Prolog cz.3

6 0 1
                                    

Atmosfera w domu była oczywiście paskudna. Matka płakała bez przerwy. Alva przejęła jej obowiązki, ale sama sprawiała wrażenie rozdartej. W przeciwieństwie do Chada o wiele częściej ulegała woli ojca. Jej brat wiedział też, że odpowiadało jej życie w luksusie i nie chciała tego stracić. Na pewno bała się też pozostania starą panną, gdyby wisiało nad nimi pięto kuzyna-mordercy. Ich ojciec znów zamykał się na długie godziny w swoim biurze, zapewne modląc się, aby ta sytuacja jak najszybciej się wyjaśniła. Ciągle też rzucał swojemu synowi podejrzliwe spojrzenia, jakby czuł, że tamten coś kombinuje za jego plecami. Oczywiście nie mylił się. Ale też nie wiedział jak jest naprawdę.

Chad liczył, że Krisowi uda się załatwić to spotkanie. Wszystko jednak wskazywało na to, że tamten ciągle nad tym pracuje. Kolejne trzy dni przychodził po łapówki, które tak jak ostrzegał, nie były małe. Chad jednak nie pieniędzmi się martwił.

W mieście zawrzało, gdy wyszło na jaw co się stało. Wszędzie dało się słyszeć rozmowy na temat morderstwa. Oczywiście krążyło już od groma plotek, a każda bardziej absurdalna od drugiej. Chad słyszał nawet coś w stylu, że Lean zabił generała, aby uciec z jego żoną. Już pomijając fakt, że kobieta była trzydzieści lat od niego starsza, to nie żyła od pół roku.

Dopiero wieczorem, dzień przed rozprawą Kris zjawił się w domu rodzinnym Chada. Przyszedł do jego pokoju, gdy ten siedział nad księgami rachunkowymi. Tak jak w urodziny ojca, był nieco poruszony i powiedział do Chada:

-Chodź szybko. Udało mi się załatwić spotkanie przy zmianie straży. Ale musimy wyjść natychmiast. Ubierz płaszcz z kapturem.

Chad nie zwlekając podniósł się i złapał swój długi płaszcz, a szeroki kaptur naciągnął na głowę. Wyszli z domu i przez miasto szli w stronę koszar. Serce waliło w jego piersi, niczym obcasy mijanych kobiet o kamienny bruk. Już oczami wyobraźni widział swojego kuzyna, nieco przerażonego w zniszczonych, więziennych ubraniach.

Było już ciemno, kiedy szli bocznymi ulicami miasta. Mijali piętrowe budynki, wykonane z szarego kamienia, które przylegały jeden do drugiego, tworząc istny labirynt. Chad i Kris jednak dobrze wiedzieli gdzie iść. Prawie pół godziny później, znaleźli się przez okazałym budynkiem. Do wejścia prowadziły szerokie, kilkupiętrowe schody, a nad ciężkimi dębowymi drzwiami widniał napis „Chronić niewinnych. Karać winnych". Chwytliwe...

-Chodź tędy. – Kris złapał go za ramię i pociągnął w bok do innej część budynku.

Przeszli przez plac, gdzie kręciło się mnóstwo strażników miejskich. Każdy z nich był w mundurze, który składał się z czarnego uniformu z kapturem oraz stalowej maski na oczy. Szeregowi trzymali też w dłoniach ostre piki, albo łuki, a kapitanowie mieli przypasane miecze. Chad nieco się spiął pochylając głowę i poprawiając poły kaptura. Nikt jednak nie zwrócił na nich szczególnej uwagi. Obeszli budynek od lewej strony, aż znaleźli się przy schodach, które prowadziły pod budynek koszar. Stał przy nich jeden ze strażników miejskich i gdy dostrzegł Krisa mruknął:

-Spóźniliście się.

-Daj nam przynajmniej pół godziny. – powiedział Kris podając mu pękatą sakiewkę monet.

-Macie dziesięć minut i ani chwili dłużej. – powiedział strażnik szybkim ruchem odbierając łapówkę.

Chad podszedł do schodów, już prawie dysząc z emocji i pytająco spojrzał na strażnika. Ten ważąc pieniądze w dłoni powiedział do niego:

-Na koniec i po lewej.

Kris podszedł do przyjaciela i z nerwowym szeptem odparł:

-Idź, poczekam tutaj.

Poza zasięgiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz