Dziki Tygrys cz.2

4 1 0
                                    

Zorrin obudził się, kiedy jakiś kogut zapiał na zewnątrz. Zamrugał szybko patrząc w baldachim łóżka i spojrzał na okno obok. Niebo było już nieco jaśniejsze, kiedy słońce powoli wschodziło z obietnicą równie gorącego dnia jak poprzedni. Spojrzał na Yellę która nago leżała obok i przesunął dłoń po jej gładkich plecach. Brax mógł sobie kpić z tego że miał żonę, ale żadna z jego dziewczyn do towarzystwa nie była nawet w połowie tak piękna jak Yella. Wyczuwał w głosie brata nawet nutkę zazdrości, że kilka lat temu to wtedy Zorrin poszedł do kowala po broń i poznał jego córkę.

Kogut zapiał raz jeszcze po chwili i Zorrin podniósł się łapiąc spodnie. Słysząc, że Alya nadal śpi, nago przemknął do łaźni, która była w piwnicy domu. Po wąskich schodach zszedł na dół mijając główną izbę i znalazł się w małym pomieszczeniu od góry do dołu pokrytym kamiennymi płytami. Na środku była duża drewniana wanna, a po lewej regał z metalowymi miskami i dzbanami. Zapałkami z półki po prawej zapalił dwie pochodnie na ścianie i podszedł do wanny. Z wiader obok nalał lodowatej wody do środka, po czym wszedł do niej i odetchnął z ulgi. Wiedział, że czekają go znów pracowite tygodnie więc miał zamiar przynajmniej trochę się zrelaksować.

Gdy wrócił pół godziny później do sypialni, dostrzegł że jego żona przebudziła się już i wyciągała w białej pościeli. Podszedł do niej już w spodniach i zdjął z niej cienki materiał pod którym spali. Zmrużyła lekko oczy, kiedy kładł się na niej i całował po szyi. Szepnął jej do ucha, kiedy wsuwała palce w jego mokre włosy:

-Więc jak bardzo mnie nienawidzisz?

-Bardzo, wiedząc, że zaraz znów wyjedziesz. – mruknęła zamykając oczy.

-Zawsze przecież wracam.

Spojrzała na niego krzywo, kiedy uśmiechał się do niej lekko i odsunęła go od siebie. Złapała zwiewną, zieloną sukienkę z krzesła i założyła na siebie. Zapięła złoty pasek  i usiadła przy toaletce łapiąc szczotkę do włosów. Zorrin obserwował ją chwilę jak czesała włosy, czarne niczym najczarniejsza noc. Spojrzała na niego w odbiciu lustra i powiedziała:

-Chcę, żebyś wracał częściej i na dłużej.

Zorrin podniósł się i oparł się o krzesło całując ją w policzek. Odłożyła szczotkę i bawiła się kwiatkami w doniczce obok. Gdy jeden z nich został jej w palcach, Zorrin ujął go i wsunął w jej włosy, po czym szepnął jej do ucha:

-Następnym razem jak wrócę, to zostanę na dłużej.

-Obiecaj mi, Zorrin.

Spojrzała na niego za sobą i gdy patrzyli sobie chwilę w oczy dodała ciszej:

-Obiecaj, że to kiedyś się skończy. Że będziemy żyć razem szczęśliwi. Bez tych... masek, Tygrysów i innych zwierząt pokroju Twojego brata.

Zorrin uśmiechnął się lekko i zgarnął włosy za jej ucho poprawiając kwiatek, po czym odparł:

-Obiecuję.

Oczywiście, musiał tak powiedzieć, bo inaczej nie dałaby mu spokoju. Gdzieś w głębi duszy również tego chciał, ale miał swoją robotę do zrobienia. Po śniadaniu odebrał konia ze stajni i pojechał dalej za miasto. Godzinę później znalazł się przed okazałą twierdzą zbudowaną z żółtych kamiennych bloków. Na rogach stały wysokie wieże w których dostrzegł łuczników, a wielkiej stalowej bramy strzegła czwórka strażników w maskach. Obok ze stajni wyskoczył jakiś młody chłopak i odebrał od Zorrina konia, pochylając przed nim głowę. Brama otwarła się na oścież i Zorrin wszedł do środka rozglądając się na boki. Na wielkim placu na środku ćwiczyli nowi najemnicy i zewsząd dało się słyszeć uderzanie stali o siebie. Na wprost była też główna część twierdzy, gdzie bracia obmyślali strategię dalszych działań. Po prawej była mała kuźnia, a obok zejście do więzienia. Po lewej znów ćwiczyli łucznicy i obok była zbrojownia.

Poza zasięgiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz