jedna z nich była nieśmiała i bardzo szczupła, zaś druga miała już długoletnie doświadczenie w pracy i umiała poradzić sobie z natrętnymi klientami. Nosiła czarną opaskę na lewym oku, nosząc tacę z czterema kuflami piwa a w drugiej dłoni duży, drewniany talerz z gotowanymi kurczakami. Nagle rozległ się huk w chwili przewrócenia się stołu na stare deski podłogowe. Starsza kelnerka podała zamówienie i podwijając rękawy podeszła do starszego mężczyzny który z przymrużonymi oczami, ledwo trzymał się na nogach. Mamrotał coś pod nosem i wskazywał palcem na jednego ze swoich towarzyszy. Nie słyszałam ich rozmowy, bo wokoło było zbyt głośno, ale widziałam jak kobieta wskazuję w stronę drzwi po czym opiera ręce na biodrach. Pijaczyna odpowiedział jej kilkoma słowami, śmiejąc się pod nosem i kiwając na boki jakby zaraz miał upaść na ziemię. Rety jak można doprowadzić się do takiego stanu. Zaraz później starszego mężczyznę z siwą brodą pod ramiona wzięło dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn i pewnym krokiem ruszyli w stronę wyjścia.

- J-Ja jeszcze... Tu... W-Wrócę. Zobaczysz. - Wykrzyczał sepleniąc.

Kobieta pokręciła głową.

- Henry. - Powiedział twardym głosem szwagier mojego sąsiada, siedzący za, mną. - Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył.

Odwróciłam się, napotykając łysego mężczyznę o imieniu Henry. Wyglądał jakby coś bądź ktoś go wystraszył.

- Jak na trzeźwo to ja dzisiaj oszaleje. - Odparł szybko.

Zdjął ciemno brązowy płaszcza i trzepnął nim mocno, aż poczułam kropelki zimnego deszczu na karku, łopatkach.

- Piwo. Raz. - Krzyknął jeden z przyjaciół.

Przewróciłam oczami, wracając do starego planu architektonicznego katedry leżącego na stole. Z jakiegoś powodu Sedriq schował go w skrytce podobnie jak fiolka z nieznaną mi jeszcze substancją i kawałek zapisku o wampirach. Czemu o niczym mi nie powiedział? Skąd dowiedział się o wampirach? Pochyliłam się nad planem, opierając głowę na rękę i próbując zebrać myśli przy hałasie. Nagle rozmowa przybysza siedzącego za mną zaczęła nabierać dziwnego tępa. Wyprostowałam się, wytwarzając słuch żeby podsłuchać rozmowę.

- Gdy pomagałem pomagałem przy odnawianiu piwnicy katedry. Od kilku miesięcy, gdy umierają ludzie a później ich ciała zostają zabierane przez postaci w ciemnych szatach. Najwięcej było ulicznych żebraków, włóczęg bez rodzin, kalek i chorych. - Powiedział upijając spory łyk piwa z kufra. Otarł wierzchem dłoni, piankę z włosów.

Wampirzy SzlachcicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz