Od pół godziny próbuje coś znaleźć w gabinecie Sedriqa, ale na nic ważnego nie mogłam trafić. No przecież musiał być powód, dla którego miałam zakaz wstępu. Dla którego został porwany albo zniknął bez słowa z domu. Coś musiało być na rzeczy, ale jak na razie mój brat pozostaje czysty niczym łza. Może warto by było zajrzeć do jego pracowni medycznej, ale skąd ja wezmę kluczę?
Przebierałam w jego skórzanej torbie, wyjmując stertę papierów zawierających badania klientów, bandaże, aż w końcu wyjęłam grubą książkę z dziwnie pozaginanymi bokami. Sedriq dbał o swoje wszystkie powieści bez wyjątku a przede wszystkim swojego ulubionego pisarza J. L. Walora. Miał cała kolekcje jego publikacji. Chwyciłam za książkę, władając pomiędzy piąty, a siódmy tom gdzie jego miejsce, aż nagle książki zaczęły zlatywać na ziemię, bez powodu, a tuż za nimi otworzył się schowek. Bez namysłu od razu wyjęłam małą fiolkę z fioletową zawartością i skrzywiłam się na zapach zgniłej ryby. Jedno mogę wykluczyć: to na pewno nie jest perfum. Zakręciłam zakrętkę, machając przed nosem dłonią. Fuj.
Zaraz później otoczył mnie niepokój, gdy z dołu dobiegło trzaśnięcie głównymi drzwiami i szczekanie psa. To na pewno nie Sedriq, bo pies by zachowuj spokój przy właścicielu. Odwróciłam się pospiesznie. Gałka obracała się w tę i z powrotem, jakby osoba stojąca po drugiej stronie miała trudności z otwarciem drzwi. Przebiegłam przez pokój, chwyciłam porcelanowy dzbanek, wylewając z niego wodę z kwiatami i podkradłam się pod drzwi, mocno ściskając naczynie w zbielałej ręce.
Gałka obróciła się, w końcu drzwi się uchyliły. W mroku dostrzegłam jedynie cień, kiedy ktoś wszedł do pokoju. Wyskoczyłam do przodu, z całej siły zamachnęłam się dzbankiem...
Ciemna postać poruszyła się szybko jak bicz, ale nie dość szybko. Dzbanek trafił wyciągniętą rękę, wyleciał z mojej dłoni i rozwój się na przeciwnej ścianie. Stłuczona porcelana posypała się na podłogę, a ja zauważyłam osobę w wejściu.- Raymond! Nie nauczono cię, że wpierw się puka?! - Powiedziałam, biorąc głęboki wdech, słysząc jak szybko bije mi serce.
- A ciebie, że dom się zamyka? Myślałem, że coś się stało, więc wszedłem.
- Zraniłam cię? - spytałam, patrząc na jego dłonie.
- Tylko trochę. - zaśmiał się po chwili. - Ale wyglądałaś dość zaciekle, rzucając tym dzbankiem. - na jego dłoni pojawiło się zranienie, bardzo małe.
Z jego punktu widzenia to musiało być zabawne, a ja mało nie padłam na zawał. Na dodatek mam więcej sprzątania, czego nienawidzę robić.
- Na pewno. - Powiedziałam od niechcenia. - Co tu robisz?
Wzięłam w dwa palce fiolkę i zaczęłam ją bełtać, trzymając pod światło.
- Chciałem przeprosić za zachowanie biskupa. - błysk w jego oku przygasł. - Nie powinien się unosić.
Skrzywiłam się na wspomnienie czerwonej z gniewu twarzy Biskupa.
- Daj spokój. To ten stary piernik powinien przeprosić.
Raymond zmarszczył czoło i uniósł kąciki ust.
- Czy wiedziałeś o jego postanowieniu? - spytałam, siadając na fotelu, zarzucając nogi na blat biurka.
Bardziej interesowała mnie zawartość fiolki i zastanawiałam się, co mogło być w środku. Pewnie jakieś nowy wyrób z roślin leczniczych, ale co konkretnie może tak cuchnąć?
- Nie. Obudziłem się dziś rano na przemówieniu i od razu popędziłem do Biskupa to wyjaśnić, ale jak zauważyłaś, on nie należy do łatwych ludzi.
Czasami są chwilę w których brakuje mi danego Raymonda z iskrą w oczach i nie bojącego się konsekwencji przed wygłupami. Gdzie się on podział, a lepsze pytanie brzmi: co się z nim stało? Jego łobuzerska uroda pozostała niezmienna, jednak sposób patrzenia i operowanie delikatnym słownictwem zwłaszcza w trakcie rozmów o biskupie to zmieniło się bardzo. No Ba był ostatnią osobą jaką bym nie podejrzewała o wejście w szeregi kościoła po burzliwej przeszłości z łamanym prawem, ale może to ma związek ze mną i za jego zmianę jestem w pewnym stopniu odpowiedzialna. Pamiętam, że kilka lat temu jeszcze kiedy był z niego łobuz to wspólnie udaliśmy się do kasyna. Raymond chciał nauczyć mnie po raz pierwszy jak grać, przechwalając się swoimi umiejętnościami. Naturalnie, szczęka mu opada, gdy bez większych problemów również osiągałam zwycięstwo. No cóż szybko się uczę, więc radzę sobie przezwyciężyć swoje trudności. Dopiero wtedy chłopak zaproponował mi układ „jeśli wygram na największej maszynie - to mnie pokochasz". Był to dla mnie szok, a nawet do jest do dzisiaj bo uważałam go tylko za przyjaciela. Ostatecznie odmówiłam zakładu, tłumacząc że jego uczcie jest jednostronne.
CZYTASZ
Wampirzy Szlachcic
Teen FictionOdrodziła się ponownie, żeby historia z poprzedniego życia miała się powtórzyć i ponownie spotkać swojego ukochanego, zakochać się i umrzeć, jednak czy na pewno będzie to ten sam wampir?